~ 1 ~

891 33 1
                                    

The beginning

Miłość. Coś pięknego. Każdy z nas pragnie być kochany i dawać tą miłość osobom, które są nam bliskie i według nas na nią zasługują. Nikt temu nie zaprzeczy. Chyba. Praktycznie zawsze występują wyjątki od reguły. Jednakże nie każdy ma takie szczęście by doświadczyć tego wspaniałego uczucia. W tym w dużej mierze do tej pory ja. Ale czy to nie znaczy, że nie mam na to jakichkolwiek szans?
Nadzieja. To co mi zostało.

Taa... Lecz czy to właśnie nie ona jest matką głupich ?

Czy ja dogłebnie wiedziałam czym jest miłość? Cóż... Zważając na mój wiek, szczerze trudno jest mi to stwierdzić, ale w dużej mierze tak.
Jednakże czy zwykła -lecz nie do końca - piętnastolatka nie może przeżyć więcej niż trzydziestolatek? Oczywiście, że może. To zależy od osoby, co przeszła w swoim życiu. Czy postanowiła spocząć na laurach, nie ucząc się na błędach, czy jednak wyciągnęła z tych doświadczeń wnioski, aby patrzeć na przyszłość pod zupełnie innym punktem widzenia.

Ja i miłość, którą zostałam obdarzona przez moją rodzicielkę... yhym...

I takim właśnie oto sposobem siedziałam obok ekscentrycznego miliardera w samochodzie - a dokładniej w czarnej limuzynie- udając się do miejsca, w którym miałam rozpocząć nowy rozdział w życiu i żyjąc jeszcze bardziej w przekonaniu, że moja matka mnie nie nawidzi. Oddała swoją córkę za sporą sumę pieniędzy. Czy pocieszała mnie ta perspektywa, że jej już obok mnie nie będzie? Odpowiem szczerze i w prosty sposób. Tak. Pora odciąć się od tego co złe i toksyczne i ruszyć całkiem nową nieznaną przez siebie ścieżką.

- Już jesteśmy na miejscu numerze osiem - wpatrywanie się w szybę przerwał mi staruszek."Numerze osiem". Jakbym należała do jakiegoś chorego eksperymentu. Lecz czy w pewnym sensie tak nie jest? Zabawne. - Wysiadamy.

- Dobrze panie Hargreeves. - powiedziałam a sir. Reginald poprawiając swój monokl rzekł:

- Już ci wspomniałem. Możesz zwracać się do mnie ojcze. A wręcz bym nalegał.- uśmiechnęłam się delikatnie.

- Oczywiście, ojcze. - poprawiłam się szybko, czując się dość dziwnie. Ojciec tylko kiwnął głową, odpiął pas bezpieczeństwa i wyszedł z samochodu, co uczyniłam po nim również i ja.

Dlaczego to było dla mnie dość nienaturalne? No cóż. Widziałam tego człowieka pierwszy raz w swoim życiu i miałam zwracać się do niego tato. Zapewne spytacie - dlaczego? Otóż...
Kilka godzin temu przyjechał do mojego domu właśnie ten oto mężczyzna - Sir. Reginald Hargreeves z tego powodu, iż dowiedział się że jestem dzieckiem, które urodziło się 1 października 1989r. o godzinie 12.00 a co za tym idzie jestem jednym z tych "niesamowitych i niezwykłych" dzieci. Oprócz moich mocy, wątpię żeby było we mnie coś równie ciekawego.

Zamknęłam drzwi do pojazdu. Po upłynięciu kilku sekund szofer odjechał. Uniósłam głowę do góry a mój wzrok natrafił na kamienicę, która wyglądała na bardzo schludną i zadbaną.

The Umbrella Academy. To właśnie tu mam mieszkać, ćwiczyć i być częścią tego... tego czegoś. Jednak uśmiechnęłam się na myśl, że mam tak właściwie nowy początek.

"Ojciec" wspominał, że oprócz mnie jest tutaj sześcioro innych nastolatków takich jak ja i nakreślił mi mniej więcej dlaczego się tutaj znajduję. Może być ciekawie albo dramatycznie. Albo to i to. Z czasem się okaże... Ale na razie nie ma co się przejmować tym co jeszcze nie nastąpiło.

Reginald ruszył w stronę czarnej furtki, po czym ją otworzył i poszedł w kierunku akademii, nawet się za mną nie oglądając. Bez namysłu ruszyłam za nim a w między czasie poprawiłam na swoim ramieniu sportową torbę, w której znajdowały się najpotrzebniejsze mi rzeczy.

Wziełam głęboki wdech. Przechodząc przez próg budynku, naszła mnie jedna myśl - czy czas będzie tutaj mile spedzony a zebrane wspomnienia będą czymś wspaniałym czy raczej czymś zupełnie odwrotnym?





____________
Słowa: 597
____________

Time doesn't matter ~ Eight Hargreeves ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz