Jiang Cheng tuż po konfrontacji z Lan Wangjim opadł bezsilnie na łoże w swojej prywatnej rezydencji. Dostęp do niej miały jedynie osoby zaufane, a tych z uwagi na ostry temperament lidera - było nie wiele. Samotny mężczyzna uniósł zabandażowaną dłoń i przyglądając jej się uważni poczuł rażący go niepokój.
Czy oni naprawdę chcą zabić Wei Wuxiana? Czy on ponownie musi umrzeć?
Zrezygnowany, zaprzeczył sobie kiwając głową. W wiadomości od sekty Jin nie było żadnej pogłoski o rzekomej śmierci Patriarchy. Wszystko co powiedział Lan Wangjiemu miało być jedynie nastraszeniem i podcięciem skrzydeł. Jiang Cheng nie znosił drugiego panicza Lan. Uważał go za zbyt dumnego i użalającego się nad sobą - jak chociażby w chwili gdy ten odbywał izolację z powodu żałoby po śmierci Wei Yinga. Oczywistym więc było, że każda wbita szpila w serce Hanguang-Jun była dla Jiang Chenga sposobem na uzyskanie ogromnej satysfakcji. Nawet jeśli miała się ona wiązać bezpośrednio z losem Wei Wuxiana.
Jiang Cheng nie mógł pojąć ich relacji, a sam zapał kultywatora w bieli niesamowicie go obrzydzał. Wiedział jednak, że ten wybielony drań jest jedyną osobą, która chce dla Wei Yinga jak najlepiej. Sam nie wiedząc dlaczego, poczuł przy ich porannym spotkaniu silną potrzebę podania dokładnego miejsca pobytu uwięzionego. Gdzieś głęboko w sercu liczył, że jego były brat zostanie uratowany z sadystycznych rąk sekty Jin. Gdzieś głęboko w duszy miał nadzieję, że Wei Wuxian nie umrze po raz drugi.
Ukrywając te myśli pod warstwą nienawistnej maski, wstał pośpiesznie i denerwując się na samego siebie zdecydował pójść na spacer. Musiał ochłonąć i zdecydować o dalszych ruchach w świecie kultywacji.
Nieustannie jednak coś dręczyło jego serce.
***
Sprawy w więzieniu sekty Jin skomplikowały się znacznie, kiedy w ich skromne, celne progi zawitała sekta Lan.
Pewnego wiosennego dnia, tuż po wyjeździe Lan Wangiejgo z Gusu, kilku dojrzalszych juniorów przybyło wraz z lśniącym jak zawsze - Lan Xichenem, na tereny sekty Jin GuangYao (Meng Yao). Panosząc się po złotej rezydencji, już pierwszego dnia dwójka najmłodszych juniorów przyczyniła się do krwistej tragedii. Zanim jednak doszło do kontrowersyjnych incydentów, bez wiedzy o przyszłych konsekwencjach postanowiono wyrządzić powitalną ucztę na cześć bliskich więzi sekt Lan i Jin.
Lan Xichen nie był nikim nowym w Wieży Złotego Karpia. Bardzo często przybywał tutaj, aby odwiedzić samego Meng Yao. Z resztą młodszy lider z podobną częstotliwością cieszył się górskim powietrzem w Zaciszu Obłoków. Relacja dwóch dowódców była na tyle bliska, że nikogo nie dziwił widok nierozłącznych towarzyszy, którzy rozmawiali ze sobą o każdej porze dnia. Gdy tylko się spotykali, każdy obiad, kolacja, wyjście na spacer czy kąpiel w ciepłych wodach były przez ich parę czynione bez chwili rozstania. Razem, w przyjaznych stosunkach cieszyli się każdym drobiazgiem zwykłego dnia.
Podobnie było i tym razem. Jin Guangyao na krok nie odpuszczał boku Lan Xichena. Polewał mu wino i zabawiał historiami swoich podopiecznych przy akompaniamencie serdecznego śmiechu Pierwszego Pana, lidera sekty Lan. Juniorzy obu klanów podziwiali ich zżytą relacje dużymi oczami, plotkując między sobą i tworząc z nich zakazane żarty, śmiejąc się przy tym głośno. W międzyczasie inni ganiali się po rezydencjach upojeni już zbytnio trunkiem i podziwiali urocze kelnerki częstujące gości świeżymi przystawkami. Nieco spokojniejsze osobniki, w tym większość uczniów sekty Lan - omawiało różne strategie dotyczące łapania trupów, bądź przechwalali się miedzy sobą męstwem i łupami z ostatnich polowań. Wszyscy wsłuchiwali się także w dźwięki radosnych ballad, które grała okoliczna kapela. Rzec by można, że główna sala w całości wypełniła się wrzawą i huczną, beztroską biesiadą.
CZYTASZ
Powoli Spadam // Mo Dao Zu Shi // The Untamed
FanfictionAresztowanie Patriarchy, które ukaże zawistność świata, pazerność ludzką i kiełkujące uczucie z korzeniami głęboko zaciśniętymi w dwóch duszach. "Powolny niech słyszę jęk łańcuchów i wtedy spadam, spadam głową w dół." - Obywatel G. C. "Powoli Spada...