XXVII
Wróciłam do domu wczesnym rankiem, co ciekawe Sebastian już nie spał i siedział w kuchni.
- Chyba bardzo nagrzeszyłaś, skoro spowiedź trwała do samego rana - powiedział na powitanie. - I pokuta była zapewne solidna.
Zaśmiałam się i usiadłam naprzeciw niego.
- Możemy porozmawiać? - zapytał.
- To coś poważnego, czy po prostu chcesz się wprowadzić?
- Właśnie o to chciałem cię zapytać. Skąd wiesz? - Nie krył zdziwienia.
- Słyszałam urywek waszej rozmowy któregoś dnia. Nieistotne. W każdym razie nie mam nic przeciwko.
- Na pewno?
- Oj przyjacielu, a mam cię wyrzucić na bruk? - zapytałam retorycznie.
- Dziękuje.
Wstałam od stołu i odwróciłam się w kierunku swojej sypialni.
- Właśnie Sebastianie. Czy w tę noc, kiedy zaatakował mnie ten zabójca, zamknąłeś okno w moim pokoju i zasłoniłeś firanę?
- Nie - odparł zdezorientowany. - Dlaczego miałbym ci ograniczać dopływ świeżego powietrza?
Po to, żebym obudziła się we właściwym momencie - pomyślałam, ale nie odzywając się, wyszłam z kuchni. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że po tylu latach mój anioł stróż sobie o mnie przypomniał. Stanęłam na korytarzu i zamyślona podążyłam wzrokiem po boazerii.
Zeszłam do piwnicy i stanęłam w ostatnim pomieszczeniu, w którym to odprawiałam egzorcyzmy. Okrążyłam pokój i przeszłam przez drzwi. Zaczęłam wertować księgi z regałów, skrupulatnie przeszukiwać kartki i notesy leżące na stole. Nagle w oczy rzuciła mi się wygnieciona kartka, którą wzięłam do rąk i roztwarłam.
„Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni"[1] - przeczytałam w myślach. Po dalszym szperaniu znalazłam kolejną. Była w jeszcze gorszym stanie od poprzedniej. Najprawdopodobniej wyrwana na szybko, a sam tekst strasznie chaotyczny i prawie nieczytelny.
Zło, choć wydawać się może szkaradne, intencje ma niejasne i nie zawsze tragiczne w skutkach.
Wertowałam dalej, lecz nic podobnego już nie znalazłam. Głęboko rozmyślałam nad sensem znalezisk, ale nie przyszła mi do głowy żadna logiczna teoria. Nic do siebie nie pasowało, jednak dziwne przeczucie mnie nie opuszczało. Wzdrygnęłam się, a dreszcze mimowolnie przebiegły po kręgosłupie. Poczułam dezorientujący niepokój i ku mojemu zdziwieniu nie był on wywołany nagłym zgaśnięciem światła i hukiem gwałtownie zamkniętych drzwi od piwnicy. Te zjawiska nie wywołały we mnie żadnych emocji. Przejęłam się tylko tym nienaturalnym uczuciem, jakie mnie ogarnęło.
- Czego ode mnie chcesz? - wyrwało mi się w końcu.
- Kombinuj Pelagio - szepnął tajemniczo swoim głębokim głosem, a jego gorący wręcz parzący oddech omiótł moją szyję.
Nagle światło w piwnicy rozbłysło, a drzwi skrzypnęły. Otrząsnęłam się ze stanu otępienia. Spojrzałam na blat drewnianego stołu i na kartki, które znalazłam. Ich krawędzie były zwęglone.
- Pelagio?
Odwróciłam się w stronę drzwi, w których stał Sebastian.
- Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony.
CZYTASZ
Ku przeklętej wieczności
FantasyPelagia zajmuje szczególne miejsce w Watykanie, nie tylko przez wzgląd na swoją enigmatyczną osobowość, czy też bogate znajomości, lecz przez zdolności, które posiada i nie boi się ich wykorzystać. To, co dla innych jest niemożliwe do zrobienia, dla...