Zawiasy otwartego okna popiskiwały przy najmniejszym podmuchu wiatru. Gruba, ciepła kołdra współpracowała z przewracającym się na boki ciałem, tworząc charakterystyczny szelest.Było głośno pomimo głuchej ciszy.
Umysł nie potrafił już pracować logicznie. Duszność pokoju stała się przyczyną powstawania coraz to gorszych domysłów i planów. Swobodnie ułożone na brzuchu dłonie co chwilę nerwowo drapały się nawzajem.
Lan Xichen nie mógł zasnąć.
Dręczyły go własne myśli, wirując po zmęczonej głowie i denerwując go coraz bardziej. Wszystko zrobiło się zbyt trudne. Jego mózg wydawał się bardziej ograniczony z każdą minutą. Gdy zbliżała się już kolejna godzina bezsenności, Zewu-Jun postanowił coś z tym zrobić. Nie mógł pozwolić obłąkanym domysłom przejąć nad nim kontrolę. Unosząc się gwałtownie do góry, usiadł prostując plecy. Rozmasowując palcami skronie zdecydował się wstać i wziąć kilka głębszych oddechów dla uspokojenia. Był kłębkiem nerwów, co w ogóle nie pasowało do jego spokojnej osobowości.
Po jakimś czasie zdecydował się na spacer. Wiedział, że już na pewno nie uśnie, a trwanie w jednym łóżku kilka godzin tylko pogorszy sytuację. Ochoczo nałożył wierzchnią szatę i pozostawiając miecz z fletem w szufladzie, wyszedł na pusty dziedziniec sekty Jin.
Początkowo dla rozeznania się w terenie, ukrył się w cieniu pod drzewem. Unikając straży pełniących nieopodal wartę, przemknął niczym duch do węższych uliczek pomiędzy rezydencjami. Nie chciał z nikim rozmawiać i zbędnie się tłumaczyć. Rozkoszując się mżawką i zapachem kwiatów, wędrował powoli układając sobie wszystko w głowie.
Noc była piękna, choć niebo spowijał dywan ciemnych chmur. Okazały księżyc oświetlał najmniejsze zakątki, a wilgoć przyjemnie orzeźwiała zmęczoną twarz kultywatora. Magia tej pory nocy mimowolnie dała upust najcięższym emocjom, załagodziła także otwierające się rany w sercu. Lan Xichen mógł spokojnie przemyśleć przeszłe sytuacje, dotyczące chociażby fałszywości Meng-Yao czy cierpienia Wangjiego. Stawiając nogę za nogą szedł coraz dalej, zostawiając za sobą resztki niepokoju.
Do czasu.
Gdy zmęczony umysł pomyślnie się regenerował, a zrozumienie swoich emocji pozwoliło mu odetchnąć, czyiś głos przyprawił go o ponowne spięcie ciała. Z łomoczącym sercem skrył się za szerszym, złotym filarem i przymykając oczy wytężył słuch. Wszystko działo się zbyt szybko i impulsywnie.
"—Macie podawać mu to dalej. Nie obchodzi mnie, że to jakiś zmarły kilkanaście lat temu dzieciak sekty Wen.
— Liderze, ale przy kolejnych dawkach mogą zacząć się komplikacje. Nie wiemy do czego jest zdolny Upiorny Generał pod wpływem tych substancji
— 'Nie wiemy, nie wiemy' — przedrzeźnił ich cyniczny głosik — To się dowiecie przy okazji. Wykonujcie moje rozkazy, bo nie ręczę za siebie."
Mniejszy cień przemknął nieopodal filarów wyraźnie się spiesząc. Dwie pozostałe osoby, najprawdopodobniej będące uczniami sekty Jin, z wyraźną paniką udały się wgłęb zacienionych schodów prowadzących w dół.
Zewu-Jun doskonale wiedział do kogo należał władczy i szyderczy głos. Nabierając poważnych podejrzeń nie mógł dłużej czekać. Udał się za młodymi mężczyznami, licząc że samodzielnie odnajdzie odpowiedzi na wszelkie pytania. Skierował się w ciemny i pogrążony w mroku korytarz pachnący stęchlizną.
Jego chwila odprężenia stała się drobnostką przeszłości.
***
W odległej chatce, będącej schronieniem dla najbardziej poszukiwanych kultywatorów, odbywało się właśnie nie małe przedstawienie.
CZYTASZ
Powoli Spadam // Mo Dao Zu Shi // The Untamed
FanfictionAresztowanie Patriarchy, które ukaże zawistność świata, pazerność ludzką i kiełkujące uczucie z korzeniami głęboko zaciśniętymi w dwóch duszach. "Powolny niech słyszę jęk łańcuchów i wtedy spadam, spadam głową w dół." - Obywatel G. C. "Powoli Spada...