XXXI
Następnej nocy znów nie mogłam zasnąć. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza, a najlepszym rozwiązaniem było wybranie się na spacer. Wyszłam z domu, przed którym znów leżał demon w swojej psiej postaci. Podniósł na mnie zaciekawiony wzrok i uciekł w las, przetrącając przy tym paprocie. Wiatr dziś nieprzyjemnie przedzierał się przez konary starych drzew. Gniewne pomruki gałęzi oraz szelest liści docierały do mnie co krok. Las nie był tej nocy przyjemnym miejscem na spacer. Chmury leniwie rozeszły się po niebie, odsłaniając trupio-bladą pełnię. Szłam przed siebie, nie zwracając uwagi no to, gdzie prowadzą mnie nogi. Nim się obejrzałam, wylądowałam w mieście, a chwilę później na cmentarzu. Tutaj również zimny wiatr szalał w swym złowrogim tańcu. Harcował między pomnikami i grobowcami, szturchając przy tym rosnące krzewy i drzewa, momentami zrzucając z nagrobków kwiaty. Usiadłam na ławeczce przy grobie dziadków i rozejrzałam się po cmentarzu, nad którym zaczęła unosić się mgła. Powstawał ciekawy klimat. Musiałam odpłynąć myślami, ponieważ otrzeźwiły mnie dopiero bezpośrednie i agresywne kroki za mną. Gwałtownie wstałam i odwróciła się do tyłu. Mężczyzna, nie zważając na nic, rzucił się na mnie z nożem. Z impetem runęłam pod jego ciężarem na płytę nagrobkową. Przeszywający ból wstrząsnął moim ciałem, a najbardziej klatką piersiową.
- Masz pozdrowienia z Florencji - wyszeptał po włosku.
Wkurwienie targnęło mną o wiele mocniej niż ból. Szarpałam się z taką samą zawziętością, co mustangi wyłapywane w Ameryce. Kiedy ręka z nożem była niebezpiecznie blisko mojego ciała, zobaczyłam za mężczyzną zarys drugiej osoby. Niespodziewanie powietrze przeciął huk metalu i ciało mężczyzny, który jeszcze chwilę temu chciał mnie zabić, osunęło się po nagrobku na ziemie. Zaskoczona patrzyłam na starszego pana, który stał przede mną ze szpadlem.
- Nic pani nie jest? - zapytał przejęty, podając mi dłoń.
- Nie, dziękuje - odparłam dość nieufnie, przyjmując jego pomoc.
Nie miałam pojęcia, co tu się w ogóle wydarzyło. To wszystko stało się tak szybko.
Zerknęłam na leżącego mężczyznę i sprawdziłam jego tętno.
- Chyba trochę za mocno pan uderzył tym szpadlem. On nie żyje.
- Jak wszyscy ludzie leżący na tym cmentarzu - odparł spokojnie, zdecydowanie za spokojnie.
Patrzyłam na mężczyznę zupełnie osłupiała.
- Niech pani nie udaje zdziwionej. Aureolę już dawno pani zgubiła.
Nastąpiła chwila ciszy. Adrenalina nie odpuszczała. Byłam zaintrygowana i jednocześnie zaniepokojona.
- Pomoże mi pani z tym? - Wskazał na jeszcze ciepłe zwłoki. - Kręgosłup już nie ten.
Razem chwyciliśmy mężczyznę, a starzec prowadził między nagrobkami.
- Dzisiaj był pogrzeb. Nikt się nie pogniewa, jak dorzucimy poczciwej staruszce kawalera do trumny. Dobrze, że jeszcze nie zacząłem zakopywać.
Grabarze to specyficzni ludzie, aczkolwiek na swój sposób wspaniali. Tak jak powiedział, tak zrobiliśmy. Stanęliśmy nad grobem, a starszy pan wyciągnął rękę.
- Mirek jestem.
- Pelagia - Uścisnęłam jego dłoń.
- O miło poznać kobietę, o której tak często plotkują ludzie - zaśmiał się ironicznie.
Przewróciłam oczami.
- Ludzie od zawsze dużo gadali, lecz mało wiedzieli - dodał.
- Co o mnie mówią? - zapytałam trochę zaciekawiona.
CZYTASZ
Ku przeklętej wieczności
FantasíaPelagia zajmuje szczególne miejsce w Watykanie, nie tylko przez wzgląd na swoją enigmatyczną osobowość, czy też bogate znajomości, lecz przez zdolności, które posiada i nie boi się ich wykorzystać. To, co dla innych jest niemożliwe do zrobienia, dla...