Sukcesja rodzinna

30 4 1
                                    

XL


Już za minutę zegar, który wisiał na ścianie, miał wskazać godzinę dwudziestą pierwszą. Siedziałam właśnie na skraju łóżka w sypialni i próbowałam uporządkować myśli, które zaprzątały mój umysł. Czekałam na zakonnika, który brał prysznic i odliczałam każdą upływającą sekundę. Rozmowa, którą miałam z nim przeprowadzić, strasznie mi ciążyła, lecz nie tylko ona. W końcu musiałam również porozmawiać z Vincentem, a w tym przypadku nie miałam pojęcia, jaki poważny temat miał mi do przedstawienia kardynał. Po kilku minutach drzwi od łazienki stanęły otworem.

– Wybierasz się gdzieś? – zapytał franciszkanin, bacznie lustrując mnie wzrokiem.

– Owszem.

Podszedł i usiadł obok mnie.

– Muszę w końcu uporządkować sprawy rodzinne – kontynuowałam. – Dostałam zaproszenie na spotkanie.

– A więc to zaprzątało dzisiaj twoją uwagę – powiedział, ale bardziej do siebie.

– Co masz na myśli?

– Twoją dzisiejszą nerwowość, poirytowanie, drażliwość.

– Naprawdę, było aż tak źle?

– To nieistotne. Powiedz mi lepiej, co zamierzasz zrobić?

Westchnęłam ciężko i spuściłam wzrok.

– Nie wiem, kurwa. Nie mam pierdolonego pojęcia – wybuchłam i wstałam z łóżka.

Nerwowo przeszłam się po sypialni, aby ostatecznie wrócić obok zakonnika.

– Przepraszam – szepnęłam, chowając twarz w dłoniach.

Cisza, która nastała z każdą upływającą minutą, stawała się coraz bardziej dojmująca.

– Jestem słaba – powiedziałam w końcu łamiącym się głosem.

– Dlaczego tak sądzisz?

– Kiedyś wypiłabym wino i poszła na to spotkanie, nie wahając się ani przez sekundę. A teraz? Siedzę i nie wiem, co mam ze sobą zrobić.

– Owszem, zmieniłaś się, ale to nie oznacza, że jesteś słaba. Co najwyżej zmieniły ci się wartości, priorytety.

– Tonę we mgle i nawarstwiających się wiecznie problemach! Wiesz, gdzie jesteśmy? I nie chodzi mi o ten dom. Jesteśmy, kurwa w środku jebanej gehenny. Wszystko, co się poprawi, to się spierdoli. Nie mogę i nie mam już siły chować trupów w imię chwili spokoju! Śmierć puka w każde, pierdolone drzwi, a ja uparcie błagam o jeszcze miesiąc, jeszcze tydzień, jeszcze godzinę! Jeszcze, kurwa tylko moment! Wszystko, co dobre jest mi odbierane. Mam czekać aż Fortuna upomni się również o ciebie!?

Wzburzone emocje rozrywały mnie od środka. Nie potrafiłam zachować spokoju, który tak bardzo by mi się teraz przydał. Ciężko wypuściłam powietrze z płuc. Czy przesadziłam w doborze słownictwa? Może, ale właśnie takie cisnęły mi się na usta. Ostatkiem sił hamowałam łzy bezsilności.

– Wiem – szepnął i zamknął mnie w swoich objęciach, przyciągając do siebie. – Widzę, co się dzieje. Dostrzegam twój trud i zmęczenie. Jednak nie chce nigdy więcej słyszeć tego kłamstwa z twoich ust, że jesteś słaba. Może i jesteś teraz zagubiona, ale to nie ujmuje twojej sile ani doświadczeniu. Zawsze wiesz, co należy zrobić. Kalkulujesz, myślisz, planujesz. Umiesz wyjść nawet z najbardziej patowej sytuacji. Skoro musisz tam jechać, to jedź. Poradzisz sobie tak doskonale, jak zawsze. Tylko wróć cała i zdrowa. Cel uświęca środki, a ty zawsze byłaś w swoich poczynaniach lisem i lwem.

Ku przeklętej wiecznościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz