Dracona obudziło naprawdę dziwne uczucie. Czuł ciepło czyjejś dłoni na swojej, ale zanim jeszcze otworzył oczy, mógłby przysiąc, że był w łóżku sam. No, chyba że Harry, bo Draco jakoś nikogo innego się tu nie spodziewał, nagle zmniejszył się do rozmiarów niuchacza.
Co prawda wszystko stało się jasne, gdy w końcu otworzył oczy, ale zdecydowanie nie takiego widoku Draco się spodziewał.
Jego senne domysły poniekąd miały swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Fakt, Harry trzymał jego dłoń w swojej. Fakt, nie było go pod ciepłą pościelą, gdzie o takiej porze zdecydowanie powinien być, ale powiedzieć, że nie było go w łóżku, to trochę za dużo, bo siedział na krańcu materaca tyłem do Dracona. I choć może nie zamienił się w Pottera (tego czworonożnego z długim ryjkiem), to grał sam ze sobą w szachy, co zdaniem Dracona było niemniej dziwne.
Może Malfoy nie mógł tego wiedzieć, ani też nie zauważył już zupełnie niepotrzebnie, ze względu na słońce za oknem, zapalonego końca różdżki Harry'ego, która świadczyła o tym, że nie spał już od dłuższego czasu.
Potrzebował pobyć na chwilę w ciszy i zająć czymś myśli, aż w końcu w głowie grały mu już tylko słowa Dracona, które powtarzał jak mantrę.
Nie żałuj.
Nie płacz.
Nie zatrzymuj się.Zaciśnij pięści.
Zadrzyj wysoko głowę.
Idź dalej.Jak w szachach. Straciłeś jedną figurę? To nic. Nadal możesz wygrać.
Choć śmiesznie słyszeć to wszystko od osoby, która sama nie mogła wyrwać się przeszłości.Oczywiście, Harry mógłby wymienić wiele sytuacji, kiedy powiedzenie "trudno" może co najwyżej wywołać pusty śmiech. Był pewien, że gdyby sześć lat temu ktoś powiedział mu, żeby machnął ręką na śmierć Dracona, zginąłby na miejscu.
Ale gdy właściwa osoba trzyma nas za rękę, pcha do przodu, pomaga podnieść wzrok z ziemi i wskazuje gwiazdy, jest po prostu łatwiej. I Harry miał to szczęście, że taka osoba ciągle była u jego boku.
Draco nie musiał długo czekać, aż okularnik poczuje, jak wywierca mu wzrokiem dziurę w plecach. Harry odwrócił się przez ramię, odrywając na chwilę wzrok od szachownicy, na co Draco przewrócił oczami z pobłażaniem. Amator. Gdyby to on był teraz jego przeciwnikiem, już dawno wykorzystałby jego nieuwagę. Znaczy, nie oszukiwałby. Oczywiście, że nie.
Skupił się jednak na twarzy Harry'ego i choć była zmęczona, rozświetlał ją słaby, niemal niezauważalny uśmiech.
- Cześć, Draco - rzucił, a blondyn od razu usłyszał, że miał jakiś lepszy humor. Harry nachylił się, żeby skraść mu pocałunek "na dzień dobry". - Musiałem się na czymś skupić, bo bym zwariował - wyjaśnił i wskazał na szachy, widząc uniesione brwi Dracona. Wrócił wzrokiem do gry.
- Która partia? - zapytał po chwili Draco, przesuwając się bliżej Harry'ego, żeby móc ułożyć głowę na jego kolanach i jednocześnie nie tracić z oczu wprawionej w lewitację szachownicy. Z obu jej stron unosiło się kilka zarówno czarnych, jak i białych figur. Harry zwlekał chwilę z odpowiedzią, a Draco wpatrywał się tylko w jego podbródek i czubek nosa, bo ze swojej perspektywy właściwie nie widział niczego innego.
- Pierwsza - przyznał w końcu, z lekkim zakłopotaniem przeczesując dłonią włosy. Draco był pod wrażeniem, biorąc pod uwagę, że właściwie z nikim nie grał. - Od kilku godzin. Wiesz, musiałem sam zaczarować te szachy, żeby odpowiadały same z siebie, bo brakowało mi przeciwnika. Ciężko pokonać siebie, bo teraz i czarne, i białe mają ten sam tok myślenia i taktykę.
CZYTASZ
Eridanus || drarry
FanfictionDruga część Zmiany stron - jeśli nie czytał*ś, radzę od tego zacząć, bo możesz mieć problemy ze zrozumieniem. "Ludzie, Harry, z miłości robią różne rzeczy. Muszą jednak pamiętać, aby na końcu drogi nie spotkać samej nienawiści". Wojna się skończyła...