Dwie sylwetki poległy, jednak tłoczna chmara ludzi nie ucichła nawet na moment.
Chwila, w której Patriarcha pozornie wydał swoje ostatnie tchnienie i padł nieprzytomnie na dachu, zachwyciła obserwujących ją kultywatorów. Głośne okrzyki i kąśliwy śmiech wypełnił dziedziniec sekty Jin.
Jedynie trzy osoby niezbyt dobrze się bawiły. Liderzy sekt Jiang i Jin stali obok siebie z niedowierzaniem wpatrując się w biel szat osoby przed nimi. Nieruchomy Lan Xichen będący wciąż pod wpływem trującej igły, jak w amoku wydzierał się w kierunku brata. Chodź nie mógł poruszyć tułowiem, jego twarz skąpała się w wielu emocjach. Obserwując tragiczny koniec dwójki bliskich mu osób, krzyczał ile sił w piersi dławiąc się własnymi łzami.
— Wangji! Wangji! — nie mógł się powstrzymać. Rujnując swoją elegancję i spokojny wizerunek nieszczęśliwie zawodził, wpatrując się w biało czarną plamę na jednej z posiadłości przed nim.
Nikt - niezależnie od jego nastroju, nie spodziewałby się jednak drobnej niespodzianki.
Gwar wiwatującego ludu uciszył nagle dźwięk łańcuchów tarzających się po pobliskich budynkach. Każdy nawet najgłośniejszy rozmówca stanął niemo dęba. Rozwścieczona czarna sylwetka mknęła po złotych klepkach wywołując naglą panikę.
— To Upiorny Generał!
Wen Ning musiał rozbudzić się melodią uzdrawiającą, którą jeszcze kilka minut temu grał Wei Wuxian. Przypominając bestię, mknął jak dziki szukając swojego pana. Gdy w końcu dotarł do nieprzytomnych mężczyzn, stanął posłuszne na baczność spoglądając spode łba na leżącą postać Patriarchy. Gwałtowanie rzucił się na kolana i bez żadnego wyrazu twarzy złożył poległym niski pokłon.
Ta scena przyciągnęła rzeszę gapiów. Z niedowierzania niektórzy pootwierali aż usta, wydając z siebie tylko powolne dyszenie. Lecz gdy mieli już nadzieję na to, że Upiorny Generał starci swoją potężną moc i podda się przed tłumem po stracie swojego właściciela, Wen Ning uniósł się jak feniks w powietrzu i stanąwszy na środku przodem do publiki, zaczął przeraźliwie ryczeć. W rytm jego donośnego głosu zerwał się także gwałtowny wiatr. Wichura zaczęła zwiewać nakrycia głów i porozrzucane wcześniej w skutek eksplozji - pozostałości po pobliskiej rezydencji. Część ludzi zaczęła uciekać w kierunku bram. Rzucając się wręcz na siebie parli do wyjścia, nie oglądając się nawet do tyłu. Odważniejsze jednostki podniosły swoje miecze na krzyczącą bestię, wyzywając ją do pojedynku. O ile chaos wywołany przez Wei Wuxiana był potężny, to co działo się teraz można było nazwać istną wariacją.
Wen Ning rzucił się na tłum, raniąc kolejne osoby lub wyrzucając je ze złością w powietrze. Przez rozlewający się w nim żal po stracie Wei Wuxiana zupełnie stracił panowanie nad sobą.
Tymczasem na charakterystycznym dachu pojawił się drobny chłopak w bieli. Walcząc ze spychającym go wiatrem, przedzierał się do przodu chcąc dotrzeć do leżącej tragicznej pary. Wymachując rękoma przed sobą, wyglądał jakby płynął w wirze wiatru. Co chwilę przymykał załzawione oczy, starając się nie stoczyć w dół. Gdy w końcu udało mu się zaczepić nogami o drewnianą belkę na szczycie, przykucnął przy dwójce seniorów.
Był to Lan Sizhui.
To co ujrzał z pewnością pozostało mu w głowie na zawsze. Był to bowiem obraz przetrwania, zaufania i niezwykle bliskich więzi. Kruchy Patriarcha w czerni spoczywał w ramionach kultywatora w bieli. Ręka Hanguang-Juna zaciśnięta usilnie na głowie Wei Wuxiana, mimo krwawienia wciąż ochraniała i otulała. Szkarłat krwi pochodzący z dwóch, wtulonych w siebie ciał zmieszał się ze sobą tworząc ciekły koc.
CZYTASZ
Powoli Spadam // Mo Dao Zu Shi // The Untamed
FanfictionAresztowanie Patriarchy, które ukaże zawistność świata, pazerność ludzką i kiełkujące uczucie z korzeniami głęboko zaciśniętymi w dwóch duszach. "Powolny niech słyszę jęk łańcuchów i wtedy spadam, spadam głową w dół." - Obywatel G. C. "Powoli Spada...