~ 14 ~

457 32 7
                                    

• feel the fresh air •

Oparłam się o szybę samochodu i przymknęłam oczy, bo mimo iż było wczesne popołudnie, czułam się dosyć senna. Westchnęłam gdy poczułam, że głowa Klausa, który zajmował miejsce koło mnie, spoczęła na moim ramieniu.

- Daleko jeszcze? - zapytał loczek.

- Nie mam pojęcia, Klaus. - mruknęłam, nie otwierając oczu.

- Zapytaj się jeszcze raz, a gdy tylko będziemy na miejscu, to podpalę cię zapalniczką. - zapewnił go zirytowany Five, siedzący przed nami.

- A skąd niby weźmiesz tą zapaliczkę? - zapytał Klaus.

- Oj uwierz, dla chcącego nic trudnego. - zaśmiałam się.

- A ci znowu się kłócą. - westchnęła znudzona afroamerykanka.

- Allison, my tylko prowadzimy uprzejmą konwersację. - prychnęłam, słysząc słowa wypowiedziane przez Five.

- Banda debili. - powiedział Diego.

- Ej! Ty też się wliczasz do tej bandy. Nie zapominaj o tym. - loczek nie powstrzymał się od komentarza.

W akompaniamencie ich cudownych rozmów z powrotem oparłam się o okno i patrzyłam na mijane przez nas widoki. Ja to na prawdę podziwiam Bena, że on jest w stanie czytać w tym hałasie.

Kilka godzin temu, gdy kończyliśmy jeść śniadanie, ojciec poinformował nas, że dzisiaj wyjeżdżamy w teren i tam ma się odbyć trening, który ma nas przygotować do misji w ciężkich warunkach. Niestety nie powiedział, gdzie dokładnie się udamy. Vanya ze względu na to, że nie uczestniczy w treningach została razem z mamą w domu. Nie rozumiem, dlaczego Reggie nie pozwala jej nawet z nami ćwiczyć. Przecież, aby umieć się dobrze obronić i walczyć nie potrzeba do tego żadnych mocy.

Po pół godziny jazdy z tymi idiotami, którzy co chwilę się kłócili i wymyślali coraz to bardziej nieprawdopodobne argumenty, na potwierdzenie swojej racji, bus się zatrzymał.

- Klaus, już jesteśmy. - poruszyłam ramieniem, o które opierał się chłopak. - Śpisz?

- Nie, nie śpię. - powiedział, po czym zaczął odpinać pas. No tak. Po tych jego ulubionych tableteczkach aż tak szybko nie zaśnie.

Wysiadłam jako pierwsza z pojazdu, a po mnie loczek i cała reszta. Znajdowaliśmy się na jakimś zadupiu w środku lasu. Założyłam kaptur bluzy na głowę, bo jak na jesień przystało, było dosyć chłodno.

- Wycieczka po lesie? - Five podszedł do mnie. - Zapowiada się nieźle. Ciekawe co tym razem wymyślił sobie ojczulek w tej jego główce. - prychnął wkładając ręce do kieszeni dresów, a ja rozejrzałam się po okolicy, zaciągając się zapachem lasu.

- Kocham lasy. W pewien sposób czuje się w nich zrelaksowana i spokojna. - westchnęłam. - Może dlatego że często chodziłam do lasu na spacery z babcią? Nie mam pojęcia. - wzruszyłam ramionami, pociągając nosem.

Czemu podzieliłam się z nim tą informacją? Sama tego nie wiem.

- Chodźcie już! - odkręciłam się do tyłu i zobaczyłam Allison, która szła już w kierunku Pogo oddalonego kawałek od nas.

Wypuściłam ciężko powietrze z płuc, zakładając ręce jedna na drugą na klatce piersiowej i wraz z chłopakiem ruszyliśmy do reszty. Prawie zabiłam się o napotkany przeze mnie na ziemi kamień. Fajnie.

Po chwili byliśmy na miejscu. Całe rodzeństwo stało już w szeregu, więc i ja ustałam obok Bena.

- Dzisiaj bieg z przeszkodami. Musicie przebiec ten czteruset metrowy odcinek, ale żeby nie było tak łatwo, znajdują się tam oczywiście różne utrudnienia. Ojciec czeka na was na mecie. - odparł szympans. - Five i Eight. - zwrócił się do nas. - Żadnej teleportacji. - westchnęłam niepocieszona.

Time doesn't matter ~ Eight Hargreeves ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz