~ 9 ~

489 26 17
                                    

• You smell nice •

Weszłam do salonu, gdzie zastałam całe rodzeństwo rozmawiające pomiędzy sobą. Opadłam ciężko na kanapę, siadając obok Klausa i Bena. Na stojącym na przeciwko, takim samym meblu siedział Luther, Allison i Vanya. A Five, jak to na niego przystało, siedział sam na krześle przy barku.

Westchnęłam i zaczęłam rozmasowywać skronie. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a mojego zmęczenia nie dało się opisać.

- Aż tak bardzo cię dzisiaj cisnął? - zapytał zmartwiony Klaus.

- Szkoda gadać. - machnęłam ręką. - Przez pierwsze pół godziny kazał mi ćwiczyć skoki, a przez kolejne pół tworzenie iluzji, dopóki nie zemdlałam ze zmęczenia.

W te jakże piękne poniedziałkowe popołudnie, ojciec zarządził, że dzisiaj odbędą się indywidualne treningi. Nikt nie był z tego za bardzo zadowolony, ponieważ wiedzieli co ich czeka. Ja natomiast od dzisiaj je niewyobrażalnie znienawidziłam.

- Ja to na prawdę nie mam pojęcia, co siedzi w jego głowie. On myśli, że wystarczy żebyśmy naładowali baterie tak jak Grace i nagle zmęczenia minie? - ledwo co wychrypała Alli, którą bolało gardło od prawie godzinnego męczenia się z plotką.

- Co masz na myśli? Grace jest robotem, że ładuje sobie baterie? - zaśmiałam się cicho, bo byłam naprawdę wycieńczona.

Wszyscy spojrzeli na mnie poważnie, przez co zmarszczyłam brwi i również spoważniałam. Usiadłam prosto.

- Serio? Nikt do tej pory jej nie powiedział? - zapytał Five, przez co odwróciłam głowę w jego kierunku, bo siedziałam na kanapie, która była ustawiona tyłem do barku. - Nieźle. - prychnął, popijając jakiś napój przez słomkę.

- Grace na prawdę jest robotem? - przeżyłam kolejny szok podczas pobytu tutaj. Gadający szympans, matka robot. Teraz to już chyba nic mnie nie zaskoczy. - Woah. Przynajmniej to wiele tłumaczy.

Już wiadomo dlaczego nie jadła z nami posiłków, chodziła cały czas uśmiechnięta, a zmęczenia nie było po niej widać w ogóle.

- Witamy w naszej nienormalnej rodzince. - zaśmiał się Luther.

- Okej, ja idę się przespać, bo nie mam już na nic siły. - jak powiedziałam tak zrobiłam.

Z dwugodzinnej drzemki obudził mnie głos mamy wołającej na kolację. Ogarnęłam się żeby nie zejść z szopą na głowie. Wyszłam z pokoju i praktycznie od razu spotkałam na korytarzu Klausa.

- I jak? Lepiej się już czujesz? - ruszyliśmy w stronę schodów.

- Lepiej. - uśmiechnęłam się ciepło.

- To dobrze. - po chwili znaleźliśmy się w jadalni. - A! I byłbym zapomniał. Nie najadaj się za bardzo, bo później zabieram cię do Griddy' ego. - ustaliśmy przed swoimi stałymi miejscami przy stole. Oprócz nas była tu Grace, która rozstawiała na stole potrawy.

- No nie wiem, Klaus. - westchnęłam.

- Spokojnie, tym razem idziemy bez tych rybek z ferajny. - zaśmiałam się na jego określenie. - Czasami to i nawet ja muszę od nich chwilę odpocząć, bo to nie idzie z nimi wytrzymać. No weź się zgódź. - spojrzał na mnie błagalnie.

- No niech ci już będzie. - uśmiechnęłam się.

W tym samym momencie reszta znalazła się przy stole i zaczęliśmy jeść. Po posiłku, który trwał około pół godziny wszyscy zaczęli się rozchodzić.

Gdy wyszłam z łazienki, w której przebrałam się w dresy, bo nie chciało mi się w tym momencie chodzić w niczym innym, zobaczyłam bruneta opierającego się o ścianę.

Time doesn't matter ~ Eight Hargreeves ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz