PROLOG

4.6K 294 154
                                    

ROZDZIAŁ POPRAWIONY! Miłego czytania ♥

Twitter: #eitfbby #sensualweatherbby

PIOSENKA PRZEWODNIA: Kodaline Brother

---

Jak wiele może znieść jedna osoba?

Jak wiele może wziąć na swoje barki siedemnastoletnia dziewczyna?

A dziewiętnastoletni chłopak?

Ile?

Kolejne niepowodzenia, problemy i tajemnice były jak cegły; ciężary, które los na siłę wciskał mi na plecy... A ja mu na to pozwalałam. Nie opierałam się, mimo że czasem czułam, jakbym miała już nie wytrzymać. Mimo że czasem nie dawałam rady i upadałam.

Konsekwencje nie miały żadnego znaczenia – przecież nie będę nastolatką na wieczność, prawda? Muszę korzystać z tego krótkiego etapu w życiu, ile tylko mogę, bo zegar tyka, sekundy uciekają przez palce, a my nieuchronnie zbliżamy się do dorosłości... Strasznie przygnębiająca myśl.

Przed tym wszystkim byłam pewna, że moje życie już na zawsze pozostanie takie samo – nuda, rutyna i wieczna chęć spania przez cały dzień i noc z przerwami na posiłki. Myliłam się i to bardzo. A najlepsze jest to, jak ta cała karuzela ruszyła! Ha, gdyby to było jakieś widowiskowe spotkanie godne zapełniania kartek książki lub czegokolwiek, ale nie... Owszem było absurdalne i niedorzeczne, ale do pewnego momentu tak naprawdę nic nie wskazywało zmiany.

Chociaż może to i dobrze.

Chyba.

***

Las. Wysokie drzewa. Szum wiatru. Lekko rozkołysane korony. Radośnie ćwierkające ptaki. Słońce. Błękitne niebo. Ani jednej chmurki. Ciepło.

Ech, cóż za nieodpowiednie warunki.

Czarny kaptur kryjący twarz w cieniu. Luźna bluza z kieszeniami, w których chowają się dłonie. Niebieskie jeansy. Sportowe, czarne adidasy. Chrzęst butów na żwirowej drodze. Przyspieszony oddech. Ręce zaciskające się w pięści. I te słowa, powtarzane jak mantra:

— Wrócisz, zobaczysz, że wrócisz.

Przerwany marsz. Sfrustrowany krzyk. Trzepot skrzydeł. Odlatujące ptaki. Żadnej ulgi. Dłonie wyciągnięte z kieszeni. Zaciśnięte w pięści. Pierwsze uderzenie. Ani grama spokoju. Drugie uderzenie. Strzaskany kawałek kory. Zero satysfakcji. Mało. Za mało. Złość dalej rośnie. Albo bezsilność? Cholera wie. Trzecie uderzenie. Drzewo nie odpowiada. Na knykciach błyska czerwona ciecz. Syk. Dalej nic. Czwarte uderzenie. Lśniące oczy. Dlaczego z tym drzewem nic się nie dzieje?

Usta spotykają dłoń. Krew. Łzy. Mieszają się. Odwrót. Plecy opierają się o pobite drzewo. Kaptur nieco zsuwa się z twarzy. Co z tego? Nikt nie patrzy. Słona ciecz na policzkach. Tak dawno jej tu nie było. Zamazany obraz. Ciało trze po korze. Upada na ściółkę. Dłonie przejeżdżają po twarzy. Kolana wędrują do klatki piersiowej. Palce wplątują się we włosy. Zaciskają i ciągną. Dlaczego to nie boli? Powinno. Musi boleć!

Las pozostaje obojętny. Jakby to wydarzenie nie było niczym nowym. Jakby to działo się codziennie. A przecież tak nie jest. A może jest? Tylko wiekowe drzewa wiedzą. Ale nie powiedzą, bo są skurwysynami i wolą w milczeniu się przyglądać. Kiepscy z nich psycholodzy, ale obserwatorzy świetni.

Ptaki wracają do swoich gniazd. Nie zwracają uwagi na scenę pod drzewem. Dla nich również to wszystko jest nieistotne. Leśne zwierzęta zniknęły. Boją się? A może im żal?

Łzy mieszają się z wydychanym powietrzem. Wzrok błądzi. Od drzewa do drzewa. Na ścieżkę w stronę miasta. Na ścieżkę dalej w las. Nie słychać samochodów. Za daleko stąd do Lakeland. Ach, Lakeland. To znienawidzone, małe miasteczko. A przecież wszyscy kochają Florydę.

Prawie wszyscy.

Ściółka jest wilgotna. Ostatnio padało. Nagle ktoś pojawia się na horyzoncie. Na tej ścieżce od miasta. Sylwetka dziwnie znajoma. Zbliża się.

Nogi zbyt miękkie, by się na nich podnieść. Wzrok zbyt zamglony, by dokładnie rozpoznać. Usta zbyt zmęczone, by się odezwać. Ten głos, ktoś mówi. Znajomy.

— Co ty... — urywa kucając. Wzdycha. — Mówiłem ci, wróci. Wymyślimy coś. Chodź.

Wyciąga rękę. Choć nogi nadal drżą, wstaje. Jeszcze raz przeciera twarz wierzchem dłoni. Nie odzywa się. Nie ma takiej potrzeby. Już wie, kto do niego mówi. To przyjaciel. Dobry przyjaciel. A może najlepszy? Tak, chyba tak. Najlepszy.

---

Wrzucam wam prolog, ale na pierwszy rozdział będziecie musieli poczekać aż do... Walentynek. Wprawdzie mam napisane już trzy rozdziały na ponad trzy tysiące słów (co w moim przypadku jest osiągnięciem, bo do tej pory miałam problem z napisaniem na więcej niż półtora tysiąca), ale chcę, żeby rozdziały pojawiały się w miarę regularnie, a jeszcze większy zapas rozdziałów mi w tym pomoże.

Mam tylko nadzieję, że ten plan wypali.

Kocham was,
♥ liv

P.S. W grudniu już wiem, że plan z regularnością rozdziałów w moim przypadku nie ma racji bytu.

CZEKAM ZA MGŁĄ ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz