XXX
Klęczałam, opierając dłonie na materacu łóżka. Byłam zmęczona swoim ciekawym, aczkolwiek przeklętym życiem. Te dni spokoju tylko przygotowywały mnie na kolejne ciężkie chwile, które zapewne miały nadejść. Nie modliłam się od tygodni, jednak nawyk pozostał. Co wieczór klękałam, lecz zamiast wypowiadać tak dobrze znane słowa, odpływałam myślami do wszelkich problemów, które zaprzątały moją głowę. Ta chwila refleksji oraz zastanowienia była czymś w rodzaju podkarmienia lęku i strachu, a zarazem gorzką próbą uporania się z własnym życiem. Wygodnie ułożyłam się na łóżku, lecz nie mogłam zasnąć. Czas płynął, a ja przekręcałam się z boku na bok. Byłam cholernie zmęczona i poirytowana, lecz sen nie nadchodził. Leżąc na boku, moją uwagę skupiał tylko padający deszcz, który rytmicznie uderzał o szyby w oknie. Nagle zamarłam, czując, jak materac za mną niespodziewanie się ugiął. Zostając w bezruchu, z nerwów zagryzłam wargę. Przez ciszę, która nienaturalnie wypełniła pomieszczenie, słyszałam bicie swojego serca. Po pełnej napięcia chwili poczułam za sobą czyjąś obecność, a sekundę później wbijające się w moje plecy pazury.
- Znasz prawdę, a jednak cały czas próbujesz ją wyprzeć.
Powietrze wolno opuściło moje płuca. Zacisnęłam pięści, słysząc ten cholerny, ku mojemu nieszczęściu znajomy głos.
- Intrygujesz mnie - kontynuował wolno.
- Idź precz! - warknęłam.
Śmiech demona wypełnił pokój. Mimowolnie wstrząsnęły mną dreszcze.
- Powiedz to - wyszeptał, pozostawiając na mojej skórze gorąc oddechu. - Przecież znasz moje imię.
- Idź kurwa precz! - warknęłam stanowczo, choć bezradność wkroczyła w moje słowa.
Wstrząsnęło mną niedowierzanie, kiedy pazury zniknęły z moich pleców, a materac wrócił do swojego wcześniejszego stanu. Podejrzliwie patrzyłam na ciemniejszy niż zazwyczaj kąt pokoju. Czułam coś w rodzaju ulgi oraz poczucia kontroli, ale niestety wiedziałam jak złudne i fałszywe było to przekonanie. Gdy w końcu udało mi się zasnąć, koszmary wróciły do mnie jak prawie co noc. Rano obudziłam się jeszcze bardziej zmęczona, niż wieczorem, kiedy się kładłam. Leniwie spojrzałam na telefon i odczytałam wiadomość od zakonnika, z której wynikało, że przez najbliższy tydzień będzie bardzo zajęty.
W późnych godzinach popołudniowych do domu wrócili Kasjan z Sebastianem. W ostatnim czasie miałam wrażenie, że przyjeżdżają tutaj tylko spać. Wiedziałam już od dawna, że coś kombinowali, aczkolwiek postanowiłam, że nie będę się w to mieszać. Jednak mimo wszystko byłam ciekawa, co pochłaniało im tak dużo czasu.
- Szykuj się! - Kasjan wparował mi do pokoju. - Zabieramy cię w pewne miejsce.
Zdumiona podniosłam brew, kiedy stanął na progu sypialni.
- Za pół godziny jedziemy - poinformował i wyszedł.
Chyba nie miałam w tej kwestii nic do powiedzenia. Nie wiedziałam, gdzie mnie zabierają, więc zważywszy na pogodę, ubrałam długie spodnie, dopasowaną koszulkę i marynarkę. Zrobiłam delikatny makijaż i byłam gotowa.
Po mniej więcej dwudziestu pięciu minutach drogi byliśmy na miejscu. Stanęliśmy przed niepozornym budynkiem na obrzeżach miasta. Sebastian otworzył przede mną drzwi lokalu. Przelotnie spojrzałam na szyld i weszłam do środka. Wnętrze przykuło moją uwagę już od progu. Ciemna podłoga ciągnęła się przez całe pomieszczenie. Zimna szarość królowała na ścianach, które przyozdobione zostały prostymi sztukateriami. Obiektami, które przyciągały spojrzenie kolorem, były bordowe i atramentowe sofy oraz fotele, a przy nich metalowe stoliki. Gdzieniegdzie stały okrągłe stoły wraz z krzesłami. Wszystko idealnie komponowało się ze stojącym najdalej, lecz w centrum długim barem. Ściana za nim od dołu do góry tworzyła wielki regał z alkoholami. Sam bar, a także najbliższe fragmenty ścian wyłożone zostały czarną cegłą. Najdalej od niego ciemne, grube zasłony zdobiły odsłonięte w tym momencie okna. Ponownie pełna podziwu rozejrzałam się po lokalu.
CZYTASZ
Ku przeklętej wieczności
FantasyPelagia zajmuje szczególne miejsce w Watykanie, nie tylko przez wzgląd na swoją enigmatyczną osobowość, czy też bogate znajomości, lecz przez zdolności, które posiada i nie boi się ich wykorzystać. To, co dla innych jest niemożliwe do zrobienia, dla...