XXXV
Pogrążoną w półmroku, wyłożoną kamieniem uliczkę oświetlała tylko jedna lampa. Staliśmy przed budynkiem, który z zewnątrz niczym nie wyróżniał się na tle reszty zabudowań. Równie dobrze mogło się tu mieścić wejście do kawiarni, ale takowym nie było. Ze środka wydobywał się dźwięk stłumionej muzyki. Chwyciłam zakonnika za rękę i weszliśmy do środka, gdzie przywitał nas zapach alkoholu, dymu oraz potu. Ten lokal, o ile można go tak było nazwać, nie uległ żadnej zmianie od wielu lat. Wyblakłe ściany, zniszczona, drewniana podłoga, stare kinkiety, popękane kanapy, słabe oświetlenie. Wszystko w tym pomieszczeniu wołało o pomstę do nieba. Wszystko wraz ze stałymi bywalcami tego przybytku, którzy nie mieli już nic do stracenia. Klienci dzielili się tutaj tylko na dwie grupy - na tych przypadkowych, którzy szybko wychodzili i na tych, którzy spędzali tu całe noce.
Usiedliśmy na najmniej zniszczonej sofie blisko drewnianego, obskurnego baru. Zakonnik rozglądał się po wnętrzu z antypatycznym wyrazem twarzy. Wcale mnie to nie dziwiło. Dzisiaj przyszło wielu ludzi, którzy tańczyli na środku, śmiali się w kątach, siedzieli na obdrapanych kanapach, upajali się alkoholem oraz palili.
Poszłam zamówić coś do picia i po chwili wróciłam z dwiema szklankami. Dacjanowi podałam tą z podwójną whisky.
- Co pijesz? - zapytał zaciekawiony, zerkając na moje szkło.
- Wodę.
Podejrzliwie zmierzył mnie wzrokiem.
- No co?
- Pijesz mało alkoholu, odkąd opuściliśmy granice kraju - stwierdził.
- Odpowiadam za twoje bezpieczeństwo.
Przewrócił oczami, ale nie skomentował.
- Dlaczego mnie tu zabrałaś? - zapytał w końcu, nadal rozglądając się po pomieszczeniu.
- Rzym to nie tylko piękne zabytki, klimatyczne ulice. Każde miasto ma swoje dobre i złe strony. Bardziej docenisz pierwsze, gdy ujrzysz drugie. Takich miejsc, jak to, nie zobaczysz w przewodnikach, a stanowią one część miasta, na którą również składa się proletariat.
- Rozumiem, jednak ciekawi mnie to, z jaką lekkością wrzucasz tych wszystkich będących tutaj ludzi na margines społeczny.
- Patrzysz na ogół. Skupiając się na jednostkach, zauważyłbyś mężczyznę w rogu sali przegrywającego w kartach ostatnie swoje pieniądze, kobietę, która chce sprzedać swoje ciało, kolejnego mężczyznę zalanego alkoholem, zataczającego się pod ścianą, trójkę znajomych kłócących się o papierosa. A to tylko parter. Widzisz te schody po przeciwnej stronie sali? Tutaj panuje swego rodzaju kultura, piętrem niżej rządzą narkotyki oraz seks.
Ponownie rozejrzał się po wnętrzu, tym razem uważniej. Dostrzegł to. Dopił whisky, a ja wodę.
- Zejdziemy piętro niżej? - zapytałam.
Nie pytał, przytaknął, więc poszliśmy. Niewiele się zmieniło w wystroju, jednak muzyka była tutaj głośniejsza, a lampy przygaszone. Ludzie tańczyli na środku lub siedzieli dookoła na kanapach. Również zajęliśmy miejsce na jednej z nich. Para naprzeciwko nas bez żadnego skrępowania uprawiała seks, niedaleko nich ktoś wciągał kolejną kreskę, na parkiecie dwie kobiety oddawały się wyuzdanemu tańcu. Tu nie było żadnych norm, wytyczonych granic, to miejsce i ludzie sami je sobie wyznaczali.
- Brałaś coś kiedyś? - zapytał.
Domyśliłam się, co miał na myśli.
- Nie, alkohol i dobry seks w zupełności mi wystarczały i wystarczają. Mam jakieś granice.
CZYTASZ
Ku przeklętej wieczności
FantasyPelagia zajmuje szczególne miejsce w Watykanie, nie tylko przez wzgląd na swoją enigmatyczną osobowość, czy też bogate znajomości, lecz przez zdolności, które posiada i nie boi się ich wykorzystać. To, co dla innych jest niemożliwe do zrobienia, dla...