Droga do łóżka przez ołtarz prowadzi

145 6 0
                                    

VII


Następnego dnia obudziłam się z ostrym bólem głowy i odruchem wymiotnym. Szybko wyczołgałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki, po drodze zahaczając o futryny drzwi. Usiadłam na kafelkach i oparłam się o toaletę, kiedy do pomieszczenia wkroczył Kasjan.

- W takim stanie cię jeszcze nie widziałem - skomentował rozbawiony.

Treść żołądka podeszła mi do gardła, więc szybko oderwałam od niego spojrzenie, aby zwymiotować. Niemal od razu poczułam ulgę. Podeszłam do umywalki i obmyłam twarz zimną wodą.

- Dotychczas nie piłaś jak zawodowy alkoholik - stwierdził. - Stało się coś?

- Nie. Po prostu pewnych spraw nie idzie przemyśleć na trzeźwo.

Westchnął niezbyt usatysfakcjonowany odpowiedzią i wyszedł. Doprowadziłam się do porządku i poszłam do kuchni.

- Zrobiłem ci herbatę miętową. - Podał mi kubek.

Odruchowo powąchałam napar i ostrożnie spróbowałam.

- Nie jest zatruta - obruszył się.

- Wolę się upewnić. Pod tym względem nie będę ci ufać do końca życia - odparłam rozbawiona jego oburzeniem.

Wypiłam herbatę i zjadłam śniadanie. Ból głowy odpuścił, ale natłok myśli pozostał. Nadal rozwodziłam się nad rozmową z Dacjanem, ale także liliami i starszą kobietą. Przeczuwałam, że był to dopiero początek. Niepokojąca zapowiedź późniejszych wydarzeń.

Dni spędzone w Polsce płynęły spokojnie, co było dla mnie naprawdę miłą odmianą. W końcu mogłam odpocząć, a tego potrzebowałam już od wielu lat. Siedziałam w kuchni, leniwie popijając kawę, a Kasjan, jak co niedzielę szykował się na poranną mszę. Poprawił marynarkę i włożył buty.

- Pojadę dzisiaj do kościoła - poinformowałam.

- Żartujesz?

- Nie.

- Czyżby cię ktoś nawrócił? - zapytał prowokująco.

Zirytowana przewróciłam oczami.

- Uważaj, żeby cię woda święcona nie poparzyła - nabijał się dalej.

- Oj Kasjanie, Kasjanie - mruknęłam bezsilnie.

Mężczyzna uważał mnie za bezbożnice i nie zamierzałam go za to winić. Było zdecydowanie za wcześnie, aby uświadomić go, że sytuacja jest zgoła inna, niż zakładał. Może i od kilku tygodni nie byłam w kościele, ale w niczym mi to nie przeszkadzało i nie kolidowało z moją wiarą. Modliłam się, ale potrzebowałam wytchnienia i przerwy od tej instytucji.

- Jedziesz ze mną?

- Nie, pojadę wieczorem - odparłam.

Ten dzień minął mi zaskakująco szybko. Nim się obejrzałam, już musiałam szykować się do wyjazdu. Włożyłam bordową sukienkę i buty na średnim obcasie.

Zaparkowałam samochód pod kościołem i weszłam do budynku. Pomimo upływu lat, nadal wyglądał tak, jak go zapamiętałam. Stosunkowo niewielkie wnętrze pachnące starością, woskiem oraz kadzidłem. Przez piękne witraże do środka wpadały ostatnie promienie słońca, które rozświetlały wnętrze feerią barw. Stanęłam pod chórem, mając doskonały widok na cały kościół, a w szczególności na ołtarz. Wnętrze było skromne, czego nie można było powiedzieć o większości polskich kościołów. Niewiele elementów przykuwało uwagę złotym blaskiem. Ściany przyozdobiono prostymi sztukateriami oraz płaskorzeźbami. W samym centrum tej prostoty i skromności stał marmurowy ołtarz, a za nim kamienna rzeźba, która otaczała tabernakulum.

Ku przeklętej wiecznościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz