"Raz razem, teraz to już przeszłość
W stanie czuwania udawajmy, że to było snem
Jak się pamięta zło i dobro w tym świecie?
Tak jak gęstą krew ogrzewającą zimne ostrze"*
Cichy głos współpracował z brzdękami guqina. Chińska odmiana cytry, instrument charakterystyczny dla sekty Lan wydawał z siebie kolejne, kojące dźwięki. Długie, kościste paliczki umiejętnie poruszały się po jego jedwabnych strunach. Melodia była spokojna i nieco smutna. Można by ją nazwać wręcz refleksyjną. Dodatkowo niska barwa głosu nucącego mężczyzny, wywoływała łzy w oczach.
Lan Wangji znajdował się tuż obok okna. Siedząc z skrzyżowanymi nogami, nadzorował stan spoczywającego nieopodal w białej pościeli Wei Wuxiana. Zerkał na niego co chwilę, aby sprawdzić czy jego klatka piersiowa wciąż powolnie się unosi i opada.
Był wieczór. Nadchodziła piękna gwiaździsta noc. Blask niemalże pełnego księżyca oświetlał dwie sylwetki, przebywające w małym domku.
— Pięknie — szepnął schrypiały głos. Dwa czarne węgliki wbiły swoje drżące spojrzenie w białą postać pod oknem.
Lan Wangji uciszył instrument, kładąc na strunach swoją dłoń. Jego złote spojrzenie przeniosło się na skromne łóżko.
— Wei Ying — rzekł, powoli podnosząc się z podłogi. W nocnym klimacie i jaskrawym świetle srebrnego globu, wyglądał jak powstający anioł. — Jak się czujesz?
Wuxian skopał kołdrę i usiadł na łóżku. Obie stopy dotknęły podłogi, ciało się rozbudziło, a oczy uważnie obserwowały postać w rażącej bieli.
— Pięknie — rzekł ponownie, nieco głośniej Patriarcha. Napotykając wzrokiem pytającą, porcelanową twarz, dodał — Ty wyglądasz pięknie.
Wangji prychnął. Odwrócił twarz, wpatrując się z udawanym skupieniem w widok za oknem. Polne rośliny tańczyły w rytm wiatru, a góry w oddali dawały wrażenie ogromnych barier swoim wyglądem. Kultywator starał się naprawdę nie przejmować gorącem wypełniającym cały jego organizm, ani drżeniem nóg. Natura, to na nią zamierzał przerzucić swoje emocje.
— Jak się czujesz? — zadał znów swoje pytanie po kilkusekundowej ciszy, która i tak trwała dla niego zbyt długo. Jak najszybciej chciał usłyszeć wesoły głos, zapewniający go, że wszystko jest w porządku.
— Nigdy się tak wspaniale nie czułem, Lan Zhan — Wuxian uśmiechnął się szeroko. Miał nadzieję, że te słowa uspokoją zmartwionego mężczyznę. Pokrzepią jego rozżalone serce.
Niestety tak się nie stało.
— Kłamiesz — Wangji podszedł bliżej siedzącego mężczyzny i przyjrzał mu się uważniej. Grymas zasłaniany sztucznym uśmiechem i oczy unikające złotego spojrzenia, upewniły tylko jego domysł. — Co cię boli?
Wuxian wyglądał na zakłopotanego. Westchnął przeciągle, krzywiąc się, gdy za duża ilość powietrza dotarła do jego płuc.
— Wyjdziemy na zewnątrz? — rzekł, ignorując natarczywy wzrok. Podpierając się o ramę łóżka, wstał samodzielnie na równe nogi. — Jest taka przyjemna noc dzisiaj — stwierdził, mówiąc cokolwiek, aby zmienić temat. — No już, chodźmy na spacerek, Lan Zhan — z nagłą pewnością siebie, zrobił kilka kroków do przodu. Mimo chyboczącej się postury, udało mu się przejść kawałek drogi bez upadku. Dumny z siebie spojrzał na swoje nogi i niespodziewanie skoczył w miejscu. Śmiejąc się, zaczął niezdarnie krążyć po pokoju, przechwalając się na głos. — Jestem niesamowity! Chodzę. Bez ciebie. W końcu mogę chodzić! I skakać! Sam. Rozumiesz, Lan Zhan? Jak będziesz niegrzeczny, to mogę wstać i uciec daleeko stąd! Cóż za wspaniała noc. Ja naprawdę mogę chodzić!
CZYTASZ
Powoli Spadam // Mo Dao Zu Shi // The Untamed
FanfictionAresztowanie Patriarchy, które ukaże zawistność świata, pazerność ludzką i kiełkujące uczucie z korzeniami głęboko zaciśniętymi w dwóch duszach. "Powolny niech słyszę jęk łańcuchów i wtedy spadam, spadam głową w dół." - Obywatel G. C. "Powoli Spada...