Mała informacja na początek: jeżeli coś będzie napisane pochyłą czcionką, to będą to wspomnienia. Miłego czytania.
Draco nie mógł uwierzyć, że Harry go zostawił. I to w momencie, kiedy potrzebował go najbardziej.
Draco nie mógł uwierzyć, że gdy aportowali się na polu namiotowym przy boisku do quidditcha, na którym za niecałą godzinę miały rozegrać się Mistrzostwa Świata w tym właśnie sporcie, i wpadli na Weasleyów, Harry złapał go nagle za nadgarstek, spojrzał na znajdujący się na nim zegarek, rzucił, że powinien być już ze swoją drużyną i odbiegł w tylko sobie znanym kierunku. No zostawił go. Drań.
I podczas gdy Potter poszedł sobie do tego przeklętego kapitana-rudzielca, Draco był porzucony na pastwę Molly, Artura, bliźniaków, Ginny, Billa i Percy'ego. Ale głównie Molly, bo to ona od razu postanowiła go wyściskać i wycałować po policzkach.
Cóż, to było ich pierwsze spotkanie, odkąd oświadczył się Harry'emu dwa miesiące temu. Twierdziła, że cieszy się, że siebie mają.
Draco naprawdę próbował się grzecznie odsunąć, ale wkrótce okazało się, że już prędzej odgoniłby od siebie Puszka niż tą kobietę.
Toteż kiedy w końcu od nich uciekł, mordując wzrokiem pękającą ze śmiechu Ginny, dobre kilkanaście minut wycierał rękawami całą twarz. Molly zdecydowanie nie wiedziała, co to jest przestrzeń osobista.
Czuł się trochę jak podczas ich wspólnych świąt, do których wcale a wcale nie został zmuszony przez Harry'ego. Kiedy wrócili wtedy na Grimmauld Place, czuł już na twarzy tyle śladów ust, ile nie czuł nawet... No, nieważne kiedy.
Na szczęście z tej świątecznej kolacji udało im się szybko wyrwać, trochę ku niezadowoleniu Harry'ego. Zanim jednak wyszli - Draco wymownie ignorował Ginny, podczas kolacji taktownie milczał. Nie chciał im docinać, chociaż potencjalnych powodów do tego mógłby znaleźć wiele. Nie był w stanie wykrzesać z siebie niczego, choćby ze względu na Harry'ego, z którym wiążąc się, zranił przecież ich córkę, pomijając wszystkie urazy ze strony jego ojca.
Był też pewien, że pomysł zaproszenia go do Nory powstał jedynie dla Harry'ego i wyszedł od pani Weasley, sądząc po niezbyt przychylnym spojrzeniu Artura. Chociaż i on już odpuścił sobie sprawę Ginny, widząc ją szczęśliwą z Oliverem, to Malfoyowi wciąż miał do zarzucenia jedynie, że Harry wybrał sobie właśnie jego.
Co prawda, Draco nie mógł się powstrzymać przed parsknięciem na widok wciąż nieodremontowantch części Nory, przynajmniej dopóki nie dostał od Harry'ego w kostkę.
Pół tej kolacji stracił na zbliżaniu pod stołem swojej dłoni do dłoni Harry'ego i nagłego jej cofania. Wahał się, czy lepiej narazić się na gniew pana Weasleya i jego tostera, który, chociaż Draco nie miał pojęcia, czym był, brzmiał wyjątkowo groźnie, czy zlekceważyć ich wszystkich, jak na Malfoya przystało. Harry, zauważając w końcu jego zachowanie, sam postanowił rozwiązać ten problem. Bez większego namysłu splótł ich dłonie, po czym oparł łokieć na blacie i nawet nie przestając się śmiać z czegoś, co powiedziała Ginny, złożył krótki pocałunek na wierzchu jego dłoni. Przecież Gin i Oliver robili to ciągle i nie uważał tego za nic odstającego poza normę.
Fred i George wydali z siebie wtedy bliżej nieokreślony dźwięk, pan Weasley prawie wbił sobie widelec w rękę, Molly z braku innego pomysłu momentalnie zaproponowała wszystkim dokładkę, a Ginny po krótkim "zawieszeniu" wróciła do luźnej rozmowy z Harrym, czym uratowali wszystkich od niezręcznej ciszy.
Teraz jednak Draco siedział już na trybunach, a mecz od kilku godzin trwał w najlepsze, co wynikało nie tyle z żenującego poziomu szukających, co wręcz przeciwnie. I Harry, i ta dziewczyna, której imię zupełnie Malfoya nie interesowało, byli naprawdę dobrzy i oboje już parę razy mieli Znicz prawie na wyciągnięcie ręki.
CZYTASZ
Eridanus || drarry
FanfictionDruga część Zmiany stron - jeśli nie czytał*ś, radzę od tego zacząć, bo możesz mieć problemy ze zrozumieniem. "Ludzie, Harry, z miłości robią różne rzeczy. Muszą jednak pamiętać, aby na końcu drogi nie spotkać samej nienawiści". Wojna się skończyła...