XII
To, co miało miejsce w kościele, niespodziewanie zrujnowało mój humor na całą niedzielę. Zwykle takie rzeczy nie miały na mnie większego wpływu. Byłam przyzwyczajona do tego typu sytuacji, czy przepychanek słownych. Jednak ksiądz wraz z kobietą, wyprowadzili mnie z równowagi. Długo szukałam wyjaśnienia swojego zdenerwowania. Hipokryzja w Kościele zawsze frustrowała mnie do granic możliwości, ale dzisiaj kryło się pod tym coś jeszcze.
Kasjan omijał mnie szerokim łukiem i dopiero podczas kolacji zdecydował się usiąść tuż obok.
- Co się stało? - zapytał niepewnie. - Odkąd wróciłaś z kościoła, aż strach na ciebie spojrzeć. Kto cię tak wyprowadził z równowagi?
- Pewien ksiądz - odpowiedziałam i upiłam wina.
- Myślałem, że byłaś na mszy celebrowanej przez Dacjana.
- Nie, pojechałam do innej, pobliskiej parafii. To był cholerny błąd.
- Co się stało?
- Nic poważnego, zwykła... kłótnia - odparłam, nie wiedząc, jak mam to właściwie nazwać.
- Raczej nie aż taka zwykła. Dawno nie widziałem cię takiej zdenerwowanej.
- Po prostu niektórzy księża mają magiczną zdolność wkurwiania mnie do granic możliwości.
- Wiem coś na ten temat.
Spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Jest taki jeden ksiądz w pobliskiej parafii. Wredny dziad z wątpliwą przeszłością i na dodatek ma dziwną gosposię Teresę. Do tego kościoła lepiej nie wchodź i trzymaj się z dala od tej dwójki.
Spojrzałam na niego wymownie.
- Właśnie tam dzisiaj byłam.
- Pogratulować szczęścia - skomentował ironicznie, kręcąc głową.
Późnym wieczorem zadzwonił do mnie Sebastian. Umówiliśmy się na spotkanie, które miało się odbyć w piątek. Byłam ciekawa, o czym chciał porozmawiać i jak poważna była to sprawa.
Dni tygodnia upłynęły dosyć szybko i nim się obejrzałam była już środa. Dacjana nie widziałam od soboty, ale z jego wiadomości wywnioskowałam, że musi być bardzo zajęty. Nie zamierzałam mu przeszkadzać i niepotrzebnie niepokoić. Jakby czytając w moich myślach, wysłał mi wiadomość, że mnie odwiedzi i ku mojemu zaskoczeniu zostanie na noc.
Zasiadłam z Kasjanem do obiadu i stwierdziłam, że powinnam mu wspomnieć o moich planach.
- Sebastian przyjedzie w piątek - zaczęłam od milszej dla niego wiadomości.
- Wspominał mi o tym. Podobno musi z tobą porozmawiać.
- Owszem - odparłam i zmieniłam temat. - Nie przeszkadza ci, że jest księdzem?
- Sam nie wiem. Wolałbym, żeby nim nie był. Myślę, że wtedy wszystko byłoby prostsze. Nie chcę, żeby musiał wieść podwójne życie, nie chcę, żeby miał później kłopoty. A ty co o tym sądzisz? Przecież jesteśmy w podobnej sytuacji.
- Nie można nikogo do niczego zmuszać. To oni muszą podjąć decyzję, najlepszą dla siebie. My możemy tylko z nimi porozmawiać i podzielić się swoimi przemyśleniami, czy też obawami - odparłam, choć w głowie miałam ułożoną trochę inną odpowiedź.
- Z Dacjanem widzisz się kilka razy w tygodniu, niekiedy tylko raz. Nie przeszkadza ci to?
- Czasami przeszkadza, ale nie mogę mieć pretensji ani do niego, ani do siebie. Zgodziliśmy się na taki układ. Cenię sobie każdy moment, kiedy jest obok, więc reszta nie ma znaczenia. Poza tym nie wytrzymalibyśmy razem dwadzieścia cztery godziny na dobę - odpowiedziałam poważnie, podsumowując rozbawionym głosem.
- Wtedy zawał gwarantowany - skomentował, podłapując wątek.
- Jak już o nim rozmawiamy, to informuję, iż przyjedzie dzisiaj i zostanie na noc.
- Dobrze, że mówisz. Może jeszcze zdążę zorganizować sobie wyjazd.
- Tak właściwie, to dlaczego za sobą nie przepadacie?
- Szczerze, nie wiem. Czasami spotyka się człowieka i od razu wie, że do porozumienia po prostu nie dojdzie. Darzę go szacunkiem, ale nie żywię przyjaźnią. Moim zdaniem jest godnym zaufania człowiekiem, jak i dobry kapłanem. Po prostu od początku nie możemy znaleźć wspólnego języka jako zwykli ludzie. Jednak muszę przyznać, że ostatnio rozmawiało mi się z nim całkiem przyjemnie.
- Ciekawe - stwierdziłam. - Dobrym kapłanem?
- Wśród dzisiejszego duchowieństwa jest stanowczo za mało kapłanów jego pokroju. Po nim od razu widać, że wybrał odpowiednią drogę i kierował się powołaniem. Ma dobre podejście do wiernych, do zarządzania. Jest wyrozumiały i stoi pomiędzy ludźmi, a nie ponad.
- Ale mu schlebiasz.
- Zaprzeczysz?
- Ależ skąd. To, co powiedziałeś, jest prawdą. Jednak wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i mamy również wady.
- Nie znam go na tyle, aby zauważyć jakieś konkretne - przyznał. - Ciekawi mnie, jaki jest w bliższych relacjach?
- Naprawdę chcesz to wiedzieć? - podchwyciłam.
- Nie aż tak bliskich - poprawił się szybko. - Tego akurat wiedzieć nie chce.
- Odpowiadając na twoje pytanie, w bliższych relacjach jest taki sam jak w normalnych. Przede wszystkim jest autentyczny, łagodny, empatyczny, ale bezgranicznie brzydzi się kłamstwem.
- On... zaczął ostrożnie - wie, czym się zajmujesz?
- Skarbie, on był świadkiem mojego pierwszego zabójstwa.
Nastała chwila ciszy. Zaskoczony nie wiedział, co powiedzieć i jak skomentować ów informację. Na tym zakończyliśmy naszą rozmowę, kończąc tym samym posiłek.
Gdy piłam popołudniową kawę, Kasjan szykował się właśnie do wyjścia.
- Dokąd to? - zapytałam, choć doskonale wiedziałam, gdzie się wybiera.
- Umówiłem się z Sebastianem.
- Tylko wróć przed północą - zażartowałam.
Zaśmiał się i pojechał. Zostałam sama w domu i mimowolnie spojrzałam w kierunku schodów. Powinnam w końcu wejść do góry i zerknąć do pokoju dziadków. Nie zrobiłam tego, odkąd wróciłam z Rzymu i jak na razie nadal nie miałam na to ochoty. Dręczył mnie dziwny niepokój, dlatego ciągle odwlekałam nieuniknione.
CZYTASZ
Ku przeklętej wieczności
FantasyPelagia zajmuje szczególne miejsce w Watykanie, nie tylko przez wzgląd na swoją enigmatyczną osobowość, czy też bogate znajomości, lecz przez zdolności, które posiada i nie boi się ich wykorzystać. To, co dla innych jest niemożliwe do zrobienia, dla...