PIOSENKA PRZEWODNIA: Bon Jovi Because we can
---
JACOB's POV
Świat jest pełen chaosu. Niczego nie da się do końca przewidzieć. Nie potrafimy w stu procentach skutecznie określić skutków naszych decyzji. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość, zanim stanie się ona teraźniejszością. Jednak cokolwiek by się nie stało, ludzkość idzie do przodu, a my zmuszeni jesteśmy to zaakceptować. Możemy wściekać się na wszystko wokół, możemy być zazdrośni o szczęście innych, ale koniec końców to nic nie zmieni. Podnosimy się po kolejnych porażkach i wracamy do życia mniej lub bardziej poranieni. A gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi ludzkimi wzlotami i upadkami jestem ja.
Kiedy w rześki dzień lutego przyjeżdżam do warsztatu, szef patrzy na mnie jak na wariata. Doskonale wiem, co chce powiedzieć, toteż nie zamierzam go słuchać.
— Tyler! — woła, kiedy prowadzę motocykl do środka. — Czyś ty kompletnie zgłupiał?
Ta, już dawno.
Nie reaguję, kiedy jego szczęka chodzi na boki. Najchętniej by mnie udusił, zdaję sobie z tego sprawę. Cóż, obecnie ma zbyt wielu świadków. Dlatego też niewzruszenie kontynuuję spacer z Ducati do budynku. W środku czekają już moi koledzy, zadowoleni, że dam im zarobić. Głąby, myślą tylko o forsie i klubowych dziwkach.
— Co tym razem? — pyta Dexter, zaglądając na mnie zza stołu.
Wzruszam ramionami, stawiając maszynę na nóżce. Niedbale macham ręką na wgnieciony lewy bok i zdarty lakier. Jeszcze jakiś czas temu takie szkody by mnie ruszały. Kiedyś dbałem o ten motocykl. Można powiedzieć, że traktowałem go nawet jak dziecko. Później pewne wydarzenia sprawiły, że zacząłem go traktować po prostu jako środek transportu. Nic więcej i nic mniej. Po prostu coś, na czym można jeździć. I zarabiać.
— Sam sobie to mogę naprawić. — Posyłam Dexterowi zblazowane spojrzenie. To zawsze działa, gdy chcę, by ktoś dał mi spokój.
No, może prawie zawsze.
Chłopak kiwa głową i wycofuje się z hali. W pomieszczeniu zostaję sam. Wspaniale. Przecieram twarz wierzchem dłoni, podchodząc do półki z radiem. Włączam go i od razu przełączam na stację KROQ-FM, bo nie zdzierżę słuchania mdłego popu dłużej niż pięć minut. Kiwam głową do Church od Fall Out Boy. Zdecydowanie lepsze to, niż cukierkowe piosenki miłosne.
— Co tym razem? — Szef staje mi za plecami, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Wzdrygam się, bo udało mu się mnie zaskoczyć.
— Nic. Wgniótł się trochę i lakier zdarty — odpowiadam szybko, spinając się.
Błagam, niech nie drąży tematu. Lepiej dla wszystkich, żeby poszedł w ślady Dextera i opuścił to pomieszczenie, dając mi w spokoju pracować.
— Dobrze wiesz, że nie o to pytam, Jacob — traci cierpliwość, ale nawet to mnie nie rusza. Szczerze powiedziawszy, mało już jest słów, które jakkolwiek potrafią we mnie trafić. — Co się stało?
— Nic, Francisco — odwarkuję, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenia. Wiem, że nie odpuści. — Nie wtrącaj się.
— To, że jesteś moim siostrzeńcem, wcale nie znaczy, że będę cię traktował jak dziecko specjalnej troski. — Wymijam go, ale on dalej ciągnie temat.
Przegina. Wchodzi na bardzo trudny, drażliwy temat. Tylko ją wspomina, ale to wystarcza, by krew zaczęła mi szumieć w uszach. Zawsze byłem porywczy, działałem impulsywnie. Podałem się na ojca. Mama była tą, która mnie uspokajała. No właśnie, mama. Wystarczy ją wspomnieć, by uderzyć w jej syna. Francisco powiedział tylko siostrzeńcem, ale mojej głowie to wystarczyło, by odblokować wspomnienia, przed którymi bronię się już prawie pięć lat.
![](https://img.wattpad.com/cover/211038348-288-k304864.jpg)
CZYTASZ
CZEKAM ZA MGŁĄ ✔️
Roman pour AdolescentsDla Josselyn Hargove taniec to życie. Jedyny właściwy sposób na wyrażanie siebie. Świat bez hip-hopu straciłby rację bytu, więc gdy tylko otwierają się przed nią drzwi do tanecznego podziemia, bez zastanowienia dokonuje wyboru. Jacob Tyler na wypełn...