XVII
Noc, choć była dla mnie męcząca, szybko minęła, a zaraz po niej nastał piękny poranek. Pierwsze promienie słońca leniwie wpadające przez okna do domu napawały mnie spokojem. Dawały subtelny blask nadziei na kolejne dni. Ociężale podniosłam się z krzesła. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jeszcze przez najbliższe dni będę chodzić obolała. Poszłam do sypialni, w której cały czas spał Sebastian. Nie chcąc go obudzić, cicho wyjęłam ubrania z szafy i udałam się do łazienki. Puściłam wodę, która wąskim strumieniem zaczęła płynąć z kranu do wanny. Czekając, aż będzie jej wystarczająco dużo, powoli zaczęłam zdejmować ubrania. Moje obolałe ciało wcale nie ułatwiało tej prostej czynności. Rozbierając się, dostrzegłam kilka siniaków, co nie było dla mnie niczym dziwnym ani nowym. Weszłam do wanny i zrelaksowana zanurzyłam się w przyjemnie parzącej cieczy. W końcu choć trochę mogłam się odprężyć i wyciszyć. Okalająca mnie woda dawała poczucie spokoju i równowagi po tej ciężkiej nocy.
[Perspektywa Sebastiana]
Gwałtownie zerwałem się z łóżka, gdy usłyszałem kasandryczne wrzaski dobiegające z łazienki. Całe moje ciało spięło się w przypływie strachu i narastającej paniki. Krzyki nie ustawały, wręcz przeciwnie, z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej rozpaczliwe. Nie myśląc wiele, rzuciłem się biegiem w stronę pomieszczenia. Zdecydowanie pociągnąłem za klamkę, lecz ona nie ustąpiła. Serce waliło mi jak oszalałe, zamaszyście obijając się o żebra. W akcie desperacji usilnie szarpałem się z drzwiami, lecz bezskutecznie. Słysząc dantejskie krzyki Pelagii i przerażający śmiech demona miałem ochotę umrzeć tu i teraz, ażeby już nigdy więcej nie słyszeć tych mrożących krew w żyłach dźwięków. Łzy leciały strumieniami z moich oczy, kiedy nadaremnie mocowałem się z klamką. Jedyne, co odczuwałem to obezwładniającą bezsilność, która była najgorszym uczuciem, jakie doznałem. Bezradny zjechałem po drzwiach w dół i otarłem policzki z łez. Nagle wrzaski oraz śmiech ustały. Ich miejsce zajęła głęboka, złowieszcza cisza, którą przerywał mój rozpaczliwy szloch. Drzwi uchyliły się z głośnym skrzypnięciem, zapraszając mnie do środka. Pospiesznie podniosłem się z podłogi i wbiegłem do łazienki. Gdy ujrzałem zawartość wanny, żółć podeszła mi do gardła. Miałem ochotę krzyczeć, wrzeszczeć i wyć jednocześnie, ale przeszywający ból w klatce piersiowej nie pozwolił mi na nic. Stałem w bezruchu, przyglądając się temu, co zostało z Pelagii.
[Perspektywa Kasjana]
Wracałem do domu. Byłem ciekawy, a jednocześnie zaniepokojony tym, co działo się pod moją nieobecność. Jedno było pewne, raczej nic dobrego. Nie bez powodu Pelagia nakłaniała mnie do wyjazdu. Miałem nadzieję, że nic poważnego się nie stało. Zaparkowałem samochód pod domem, zabrałem małą torbę, w którą się spakowałem i ruszyłem w stronę drzwi. Przekroczyłem próg. Zawołałem na powitanie, ale odpowiedziała mi dziwna, niepokojąca cisza, którą coraz bardziej przerywały mój przyspieszony, nierówny oddech i szybkie bicie serca. Torba spadła z mojego ramienia i głośno obiła się o podłogę. Ruszyłem szybkim krokiem do kuchni, ale nikogo tam nie zastałem. Sprawdziłem salon, sypialnie Pelagii i już miałem pójść do góry, ale została mi jeszcze łazienka. Z obawą podszedłem do drzwi. Były one delikatnie uchylone. Wszedłem do środka, choć wszystkie zmysły mi tego stanowczo odradzały. Wzdrygnąłem się, gdy poczułem metaliczny zapach krwi. Wstrząśnięty widokiem, padłem na kolana, które same się pode mną ugięły. Nie mogłem uwierzyć w obraz, który rozpościerał się przed moimi oczami. Była to scena przepełniona bólem i ociekająca cierpieniem. Wanna była wypełniona krwią oraz szczątkami Pelagii, a nieliczne fragmenty ciała leżały rozszarpane na podłodze. Nie miałem pojęcia, jak w ogóle udało mi się ją rozpoznać z tego, co z niej zostało. Cały ten widok był dla mnie przerażający, makabryczny. Trząsłem się i ocierałem strumienie łez i jedyne, co odczuwałem to bezgraniczną rozpacz. Po chwili na moje ramię opadło kilka kropel cieczy. Odruchowo spojrzałem w górę. Przerażony widokiem odskoczyłem z głośnym krzykiem. Zmiażdżone, nienaturalnie wykrzywione ciało Sebastiana było wciśnięte w sufit, a krew ze złamań otwartych sączyła się wolno i leniwie spadała na podłogę. Jego wzrok był przerażający, wyrażał ból, ale również bezsilność i głęboki smutek. Ocierając łzy, spoglądałem na Pelagie, a raczej na jej skrawki i na Sebastiana. Emocje, które się we mnie wezbrały, rozrywały mnie od środka.
CZYTASZ
Ku przeklętej wieczności
FantasyPelagia zajmuje szczególne miejsce w Watykanie, nie tylko przez wzgląd na swoją enigmatyczną osobowość, czy też bogate znajomości, lecz przez zdolności, które posiada i nie boi się ich wykorzystać. To, co dla innych jest niemożliwe do zrobienia, dla...