• Breaking through •
Ranek był o dziwo dosyć spokojny. Po śniadaniu miał się odbyć trening. Założyłam na siebie szare dresy, tego samego koloru bluzę z kapturem oraz wygodne buty. Na koniec związałam swoje blond włosy, które naturalnie delikatnie mi się falują, w luźnego kucyka. Gdy już skończyłam udałam się do salki przeznaczonej na ćwiczenia.
Po wejściu do pomieszczenia nie zastałam tam nikogo, więc postanowiłam usiąść na ławce, znajdującej się przy ścianie. Rozejrzałam się po wnętrzu. Przypominało ono najzwyczajniejszą salę gimnastyczną, taką jaką miałam w swojej starej szkole, jednak ta tutaj jest o około połowę mniejsza. Całkiem sporo przestrzeni, lina do wspinania się zwisająca z sufitu, w rogu salki kilka materaców ułożonych jeden na drugim.
Drzwi do pomieszczenia się otworzyły, a ja mogłam usłyszeć rozmowy. Wszyscy weszli do środka, a Klaus gdy tylko namierzył mnie swoim wzrokiem, natychmiastowo ruszył w moją stronę.
- Hej, Klaus. - powiedziałam będąc już w objęciach bruneta.
- Cześć. - chłopak puścił mnie, odsuwając się na dwa kroki - Nigdzie nie mogłem cię znaleźć. Teraz już wiadomo dlaczego. Przyszłaś beze mnie. Oj, nieładnie. - uśmiechnął się szeroko. Klaus bez ciągłego uśmiechu wymalowanego na twarzy nie byłby po prostu sobą. - A tak w ogóle, to jak tam samopoczucie przed pierwszym treningiem?
- Całkiem dobrze. - ruszyliśmy w kierunku rodzeństwa, które zaczynało się ustawiać szeregiem przed białą linią na podłodze.
- Taka mała wskazówka. - chwycił za kaptur mojej bluzy i po przeciągu sekundy z powrotem go puścił. - Jak to mówi ojciec: " Na treningi, nie zakładajcie bluz z kapturem, ponieważ utrudniają one koordynację ruchów i was rozpraszają". - próbował przy tym naśladować głos Reggie'ego.
Parsknęliśmy śmiechem.
- Dobrze, postaram się zapamiętać na przyszłość. - uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę.
- Wspaniale. A teraz muszę się z panią pożegnać, ponieważ musimy ustawiać się według naszych numerów, w kolejności rosnącej. - powiedział, gdy znaleźliśmy się w niewielkiej odległości od reszty. - Adios!
Zaśmiałam się cicho pod nosem i stanęłam obok Bena.
- Cześć, Eight. - chłopak zwrócił się do mnie, po czym ja również się z nim przywitałam. - Jestem ciekawy, co teraz przygotował ojciec. Ostatnio był tor przeszkód, więc obstawiam, że dzisiaj będzie nas znowu męczył walką wręcz.
Walka wręcz? Przecież ja nie umiem się bić! Mam leżeć na materacu i patrzeć jak ktoś nawala mnie pięściami? O nie, nie, nie, co to, to nie. Z góry uprzejmie podziękuję.
W tym samym momencie gdy Reginald wszedł do sali, trzymając notes w ręku, moje zdenerwowanie i stres chyba sięgnęły zenitu. Powolnie przełknęłam ślinę, starając się uspokoić przynajmniej w małym stopniu. Jednak moje poczynania okazały się bezskuteczne.
- Baczność! Wyrównać! - znalazł się naprzeciwko nas, a my wykonaliśmy rozkaz. Poczułam, jakby żołądek podszedł mi do gardła. - Dzisiaj walka wręcz.
O mój Boże...
- Numer 1 z 4, 2 z 5, 3 z 6. A tobą numerze 8 zajmę się później.
Po raz kolejny przełknęłam ślinę. Zajmie się mną później. To dobrze czy źle?
Pierwsi wkroczyli na matę Luther z Klausem, a reszta z nas usiadła na ławce. Chwilę im to zajęło, jednak wygrał blondyn powalając loczka na ziemię. Luther podał rękę bratu i oboje ruszyli w naszym kierunku, a Reginald zapisał coś w tym swoim notesie.

CZYTASZ
Time doesn't matter ~ Eight Hargreeves ~
Fanfiction"- Zamknij się lepiej, bo to ty teraz jesteś na przegranej pozycji - uniosłam jedną brew. - W każdej chwili mogę cię popchnąć i będziesz leżała na dole, wykrwawiając się na tej uliczce. - No coż. Dzięki Bogu, że w czerwonym mi do twarzy. Bedę przyna...