<<<14>>>

934 106 43
                                    


Ciężko sobie wyobrazić natłok emocji we wnętrzu Lan Wangjiego. Radość mieszała się z niedowierzaniem, a entuzjazm tworzył nierozerwalną nić wraz z niepokojem. Szereg obaw co chwilę zostawał zastąpiony przyspieszonym biciem stęsknionego serca. Hanguang-Jun pragnął uciec jak najdalej w ukrycie i jednocześnie wtulić się w Wei Wuxiana. Wstydził się swojego ostatniego wybryku, a poruszające się ciało drugiego mężczyzny tylko peszyło jego zamiary i chęci.

— Lan Zhan?

Ten głos. Słaby, wykończony i tak bezbronny. Niewinna postać leżącego Patriarchy naprawdę łamała aż serce.

Lan Wangji kryjąc na twarzy burzę uczuć swoją codzienną, poważną mimiką odchrząknął cicho. Dopiero po kilku sekundach gapienia się w otwarte oczy Wei Wuxiana, zdał sobie sprawę z tego, że dalej trzyma jego dłoń w swojej. Wytrącając się z transu, rozluźnił uścisk i ułożył obie dłonie na kolanach.

— Wei Ying — rzekł powstrzymując swoje poruszenie. — Wei Ying, jak się czujesz?

Wei Wuxian nie był jeszcze do końca rozbudzony, lecz mimo tego dość szybko zrozumiał swoją sytuację. Uważnie lustrował nieskazitelną twarz siedzącego przy nim mężczyzny. Choć Lan Wangji wyglądał na zmęczonego, wciąż biła od niego niesamowita aura, której nic nie mogło zakłócić.

— Jesteś ranny? — spytał Wei Ying patrząc wymownie na lekko przygarbiona posturę towarzysza. Jak zwykle zamiast zadbać o siebie, w pierwszej kolejności przejął się cudzym stanem.

— Nie. Nic mi nie jest. Nie przejmuj się — wydukał z udawaną pewnością Lan Zhan niskim głosem, po czym ponowił swoje pytanie – Wei Ying, jak się czujesz?

— Właściwie to nic nie czuję — widząc na sobie pytający wzrok, dodał — naprawdę nic.

— Nic nie czujesz?

— Czuję jedynie pustkę i radość z tego że cię widzę — szepnął Patriarcha, kaszląc przy tym lekko.

Lan Wangji na te słowa spuścił wzrok na swoje dłonie i pospiesznie chwycił przyniesiony wcześniej kufel z wodą. Czuł się niezręcznie, choć cieszył się że w końcu osoba na którą cierpliwie czekał doszła do siebie. Wei Wuxian widząc ochoczą ciecz w naczyniu wyciągnął po nią drżącą rękę, jednak w mgnieniu oka kubek został uniesiony gwałtownie w górę przez Wangjiego. Niezadowolony Patriarcha poruszył nosem, przypominając napuszonego królika.

— Nie będziesz pił na leżąco — skarcił go łagodnie Hanguang-Jun i podłożył mu pod plecy małą belkę siana pokrytą wierzchnią szatą któregoś z juniorów. Na widok tej prowizorycznej powłoczki na prowizorycznej poduszce, Lan Zhan gdzieś w myślach stwierdził, że koniecznie musi przynieść tu swoją pościel. — Pomogę Ci się podnieść — rzekł, po czym odkładając kufel na podłogę, obiema rękami chwycił Wei Wuxiana pod boki.

Siedzenie dla rannego okazało się jednak okropnie bolesne. Unosząc się do góry, Wei Ying poczuł przeszywający go ból w brzuchu. Dotykając się w okolicach nerek syknął przeciągle, po czym nie wytrzymując potwornego kłucia przełknął głośno ślinę. Odruchowo złapał mocno nadgarstek Lan Wangjiego. HanGuang-Jun doprowadził z powrotem przyjaciela do półleżącej pozycji i niepewnie pogłaskał go po ramieniu.

— Twoje ciało jest w złym stanie. Potrzebujesz teraz dużo pracy nad samym sobą. Nie działaj pochopnie — rzekł Lan Wangji i wsunął swoją dłoń pod głowę Wei Yinga — Pomogę Ci się napoić — rzekł i przechylając naczynie do przodu pomógł rannemu wziąć kilka łyków wody, tak aby ten się nie zakrztusił.

— Przepraszam — wydusił z siebie Wei Ying i złapał Lam Wangjiego ponownie za cofający się nadgarstek — Utrudniam ci życie nawet teraz. Nie pamiętam wszystkiego, ale chciałbym przeprosić też za tę szopkę w tamtą noc i...

Powoli Spadam // Mo Dao Zu Shi // The UntamedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz