~ 8 ~

502 28 6
                                    

• Apologise •

Zakręciłam kran i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, które znajdowało się nad umywalką. Westchnęłam cicho i sięgnęłam po rolkę ręcznika papierowego. Oderwałam kawałek, a następnie zaczęłam delikatnie wycierać nim skórę. Wyrzuciłam papier do kosza i chwyciłam za krem. Posmarowałam nim tatuaż, kończąc tym moją trwającą już od pięciu dni rutynę.

Tak jak mówił Reggie, nie brałam udziału w treningach, a w tym czasie albo uczyłam się teorii z samoobrony, która swoją drogą jest okropna, albo siedziałam z Vanyą u niej w pokoju, nasłuchując jej gry. I muszę przyznać, że dziewczyna ma do tego niezłą smykałkę.

Zgasiłam światło w łazience, a następnie poszłam do sypialni.

Wzięłam koc leżący na fotelu i się nim okryłam. Usiadłam przy biurku i spojrzałam na notatki, a następnie zadanie z chemii organicznej, które muszę zrobić na jutro. Westchnęłam po raz kolejny i zaczęłam pisać.

Nagle Five znalazł się obok mnie, a ja krzyknęłam, bo skąd mogłam wiedzieć, że teleportuje do mojego pokoju? Nie umiem zobaczyć, co się stanie w przyszłości. A szkoda.

- Obiecuję ci, że jeżeli kiedykolwiek zrobisz tak jeszcze raz, to wyrzucę cię z tego pieprzonego okna. - starałam się na niego nie krzyknąć i wskazałam palcem na przedmiot mojej najprawdopodobniej przyszłej zbrodni. - Co ty?... - spojrzałam na niego zdziwiona, gdy podszedł do okna.

- Sprawdzam tylko jak stąd jest wysoko, żeby zobaczyć czy warto jest ryzykować. - wzruszył ramionami, spoglądając na widok za oknem. - Co robisz? - podszedł do mnie, zaglądając w książki i zeszyty, które były porozkładane przede mną. - Miałaś już dawno być u mnie, bo zaraz idziemy.

- O czym ty mówisz? Gdzie niby mamy iść? - zapytałam zdezorientowana, bo nie wiedziałam o co mu chodzi.

- Posyłają mnie po ciebie, bo niby nie potrafisz się szybko zebrać, a nawet ci nie powiedzieli, że idziemy do Griddy' iego. Co za idioci.

- Do kogo? - zmarszczyłam brwi.

- O mój Boże... Do pączkarni. - przewrócił oczami. - Ty na serio jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?

- No przepraszam bardzo, ale pierwsze słyszę, więc te swoje komentarze zachowaj dla siebie. - usiadłam wygodniej na krześle. - Muszę tam iść?

- To reszta chce, żebyś z nami szła. - podszedł do drzwi. - Mnie to za wiele nie obchodzi, co ty zrobisz. - wyszedł z pokoju, a ja przewróciłam oczami.

No cóż. Chemia może poczekać. Przeteleportowałam się i otworzyłam drzwi szafy. Założyłam na cienką bluzkę na długi rękaw dużą ciepłą bluzę koloru beżowego, bo po dwudziestej na dworze było już chłodno. Miałam na sobie jeansowe spodnie, więc ich nie zmieniałam. Włożyłam dziesięć dolarów do kieszeni i założyłam buty.

Wyszłam z sypialni i usłyszałam rozmowy dobiegające z pomieszczenia obok.

- Ben miałeś jej przecież powiedzieć. - powiedziała zirytowana Allison.

- Myślałem, że Klaus miał to zrobić. - usłyszałam głos Bena, otwierając uchylone już drzwi i wchodząc do środka.

- No dobra, skoro wszyscy już są to możemy iść. - powiedział Luther, widząc mnie i otworzył okno.

- A dlaczego nie możemy wyjść normalnie? - zapytałam, bo nie widziałam sensu schodzenia po wyjściu ewakuacyjnym. Przecież mogliśmy wyjść przez drzwi jak normalni ludzie, a nie schodzić po tym metalowym rusztowaniu, z którego łatwo zlecieć.

Time doesn't matter ~ Eight Hargreeves ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz