25.

1.6K 150 244
                                    

Kolejne dni dały Harry'emu nadzieję, że któregoś ranka naprawdę obudzi się z niezmąconym niczym szczęściem.

Ale po kolei:

Ostatnia bezsenna, głównie ze względu na Harry'ego, którego nie potrafiły uspokoić żadne argumenty, noc dzieliła ich od przesłuchania w Ministerstwie Magii. Był już późny wieczór, kiedy usłyszeli pukanie do drzwi, za którymi stała Hermiona - chyba tym razem nie uznała za właściwe wpraszanie się do środka siecią Fiuu, jak miała w zwyczaju. Ron trzymał dłoń na jej ramieniu, jakby powstrzymując ją przed odwróceniem się i ucieczką.

Te kilka dni wystarczyły jej, żeby wszystko przemyśleć, ale co by nie mówić - była dumna. I podejrzewała, że nawet dziesięć lat nie wystarczyłoby, żeby spokojnie powiedzieć, że nie miała racji i, co gorsza, przyznać ją Draconowi.

- Miałeś rację, Malfoy - powiedziała, podnosząc wzrok jednak nie na niego, a na Harry'ego, jakby obawiała się spojrzenia blondyna. - Przepraszam. I ciebie też, Harry. To było głupie z mojej strony.

- Jakby to było coś nowego - Draco przewrócił oczami, nie próbując ukryć zadowolonego, usatysfakcjonowanego uśmiechu.

- Harry! - syknęła, przenosząc gniewne spojrzenie na Malfoya. - Powiedz mu coś!

Była pewna, że przyjaciel stanie po jej stronie - przecież przeprosiła, to Malfoy zaczynał kolejną kłótnię! Ale on odpowiedział tylko:

- Niby co? Mówi prawdę.

Napięta cisza ogarnęła całe pomieszczenie. Po długiej chwili przerwał ją Draco, mając już dość wiercącego mu dziurę w czole wzroku Granger.

- Ja może lepiej was zostawię.

- Nie - Harry ułożył dłoń na jego ramieniu, zatrzymując go w miejscu. - To ja zostawię waszą trójkę.

Dziękuję bardzo za taką atmosferę, jaką do każdej rozmowy wprowadzały trzy najważniejsze w jego życiu osoby. Oprócz Luny, oczywiście.

- Harry, zaczekaj! - poprosił bez większego namysłu Ron.

- Na co? Wolę być przynajmniej kilka ulic stąd, zanim zaczną tu latać zaklęcia.

- Zaczekaj - powtórzyła stanowczo Hermiona, po czym zwróciła się do Dracona: - Malfoy, nie jesteśmy już dziećmi, więc...

- Nie przesadzaj, Hermiono - wtrącił się Ron. - Jakby na to nie patrzeć, on mentalnie wciąż jest na poziomie siedemnastolatka.

Harry westchnął ciężko z dezaprobatą, zanim blondyn zdążyłby się odciąć.

- Kiedy już się pogodzicie - zaczął, całując szarookiego w policzek - albo któreś z was zginie - dodał po krótkim zastanowieniu - wiesz, gdzie mnie szukać.

Odprowadzony milczącym spojrzeniem trzech par oczu zniknął w salonie, gdzie jeszcze tego samego ranka dostrzegł, że kapryśnym drzwiom do niewielkiego ogrodu ponownie zechciało się pokazać.

Kilka ciągnących się w nieskończoność minut wpatrywali się jeszcze w miejsce, w którym zniknął Potter. W ogóle postawa całej trójki sprawiała wrażenie, jakby byli tam za karę.

- Uwierzcie, że to nie jest szczytem moich marzeń, ale... - zaczęła w końcu ściszonym głosem Hermiona, choć w zupełnej ciszy jej ton i tak wydał się jej nazbyt głośny. - Ze względu na Harry'ego? - zapytała, powoli wyciągając dłoń w stronę Dracona, ale on skinął tylko głową. - Więc... zgoda?

Eridanus || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz