~ 16 ~

418 28 16
                                    

• sometimes you can't just fix everything •

- Zgodziłabym się z tobą, ale wtedy oboje bylibyśmy w błędzie. - oznajmiłam.

- A ja ci mówię, że dałoby się uciec z kraju po zabójstwie z lewymi papierami i uszłoby to na sucho. - powiedział Five.

- Ja nie mówię, że się nie da, tylko to kwestia czasu, zanim znaleźliby cię kryminalni. - stwierdziłam, idąc z chłopakiem za resztą, zmierzając tego późnego wieczora do Griddy's Doughnuts.

- Za granicą? Gdyby się dobrze ukryć, to może nawet i daliby sobie spokój po długim szukaniu. - zielonooki nie dawał za wygraną.

Tak, mamy bardzo ciekawe tematy do rozmów.

- Wiem, że rozważacie to czystoteorytycznie, ale wiecie jak można się o tym przekonać? - wtrącił się Klaus, będący obok mnie. - Trzeba przetestować. Proponuję wziąć Luthera na celownik. - kiwnął głową w kierunku blondyna idącego przed nami. - Mnie osobiście zaczyna irytować. - szepnął do nas. - Ale to tak w sekrecie.

- Klaus, wiesz, że doskonale cię słyszę, prawda? - powiedział Luther, nawet się nie odkręcając.

- O to chodzi. Żyj w strachu i niepewności. - zwróciłam się do chłopaka. - Wyczekuj śmierci, bo nie znasz godziny, kiedy uderzymy. - powiedziałam z powagą. Po kilku sekundach zupełnej ciszy, zaśmiałam się, a do mnie dołączył Klaus z Five.

- Oni są psychiczni. - usłyszeliśmy głos Luthera, mówiącego do reszty. Prychnęłam, po czym Klaus wyjął z kieszeni mundurka manierkę. Otworzył ją i zaczął pić, a ja poczułam zapach alkoholu, wdzierający się do moich nozdrzy, jednak w nijaki sposób to skomentowałam.

- Po twoim zaginięciu opiję, jakim byłeś cudownym bratem! - krzyknął loczek.

Gdy byliśmy już w lokalu, zajęliśmy miejsca przy dużym stoliku, aby pomieścił nas wszystkich, a Allison wraz z Vanyą, po wypytaniu nas co każdy chce, poszły zamawiać. Po chwili wróciły. Rozmawialiśmy cicho pomiędzy sobą, czekając na jedzenie. Minęło kilka minut, po których kelnerka przyniosła nam zamówienia.

Zaczęłam spokojnie pić kawę, słuchając w międzyczasie Five, siedzącego obok mnie, który opowiadał mi jakąś anegdotkę, o tym jak Diego jako dzieciak biegał po całym domu z nożami, aż w końcu się potknął i nadział na jedno z ostrzy. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Zaśmiałam się na wspomnienie jaką to burę dostał od ojca.

Spojrzałam na Klausa i Alli szepczących między sobą ze śmiechem i wzrokiem wlepionym we mnie i chłopaka.

- Co? - zapytałam.

- Nic, tylko się zastanawiamy czy wy w końcu ze sobą chodzicie czy nie. - wzruszyła ramionami afroamerykanka. Westchnęłam głęboko, mając już powoli dosyć ich infantylnego zachowania. Spojrzałam na Five, który już miał coś powiedzieć, ale widząc jego zdenerwowanie złapałam go za przedramię.

- Nie mów czegoś, czego później będziesz żałować, bo nie zamierzam ci wybaczać w nieskończoność. - oświadczyłam spokojnie, mówiąc w taki sposób, żeby tylko on mnie usłyszał. Odetchnął, a ja zwróciłam się do reszty.

- Jesteśmy przyjaciółmi. - stwierdziłam fakty. - Nie ma o czym mówić.

Ostatnio nasza relacja się polepszyła i dzięki Bogu nie skaczemy sobie już do gardeł. Przynajmniej nie aż tak często.

- Czy... Czy ty go właśnie uspokoiłaś? - zapytał Diego zaskoczony, a ja spojrzałam na niego niezrozumiale. - Woah. Gratulacje. - prychnął. - Tego choleryka trudno opanować.

Time doesn't matter ~ Eight Hargreeves ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz