Pewnego razu byli sobie trzej bracia, którzy wędrowali razem. Doszli do niebezpiecznej rzeki, której nie mogli przejść. Byli sprawnymi czarodziejami, więc wyczarowali nad wodą most. Gdy go przechodzili, drogę zagrodziła im Śmierć, która była wściekła, że ją oszukali. Udała, że ich podziwia i zaproponowała im nagrodę.
- To wszystko? - Harry nie mógł oderwać wzroku od pergaminu.
- Może dalsza część nie była potrzebna - stwierdziła Luna. - Nie wiem, Harry. To fragment Opowieści o Trzech Braciach, więc...
- Ten, kto zdobędzie wszystkie trzy Insygnia, zostanie Panem Śmierci, tak? - przerwał jej.
- Tak, ale nikt nie jest pewien, czy to nie jest tylko bajka. Nawet ja nie mogę cię o tym zapewnić - złapała go za rękę, kiedy podniósł na nią wzrok.
- Ollivander był tego pewien. Chciał dokończyć to, co zaczął jego dziadek, a ja muszę to wykorzystać.
- Harry...
- Luna - znowu nie dał jej dokończyć. - To jedyne, co mi zostało. I zrobię to, choćby nie wiem co.
- Chciałam tylko powiedzieć, że nadal chcę ci pomóc - uśmiechnęła się lekko. - Co chcesz zrobić?
- Znaleźć Insygnia Śmierci - wstał, kierując się do drzwi. - Oprócz peleryny niewidki, zostały dwa. A tak się składa, że Czarna Różdżka jest w Hogwarcie.
- Ale nie teraz - stanęła w progu salonu, zagradzając mu drogę. - Musisz ochłonąć, poza tym jest już późno.
- Nie będę czekać - próbował bezskutecznie ją wyminąć. - Daj mi przejść.
- Zaczekaj do rana, pójdziemy tam razem.
Harry mocno zacisnął pięści. Nie zamierzał czekać, na pewno nie teraz, kiedy nareszcie miał realną nadzieję. Spokój na twarzy Luny tylko mocniej wytrącał go z równowagi. Kiedy dziewczyna nadal uparcie stała tuż przed nim, odruchowo sięgnął po różdżkę.
Nie miał jej w kieszeni, pewnie na szczęście, bo sam nie wiedział, co chciałby zrobić. Podniósł lekko niepewny wzrok na Lunę - patrzyła na niego z wyrzutem, jakby miała do niego pretensje o to, że był gotów użyć przeciw niej siły i magii. On jednak się tym nie zraził - dla niego, jeśliby musiał, naprawdę by to zrobił.
- Przepraszam - mruknął zdenerwowany, zanim trzasnął drzwiami swojej sypialni.
Nieprzespana noc nie była dla niego niczym nowym. Mimo to dławiące uczucie w gardle było znacznie silniejsze - wiedział, co robić, a jednak nie mógł zrobić nic.
****
Bezsenność miała jednak swoje plusy. Zanim na dworze zrobiło się jasno, zdążył opracować ogóły planu i znaleźć idealną osobę, która mogłaby mu pomóc. Przywołał do swojego pokoju chyba wszystkie książki o zaklęciach, jakie on i Luna mieli w domu, i w słabym świetle niedużej lampki po kolei je przeglądał. Najbardziej odpowiednie wydało mu się jedno z ostatnich, na które natrafił:
Po rzuceniu na przedmiot zaklęcia zostaje on powielony i powstaje jego identyczna kopia. Wiadomo jednak, że kosztowności trafione tym zaklęciem są bezwartościowe. Jedną z wad zaklęcia, która nigdy nie została wyeliminowana, jest to, że nikt nie może go przerwać poza osobą, która je rzuciła. Jeżeli z jakiegoś powodu się jej nie przerwie, przedmiot będzie się powielał przez wiele godzin, a nawet dni, dopóki kopie nie zaczną się psuć. Aby...
Głośno zatrzasnął księgę. Dalsza część niezbyt go interesowała, a słońce zdążyło już wzejść. Była sobota, więc nie musiał się martwić, że przerwie Snape'owi lekcje. Na wszelki wypadek zmniejszył książkę i schował ją do kieszeni. Zanim wyszedł, w drzwiach zatrzymała go Luna. Zniecierpliwiony odwrócił się w jej stronę - chciał jak najszybciej zacząć działać.
CZYTASZ
Eridanus || drarry
FanfictionDruga część Zmiany stron - jeśli nie czytał*ś, radzę od tego zacząć, bo możesz mieć problemy ze zrozumieniem. "Ludzie, Harry, z miłości robią różne rzeczy. Muszą jednak pamiętać, aby na końcu drogi nie spotkać samej nienawiści". Wojna się skończyła...