Draco był wykończony, a kroki bezczynnie krążących po pomieszczeniu aurorów wyprowadzały go z równowagi. Jak mogli nic nie robić, jak mogli zabraniać działać jemu?
Ból przedramienia ustał już chwilę temu, ale mimo to Draco błagał w duchu wszystkich znanych sobie bogów, żeby Mroczny Znak znowu zaczął palić jego skórę. Tak strasznie się bał, że to oznaczało najgorsze.
Potter wciąż nie wracał.
Malfoy ścisnął różdżkę w dłoni i podniósł wzrok na okno, przed którym wciąż opierał się o parapet. Ta szyba wręcz prosiła się o wybicie, mimo że wiedział, że aurorzy nie spuszczają z niego uważnego spojrzenia.
Obejrzał się przez ramię. Nie obchodziło go już, czy zobaczą jego czerwone policzki, utopione we łzach oczy. Ale na podwórzu rozległ się trzask.
Draco wstrzymał oddech i gwałtownie odwrócił się w stronę okna.
- Harry - szepnął, zanim rzucił się ku drzwiom.
Uprzedził go stojący w korytarzu auror, ale Malfoy szybko odepchnął go od Pottera. Prócz strużki krwi, która przesiąkła przez nogawkę jego spodni i zabrudzonego szkarłatem boku twarzy, Draco nie zauważył u niego żadnych poważniejszych ran. Mimo to okularnik cały drżał, a twarz miał brudną od pyłu, naznaczoną wieloma drobnymi zranieniami.
Draco przytulił go do siebie tak mocno, jak potrafił. Obaj odczuli niewymowną ulgę. Blondyn szybko poluzował jednak uścisk, gdy Harry cicho jęknął z bólu. Mimo to okularnik ani myślał się odsuwać, odrywać obolały od uderzenia policzek od klatki piersiowej Malfoya.
Było znacznie lepiej, gdy on trzymał go w ramionach.
- Powinieneś iść do Munga, Potter - usłyszeli za sobą głos jednego z aurorów.
Harry pokręcił głową. Draco ucałował jego skroń, czując na ustach metaliczny posmak.
- Jesteś pewien, że poradzisz sobie sam?
- Nie będę sam - odparł cicho i choć nie mógł tego zauważyć, aurorzy skinęli głowami i zniknęli za drzwiami, zamykając je za sobą.
Harry wkrótce oparł się na ramieniu blondyna, który pomógł mu przejść do salonu i położyć się na sofie, a sam przyklęknął obok. Wziął jego dość szorstką od wielu przetarć i zranień dłoń w swoje, przykładając ją do ust i delikatnie gładząc jej wierzch.
- Harry, co... - zaczął, ale okularnik mu przerwał i zmierzył go spojrzeniem zza stłuczonych szkiełek.
- Nic ci nie jest?
- Dlaczego mnie miałoby coś być? - zapytał w odpowiedzi, której od Harry'ego już nie otrzymał.
- Przepraszam - szepnął tylko.
- Później będzie czas na wyrzuty i przepraszanie - uciął Draco, a jego głos mimowolnie ściszył się do szeptu. Ciężko mu było w tej chwili patrzeć na Harry'ego. Czasem bardziej, niżeli w siebie, boli cios wymierzony w bliską osobę. - Powiedz, co się stało. Zanim złamiesz mi rękę.
Okularnik otworzył nagle oczy, spoglądając na nadgarstek blondyna, na którym nieświadomie, ale zdecydowanie zbyt mocno zaciskał palce. Chciał cofnąć dłoń, ale Draco pokręcił delikatnie głową i spojrzał na powoli powiększającą się szkarłatną plamę na materiale jego spodni. Sięgnął po swoją różdżkę.
- Harry - zaczął, gładząc uspokajająco jego włosy, choć dłoń drżała mu tak, jak całe ciało Pottera. - To może trochę zaboleć.
****
CZYTASZ
Eridanus || drarry
FanfictionDruga część Zmiany stron - jeśli nie czytał*ś, radzę od tego zacząć, bo możesz mieć problemy ze zrozumieniem. "Ludzie, Harry, z miłości robią różne rzeczy. Muszą jednak pamiętać, aby na końcu drogi nie spotkać samej nienawiści". Wojna się skończyła...