~ 5 ~

534 29 3
                                    

• A tattoo •

- Interesujące... - podałam Five rękę żeby pomóc mu wstać, a ten ku mojemu zaskoczeniu, ją chwycił. - Dobrze, na dzisiaj już kończymy. Tak jak zwykle, jeżeli ktoś potrzebuje pomocy medycznej, należy udać się do Grace. - zapisał jeszcze tylko coś szybko w notesie i wyszedł z sali.

Razem z zielonookim ruszyliśmy ku reszcie. Ben podał mi wodę, a ja zdyszana opadłam ciężko na ławkę. Pijąc zachłannie, kątem oka wychwyciłam zamykające się po raz kolejny drzwi. Zakręciłam plastikową butelkę i uniosłam głowę do góry.

Wzrok całego rodzeństwa, oprócz zielonookiego, który przed chwilą wyszedł przez drzwi, był skupiony na mnie. Patrzyli się na mnie z szokiem.

- No co? - zapytałam, gdy mój oddech się już trochę unormował. Spojrzałam na swoje ubrania, na których znajdowała się niewielka ilość krwi. - To nie moja krew. - powiedziałam, bo myślałam, że o to chodzi. Five zapewnie musiał mnie nią ubrudzić ze swojej rany zarefundowanej mu przez Diega.

Klaus z Allison głośno pisnęli, na co się wzdrygnęłam.

- Dziewczyno, ty wiesz co ty zrobiłaś?! Zmiotłaś go jakby był nic nie znaczącym pionkiem! - powiedział Klaus z ekscytacją w głosie. - Żałuj, że nie widziałaś samej siebie.

- Uwierz, było na co popatrzeć. - dodała mulatka.

- Skąd ty umiesz tak walczyć? - zapytał zaskoczony Luther. - To nie wyglądało jabyś biła się pierwszy raz i nie wiedziała co masz robić.

- Problem właśnie w tym, że nie umiem. - westchnęłam. Skrzywiłam się lekko, bo ciało zaczęło coraz bardziej pulsować od bólu. - To tylko instynkt samozachowawczy i adrenalina. - stwierdziłam, bo taka była w końcu prawda.

- Co nie zmienia faktu, że byłaś boska! - uśmiechnęłam się, będąc w objęciach loczka. Syknęłam z bólu, mimo że chłopak zrobił to bardzo delikatnie.

- Chodź, pójdziemy do salki szpitalnej. - Allison podała mi rękę. - Ty też dosyć mocno oberwałaś.

- Nic mi nie jest. - dziewczyna spojrzała na mnie znacząco. - Jestem tylko trochę obolała. - zaśmiałam się, żeby rozładować atmosferę.

- Nie marudź. Grace da ci przynajmniej maść na siniaki.

Oj, tak. Bez siniaków na pewno się nie obeszło.

Po wyjściu od mamy z tubką maści w ręce udałam się wraz z Klausem i Allison do mojego pokoju. Posiedzieliśmy razem chwilę rozmawiając o totalnych głupotach.

Pół godziny później siedziałam już przebrana, smarując ciało specyfikiem. Śmierdziało niemiłosiernie. Na moim brzuchu siniaki znajdowały się jeden przy drugim, zlewając się w całość. Posmarowałam również pojedyńcze, które znajdowały się na kolanach i ramieniu. Jak cudownie.

Do kolacji byłam u Klausa oglądając z nim jakiś film kryminalny, który był taki sobie. Posiłek minął tak samo spokojnie, jak kilka godzin temu śniadanie. Ale czemu tu się dziwić skoro jemy w całkowitej ciszy.

Siedziałam właśnie u Allison, która pokazywała mi jakieś magazyny, gdy do sypialni nagle wszedł Klaus.

-Eight, tata chce ciebie widzieć u niego w gabinecie. - spojrzałam na dziewczynę obok mnie ze zdezorientowaniem, a ona na mnie. - Najlepiej teraz.

- No, okej. - wzruszyłam ramionami, wstając z łóżka i wraz z Klausem ruszyłam w stronę gabinetu Reginalda. Maść pomogła, jednakże cały czas odczuwałam lekki ból.

- Jak chcesz to mogę na ciebie tu poczekać. - stanęliśmy przed drzwiami pomieszczenia, w którym znajdował się ojciec. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Zaczęłam pukać w drzwi. - Wiesz o co w ogóle może mu chodzić?

- Proszę wejść! - usłyszeliśmy stłumiony głos Reggie'go dochodzący zza drewnianej płyty.

- Nie mam zielonego pojęcia. - westchnęłam, chwytając za klamkę. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, zamykając je za sobą.

Reginald siedział za biurkiem znajdującym się naprzeciwko wejścia. Był pochylony nad stertą papierów i coś pisał.

- Chciałeś mnie widzieć, ojcze? - bardziej zapytałam niż stwierdziłam.

- Tak. - powiedział nie unosząc wzroku. - Jutro przyjeżdża tatuażysta. Chciałem, żebyś wiedziała o tym wcześniej.

- No dobrze... - poczułam zdezorientowanie zmieszane ze stresem. - Ale co to ma wspólnego akurat ze mną?

- To, że przyjeżdża żeby zrobić ci tatuaż. - spojrzał na mnie, a ja omało co nie zakrztusiłam się własną śliną. - Każdy członek akademii ma tatuaż z naszym logiem. A z tego co wszyscy wiemy, teraz ty też w tej grupie się znajdujesz.

Zatkało mnie. Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam się sprzeciwić. Nie potrafiłam w ogóle wypowiedzieć żadnego słowa. Stałam tylko jak słup soli wpatrując się w jego beznamiętny wyraz twarzy.

Że co niby?! Nie. Na pewno mi się przesłyszało. Jaki znowu tatuaż?! O nie, nie, nie. Na to, to ja się nie pisałam.

- Dobrze, już możesz iść numerze osiem. - pomrugałam kilka razy, próbując wyrwać się z tego osłupienia. Automatycznie chwyciłam za klamkę, odwracając się tyłem do mężczyzny. Jednak w ostatniej chwili, coś wewnętrznie kazało mi przestać przekręcać przedmiot w celu wydostania się stąd i zapytać. Odwróciłam głowę z powrotem w kierunku Reginalda.

- Mogę przynajmniej wiedzieć, w którym miejscu będzie się znajdował ten tatuaż? - ledwo co wyplułam z siebie kilka słów.

- Na nadgarstku. - poczułam w tym momencie jak serce mi zamiera. Oddychanie stało się pięć razy trudniejsze. Myślałam, że zejdę na miejscu.

Cholera. Nie, nie, nie, nie...Tylko nie to...

Nie odzywając się już żadnym słowem, wyszłam jak najszybciej z pokoju, marząc tylko o tym, żeby znaleźć się w łóżku i żeby nikt mi nie przeszkadzał w byciu samą ze sobą.

Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie, nie zwracając kompletnie uwagi na opartego o ścianę bruneta.

- Eight? Eight! - poczułam rękę chłopaka na ramieniu, będąc już przy schodach. Obrócił mnie w ten sposób, że stałam naprzeciwko niego. - Jesteś blada jak ściana. Wszystko w porządku? - spojrzał na mnie zmartwiony, a mój obraz zaczął się powoli rozmazywać.

- Nie. - nie miałam już siły, żeby mu kłamać. Po moich policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy.

Obiął mnie mocno, po czym zaczął głaskać po włosach. Ja natomiast cicho szlochałam w jego ramię, nie żałując przy tym łez wydostających się z moich oczu. Po kilku minutach odsunął mnie od siebie delikatnie. Byłam mu cholernie wdzięczna, za to że nie wypytywał mnie o wszystko od razu, tylko pozwolił mi się uspokoić.

- Eight co się stało? - zapytał łagodnie, wycierając moje policzki.

Spuściłam wzrok w dół, a samotna łza zaczęła wykonywać wędrówkę po mojej twarzy ku szyi.

- Mów do mnie, nie zamykaj się teraz w sobie. - spojrzałam na niego ze smutkiem, a on westchnął i z powrotem mnie przytulił.

Czym zasłużyłam sobie w życiu, na taką cudowną osobę jak on?







______________________________________

-------------------
Słowa: 993
-------------------

Time doesn't matter ~ Eight Hargreeves ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz