17.

2K 202 108
                                    

- Te przedmioty są wart więcej, niż najlepszy podstęp. Masz moje słowo.

Harry we śnie wyciągnął dłoń przed siebie, podświadomie szukając ciepła drugiej osoby. Nie natrafił na nic, nim znowu usłyszał zimny, przenikliwy głos.

- Teraz dotrzymaj swoje.

Próbował się odezwać, choć z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Nie usłyszał niczego więcej, a jego samego ogarnęło specyficzne uczucie spadania.

- Draco - rzucił, kiedy tylko otworzył oczy, podrywając się do siadu.

Szybko przeniósł wzrok na puste miejsce obok siebie i poduszkę, na której nie było śladu, ani po jasnych włosach w nieładzie, ani ich właścicielu. Pomieszczenie wypełniały tylko jego płytki oddech i nienaturalnie szybkie bicie serca.

Nienawidził budzić się w ten sposób. Samemu, choć samotnie wcale nie zasypiał, w środku nocy, wyrwany ze snu koszmarem i właśnie nieobecnością Dracona.

A szczególnie nie znosił tego, że to zdarzało się coraz częściej.

Draco uparcie twierdził, że w mieszkaniu jest chłodno, mimo lata i mimo zbyt ciepłych policzków, żeby móc uznać to za normalne. Harry szybko domyślił się, że za naciąganiem rękawów po same opuszki palców kryło się coś jeszcze. Coś, co właśnie sprawiało, że Dracona znowu nie było, gdy Harry otwierał oczy, próbując uspokoić oddech. I choć wcześniej obwiniał się, że to przez niego i dziwnie koszmary, które ponownie zaczęły wybudzać go w środku nocy, teraz był pewien, że jedyna jego wina to niewiedza, jak miał mu pomóc.

Wstał, zapalając światło na końcu różdżki. Zszedł po schodach, zeskakując po dwa stopnie, żeby tylko upewnić się, że z Draco wszystko w porządku. Że jest bezpieczny. Nie mylił się, spodziewając się zastać go opartego o parapet i wpatrzonego w jakiś punkt za oknem. Często to robił, ale Harry pierwszy raz widział, żeby miał podwinięte rękawy.

- Obudziłem cię? - zapytał z pozoru spokojnie, nawet się nie odwracając, ale zdradziło go to, jak nerwowo usiłował zasłonić czarny tatuaż na lewym przedramieniu.

- Raczej twoja nieobecność - sprostował Harry. Szybko pokonał ostatnie kilka kroków, jakie dzieliły go od blondyna i złapał go za ramię, ale to nie przeszkodziło mu w zasłonięciu Mrocznego Znaku. Harry cicho westchnął, gdy Draco jak gdyby nigdy nic ponownie wbił wzrok za szybę. - Wyrwiesz się kiedyś przeszłości i przestaniesz o niej myśleć? Nie ma już Voldemorta. Nie musisz się bać.

Draco prychnął pod nosem. Potter nigdy nie zrozumie, jak to jest być naznaczonym. Jak to jest mieć na ramieniu najgorszą skazę, jaką czarodziej może sobie wyobrazić. Zawsze, właściwie już kilka tygodni po tym, jak czarny tatuaż pojawił się na jego przedramieniu, liczył, że któregoś dnia zniknie, razem ze swoim twórcą. Jego oczekiwania nigdy nie znalazły jednak potwierdzenia w rzeczywistości, więc teraz mógł tylko rzucać szybkie spojrzenia połyskującemu w świetle księżyca tatuażowi, naiwnie wierząc, że za którymś razem zblednie, aż w końcu zleje się z jasną skórą.

Świat wcale się nie zmienił. W ciągu kilku dni zdążył skłamać co do swojego samopoczucia tyle razy, że wystarczyło, aby stwierdzić, że nie tak wyobrażał sobie rzeczywistość bez Voldemorta. Nie czuł się dobrze nawet z tak błahym naciąganiem prawdy, szczególnie gdy widział, jak Harry się stara. Nie chciał jednak więcej mówić prawdy, bo gdy ten jeden raz to zrobił, Harry przez resztę dnia wyglądał jak Pomfrey przy najbardziej beznadziejnych przypadkach, którym i tak próbowała pomóc. Dopiero to uświadomiło go, że świat bez Czarnego Pana wcale nie był taką bajką, jak w jego wyobrażeniach, czemu znowu przeczyły sowy beztrosko wpadające przez okna i które bynajmniej nie zostały po drodze przechwycone przez ministra-śmierciożercę. Zgubił się gdzieś między zaufaniem do Pottera a tym, co sam widział.

Eridanus || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz