~ 13 ~

459 29 38
                                    

• move on, we've got a mission •

Otworzyłam kolejną parę drzwi. Nadal nic.

Już naprawdę od długiego czasu sprawdzam wszystkie pokoje w domu, a i tak nikogo do tej pory nie znalazłam.

- Co jest... - mruknęłam pod nosem, zamykając drewnianą płytę.

Nagle usłyszałam szelesty dochodzące z końca korytarza, więc automatycznie odwróciłam głowę w tamtą stronę. Zobaczyłam jakiś cień. Logika podpowiadała, aby uciekać jak najszybciej w przeciwną stronę od niebezpieczeństwa, ale może to był ktoś z rodzeństwa?

Zestresowana zaczęłam schodzić po schodach, prawie z nich spadając, gdy usłyszałam krzyk. Wrzask ewidentnie dobiegał z salonu. W ekspresowym tempie zeszłam z ostatnich stopni i biegiem ruszyłam w tamtą stronę.

Zmarszczyłam brwi, gdy zauważyłam wysoką, zgarbioną ubraną na czarno od stóp do głów postać. Mój wzrok mimowolnie powędrował na dłoń tego... człeko podobnego czegoś. Po długim i ostrym nożu, kroplami spływała krew, plamiąc tym samym dywan.

Momentalnie postać zniknęła. Krzyknęłam widząc, leżącego na podłodze w kałuży krwi chłopaka. Cała zdyszana podbiegłam do niego.

- O mój Boże... Five! - zaczęłam nim trząść, aby się obudził. - Five! - krzyknęłam po raz kolejny, a brunet powolnie otworzył oczy.

- Kto to był? Co się stało? - zaczęłam mówić, cała dygotając ze strachu. Szybko ściągnęłam z kanapy jakiś koc i przyłożyłam go do jego rany w jego brzuchu, uciskając mocno. Chłopak odkaszlnął.

- Dlaczego to zrobiłaś? - zmarszczyłam brwi. - Dlaczego nam? - zapytał z wyrzutem z głosie.

- Co? Jak wam? Przecież nic nie zrobiłam. - powiedziałam spanikowana i rozejrzałam się po pomieszczeniu, gdzie znikąd pojawiły się zakrwawione ciała całego naszego rodzeństwa, Pogo, Grace i Reggie' go, które znajdowały się w różnych częściach salonu.

- Five, to nie ja! - spojrzałam na niego, a jego wzrok wyrażał pogardę moją osobą.

- Nigdy nie umiałaś kłamać. - prychnął, a ja byłam w szoku do tego stopnia, że tylko patrzyłam w te zielone tęczówki z niezrozumieniem.

Zerknęłam na moje dłonie, które były w krwi chłopaka. Zamiast koca, który jeszcze przed chwilą przykładałam mu do rany, aby się całkowicie nie wykrwawił, w mojej dłoni był nóż, którego ostrze znajdowało się w lewej piersi zielonookiego.

- A ja ci ufałem. - syknął.

- Nie, nie, nie.. - zaczęłam trząść głową. - To nie ja, rozumiesz?! - nic nie odpowiedział.

Poczułam jak tracę pod sobą grunt, po czym spadam w czarną nicość.

- Nie, nie, nie! - momentalnie przeniosłam się do pozycji siedzącej. Zrzuciłam z siebie kołdrę, a ona spadła na podłogę. Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej, po czym objęłam je ramionami i zaczęłam się lekko kołysać do przodu i do tyłu, próbując się uspokoić. - Nie... - szepnęłam, bo bolało mnie już gardło.

- Eight... - po raz kolejny krzyknęłam, słysząc czyjś głos w sypialni. - Wszystko w porządku? Dlaczego krzyczysz w środku nocy? - Five podszedł do mnie. Schylił się i podniósł kołdrę, którą przed chwilą zwaliłam z łóżka i położył ją na rogu mebla. - Eight?

- Ja tego nie zrobiłam, rozumiesz Five? - spojrzałam na niego, a po moim policzku spłynęła kolejna łza.

- Dobrze, rozumiem. - usiadł koło mnie. - Ale co się stało? Koszmary?

Time doesn't matter ~ Eight Hargreeves ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz