1.

6.2K 313 371
                                    

Na trybunach zajmowanych przez kibiców zwycięskiej drużyny wybuchły głośne okrzyki i brawa. Niektórzy byli bliscy wyskoczenia przez barierkę, żeby tylko pogratulować swoim ulubieńcom tryumfu w Półfinale Mistrzostw Świata w Quidditchu.

Kapitanowie uścisnęli sobie dłonie, zanim ich drużyny zniknęły w swoich namiotach, chowając się przed atakami fanów.

Tylko szukający zwycięskiej drużyny został z boku, podczas gdy inni zaczynali świętować. Złapanie Złotego Znicza samo w sobie nie było proste - a szczególnie, jeśli ma się pęknięte szkiełko w okularach. Ale co to za problem dla czarodzieja, na dodatek tak zdolnego jak Potter. Owszem, problem, jeśli nie ma się różdżki.

Wracając myślami do ostatnich zdarzeń, Harry jak zwykle przewrócił oczami. Dokładnie trzy tygodnie temu coś zepchnęło go do granicy wytrzymałości psychicznej - nie wiedział, co to było, może kolejna kłótnia z przyjaciółmi, albo nagła utrata jakichkolwiek chęci do otwierania rano oczu. Przestał widzieć sens w dalszym ciągnięciu tego wszystkiego. Spróbował to przerwać.

Luny nie było wtedy w mieszkaniu, odwiedzała Weasleyów. Pech, może szczęście, chciał, aby dziewczyna wróciła, zanim do czegoś doszło. Nigdy nie widział jej tak przestraszonej, a jednocześnie złej - zabrała mu różdżkę, mówiąc, że odda ją, kiedy uzna to za odpowiednie.
Żałosne. Czy ona naprawdę myślała, że gdyby chciał, nie znalazłby innego sposobu?

W każdym razie krążyła wokół niego jedna myśl: nie miała prawa odcinać go od magii, zabierając różdżkę, bez której czuł się prawie jak bez ręki.
Od tego dnia byli skłóceni, chociaż raczej jednostronnie - on był na nią zły, ona nie wydawała się być tym poruszona.

Rzucił jakieś wytłumaczenie, dlaczego dzisiaj nie może zostać i opić zwycięstwa, po czym jak najszybciej zniknął tłumowi z pola widzenia - Colin Creevey był prawdopodobnie jedynym szczęśliwcem, któremu udało się jeszcze zrobić zdjęcie (chłopak był aktualnie jednym z redaktorów Proroka Codziennego).
Zdeterminowany aportował się przed swoim mieszkaniem. Ze względu na dość późną godzinę (mecz był jednym z dłuższych, jakie Harry rozegrał) podejrzewał, że Luna jest już w swojej sypialni, jak zwykle zagłębiona w lekturze.

Nie pomylił się - Lovegood siedziała na łóżku, trzymając w rękach odwrócony pod dość dziwnym kątem egzemplarz Żonglera.

- Cześć, Harry - uśmiechnęła się lekko, nie podnosząc wzroku znad gazety. - Jak tam mecz?

- Oddaj mi różdżkę - zarządzał stanowczo, ignorując jej pytanie.

- Nie pamiętasz, jaka była umowa? - Luna odłożyła Żonglera na stolik. - Oddam ci ją, kiedy będę pewna, że jest już w porządku.

- Więc chcesz izolować mnie od magii do końca życia? Oddaj mi ją.

- Przykro mi, ale nie mogę.

Zanim zdążyła coś dodać, Harry zatrzasnął za sobą drzwi. Westchnęła cicho, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął. Widziała, że ostatnio nie czuje się dobrze - a raczej gorzej niż zazwyczaj. Niestety, on nie pozwalał już sobie pomóc.

****

Luna, chociaż może na pierwszy rzut oka na taką nie wyglądała, potrafiła długo i uparcie stać za swoim.
Dlatego też Harry jeszcze kilka godzin po ich ostatniej kłótni porzucił próby odzyskania starej różdżki - jeśli Lovegood mówiła, że mu jej nie odda, nic nie nakłoni jej do zmiany zdania.
Zanim dziewczyna zdążyła się obudzić, on wyszedł już z domu z zamiarem sprawienia sobie nowej różdżki. Na Pokątnej jak zwykle przepychały się tłumy ludzi. Harry nie zwracał zbędnej uwagi na uprzejme przywitania i podekscytowane szepty na jego widok.

Eridanus || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz