II
Podróż do Polski zajęła mi w sumie pięć dni. Nie spieszyłam się i korzystając z okazji, odwiedziłam okoliczne kościoły, które znajdowały się na trasie.
W końcu minęłam małe miasteczko i skręciłam na kamienną dróżkę prowadzącą do samego serca lasu. To właśnie tam, na całkowitym odludziu znajdował się cel mojej podróży. Po kilku minutach byłam już na miejscu. Zaparkowałam samochód na podjeździe i wysiadłam, biorące ze sobą torebkę. Dworek wzorowany na stylu gotyckim dumnie prezentował się na środku polany, którą otaczały grube konary drzew. Zaciągnęłam się zapachem wilgotnego mchu oraz sosen. Las nadal emanował swą nieposkromioną dzikością i tajemnicą minionych lat. Wspomnienia wzbiły się w powietrze niczym łagodny wiatr i otuliły mój umysł. Wróciłam.
Poprawiłam kruczą sukienkę, która przez podróż podwinęła się do absurdalnej, jak na wizytę u dziadków długości. Podeszłam do masywnych, drewnianych drzwi i nacisnęłam dzwonek. Po dłuższej chwili na progu stanął przystojny, młody mężczyzna. Nie tego się spodziewałam i z trudem pohamowałam zaskoczenie.
- Witam, panno De Santis. Tak myślałem, że w końcu zjawi się pani w Polsce. Jeżeli w grę wchodzi spadek, rodzina szybko przypomina sobie o bliskich - powiedział obojętnie, ale wyraźnie odczułam wrogość w jego nastawieniu.
Wpuścił mnie do środka. Próbowałam zrozumieć jego słowa i nie dopuszczałam do siebie ich sensu.
- Jaki spadek? - zdołałam w końcu zapytać.
- Po zmarłych dziadkach - mruknął, jakby nie wierząc w moją niewiedzę.
- Jak to? Nie żyją?
- Zmarli miesiąc temu. Aniela pierwsza, a niedługo później również Seweryn. Niech pani nie udaję, że nic o tym nie wie.
Oparłam się o framugę drzwi. Nie dowierzałam. Ta informacja doszczętnie mną wstrząsnęła, a obecność i oschłość tego obcego mężczyzny do cna mnie irytowała. Rzuciłam wszystko, aby wrócić do dziadków, a ich już nie było. Odeszli, a ja odczuwałam wyrzuty sumienia. Nie żałowałam, że przyjechałam do Polski. Żałowałam, że zrobiłam to tak późno.
Nagle brunet podał mi kopertę. Domyśliłam się, że z napisanym testamentem. Chwyciłam papier i wyszłam na zewnątrz. Potrzebowałam powietrza i samotności, aby uporać się z myślami oraz ciężkim początkiem, który mnie przywitał. Udałam się za dom, gdzie nadal znajdowała się drewniana ławka. Wstrząsnęły mną dreszcze, a łzy samoczynnie spływały po policzkach. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz płakałam. Usiadłam na ławeczce i zapatrzyłam się na ogród, mały sad oraz las, który szczelnie otaczał posesję. Otarłam łzy i przeczytałam testament, z którego jasno wynikało, iż przypadła mi w spadku cała ta działka. Nie byłam zdziwiona. Nie mieli komu przepisać majątku, a lepiej oddać wnuczce niż państwu. Długo patrzyłam na słońce, które chyliło się ku zachodowi i ostatnimi promieniami przebijało się przez gałęzie starych drzew. Dziadkowie nie żyli. Zostałam praktycznie sama. Sama z dworkiem i swoim zbyt ciemnym cieniem. Zapowiadało mi się iście sielankowe życie, o czym przecież marzyłam. Jednak teraz moja przeprowadzka nie malowała się w już tak ciepłych barwach. Niemniej nie zamierzałam rozpaczać i chyba już nawet nie potrafiłam. Nadeszła pora, aby zacząć nowe życie.
Z rozmyślań wyrwało mnie ciche chrząknięcie. Lekko zirytowana odwróciłam się w stronę mężczyzny.
- Zrobiłem herbatę, napije się pani? - zapytał niepewnie.
Nie było w nim już wrogości, a swego rodzaju skrucha. Westchnęłam ciężko i podniosłam się z ławki.
- Napije - odparłam.
CZYTASZ
Ku przeklętej wieczności
FantasyPelagia zajmuje szczególne miejsce w Watykanie, nie tylko przez wzgląd na swoją enigmatyczną osobowość, czy też bogate znajomości, lecz przez zdolności, które posiada i nie boi się ich wykorzystać. To, co dla innych jest niemożliwe do zrobienia, dla...