<<<17>>>

980 109 25
                                    

Lan Xichen podróżował przez całe dwa dni. Gdyby jego kultywacyjna forma nie uległa uszczerbkom, a zbyt wiele myśli nie przeszkadzałoby w skupieniu - z pewnością dotarłby do swojego celu w niecałą dobę. 

Mimo tego, w końcu - kilka godzin przed północą - stanął dumnie przed potężnymi bramami sekty Jin.

***

— Zewu Jun, tak się martwiliśmy! — znajomy krzyk rozprzestrzenił się po okazałej rezydencji zatopionej w złotych odcieniach. Bogactwo wystroju jednej z sypialni, spokojnie wystarczyłoby na wybudowanie dużego miasta i wyżywienie w nim ludności.

Lan Xichen przekręcając głowę na bok uśmiechnął się delikatnie. Po kilku dniach spędzonych na totalnym odludziu musiał poświęcić chwilę, aby przyzwyczaić się na nowo do wyższych standardów i ilości przechadzających się dookoła ludzi.

— Meng Yao, ależ nie trzeba — rzekł zakłopotany, powstrzymując przybranego brata przed pokłonem — Cieszę się, że również nic ci nie jest.

Lider sekty Jin wyglądał na dość spiętego, mimo radości bijącej od jego osoby. Poruszał się swobodnie i z wdziękiem, lecz mimo to wydawał się dość niecierpliwy chociażby przez ciągłe pstrykanie palcami. 

Gdy jednak zauważył na sobie spojrzenie uśmiechnął się niewinnie i zaprosił przybysza gestem ręki na pobliskie siedziska, pokryte tygrysimi wykładzinami. Lan Xichen popatrzył się z lekkim obrzydzeniem na krótkie futro martwego zwierzęcia, jednak doskonale maskując swoją niechęć, usiadł pewnie i wyprostował rękawy swojej szaty. Wyglądał dostojnie jak zwykle, jednak coś w jego wyglądzie nie pasowało liderowi sekty Jin. Jego uważne oko nie mogło przeoczyć żadnej różnicy. Wyszło na to, że oboje lustrowali siebie nawzajem.

— Och Zewu-Jun, twoja podróż musiała być bardzo trudna i męcząca — szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. — Masz cienie pod oczami i nieco poczerniałe ubranie, cóż za niekorzystne dla twego piękna ujmy.

Oczywistym było, że te "ujmy" nie wynikały wcale z żadnej podróży. Lan Xichen mimo prania swoich ubrań, nie mógł przywrócić ich bieli nie będąc w Zaciszu Obłoków. Jego zmęczona twarz także mówiła sama za siebie - "nie spałem od kilku dni". Meng Yao wyciągnął dzięki temu odpowiednie wnioski, które jak przystało zachował dla siebie.

Lan Xichen próbował jakoś wybrnąć z tego niezręcznego spostrzeżenia.

— Nie martwmy się tym zbytnio...

— Racja. — przerwał mu nieco nachalnie młodszy mężczyzna — Mam do ciebie dużo ważniejszą sprawę, Zewu Jun. Chyba, że wolisz najpierw spocząć w jednej z moich rezydencji.

— Dziękuję — z wdzięcznością pokiwał przecząco głową. — Ale wolałbym przejść do konkretów. 

— To wspaniale — rzucił trzeci głos, pochodzący od mężczyzny, który dopiero wszedł do sypialni — W końcu możemy wyjaśnić wspólnie kilka spraw.

Mężczyzna wszedł i gwałtowanie opadł na jedną z leżanek. Fiolet jego szat rozpostarł się na wszystkie strony, a blada pięść z pierścieniem na palcu zacisnęła się mocno. Jego przybycie okazało się niespodziewane dla obu rozmawiających.

— Jiang Wanyin — powitał go miło Lan Xichen.

— Och liderze sekty Jiang, po cóż takie negatywne nastawienie od samego wejścia? Potraktujmy tę rozmowę jako pokojową konwersacje między liderami trzech najpotężniejszych sekt — Meng Yao gestykulował wymownie, częstując w tym samym czasie swoich gości herbatą.

Powoli Spadam // Mo Dao Zu Shi // The UntamedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz