• You smell nice •
Weszłam do salonu, gdzie zastałam całe rodzeństwo rozmawiające pomiędzy sobą. Opadłam ciężko na kanapę, siadając obok Klausa i Bena. Na stojącym na przeciwko, takim samym meblu siedział Luther, Allison i Vanya. A Five, jak to na niego przystało, siedział sam na krześle przy barku.
Westchnęłam i zaczęłam rozmasowywać skronie. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a mojego zmęczenia nie dało się opisać.
- Aż tak bardzo cię dzisiaj cisnął? - zapytał zmartwiony Klaus.
- Szkoda gadać. - machnęłam ręką. - Przez pierwsze pół godziny kazał mi ćwiczyć skoki, a przez kolejne pół tworzenie iluzji, dopóki nie zemdlałam ze zmęczenia.
W te jakże piękne poniedziałkowe popołudnie, ojciec zarządził, że dzisiaj odbędą się indywidualne treningi. Nikt nie był z tego za bardzo zadowolony, ponieważ wiedzieli co ich czeka. Ja natomiast od dzisiaj je niewyobrażalnie znienawidziłam.
- Ja to na prawdę nie mam pojęcia, co siedzi w jego głowie. On myśli, że wystarczy żebyśmy naładowali baterie tak jak Grace i nagle zmęczenia minie? - ledwo co wychrypała Alli, którą bolało gardło od prawie godzinnego męczenia się z plotką.
- Co masz na myśli? Grace jest robotem, że ładuje sobie baterie? - zaśmiałam się cicho, bo byłam naprawdę wycieńczona.
Wszyscy spojrzeli na mnie poważnie, przez co zmarszczyłam brwi i również spoważniałam. Usiadłam prosto.
- Serio? Nikt do tej pory jej nie powiedział? - zapytał Five, przez co odwróciłam głowę w jego kierunku, bo siedziałam na kanapie, która była ustawiona tyłem do barku. - Nieźle. - prychnął, popijając jakiś napój przez słomkę.
- Grace na prawdę jest robotem? - przeżyłam kolejny szok podczas pobytu tutaj. Gadający szympans, matka robot. Teraz to już chyba nic mnie nie zaskoczy. - Woah. Przynajmniej to wiele tłumaczy.
Już wiadomo dlaczego nie jadła z nami posiłków, chodziła cały czas uśmiechnięta, a zmęczenia nie było po niej widać w ogóle.
- Witamy w naszej nienormalnej rodzince. - zaśmiał się Luther.
- Okej, ja idę się przespać, bo nie mam już na nic siły. - jak powiedziałam tak zrobiłam.
Z dwugodzinnej drzemki obudził mnie głos mamy wołającej na kolację. Ogarnęłam się żeby nie zejść z szopą na głowie. Wyszłam z pokoju i praktycznie od razu spotkałam na korytarzu Klausa.
- I jak? Lepiej się już czujesz? - ruszyliśmy w stronę schodów.
- Lepiej. - uśmiechnęłam się ciepło.
- To dobrze. - po chwili znaleźliśmy się w jadalni. - A! I byłbym zapomniał. Nie najadaj się za bardzo, bo później zabieram cię do Griddy' ego. - ustaliśmy przed swoimi stałymi miejscami przy stole. Oprócz nas była tu Grace, która rozstawiała na stole potrawy.
- No nie wiem, Klaus. - westchnęłam.
- Spokojnie, tym razem idziemy bez tych rybek z ferajny. - zaśmiałam się na jego określenie. - Czasami to i nawet ja muszę od nich chwilę odpocząć, bo to nie idzie z nimi wytrzymać. No weź się zgódź. - spojrzał na mnie błagalnie.
- No niech ci już będzie. - uśmiechnęłam się.
W tym samym momencie reszta znalazła się przy stole i zaczęliśmy jeść. Po posiłku, który trwał około pół godziny wszyscy zaczęli się rozchodzić.
Gdy wyszłam z łazienki, w której przebrałam się w dresy, bo nie chciało mi się w tym momencie chodzić w niczym innym, zobaczyłam bruneta opierającego się o ścianę.

CZYTASZ
Time doesn't matter ~ Eight Hargreeves ~
Fiksi Penggemar"- Zamknij się lepiej, bo to ty teraz jesteś na przegranej pozycji - uniosłam jedną brew. - W każdej chwili mogę cię popchnąć i będziesz leżała na dole, wykrwawiając się na tej uliczce. - No coż. Dzięki Bogu, że w czerwonym mi do twarzy. Bedę przyna...