18.

1.9K 187 111
                                    

Harry zaczynał się niepokoić.

Nawet mimo że chwilowa nieobecność Dracona miała swoje plusy. Mógł spokojnie wszystko przemyśleć, bez zbędnych pytań i z pewnością, że blondyn jest "w dobrych rękach". Liczył, że po spotkaniu z Lucjuszem i Narcyzą coś się zmieni. Że Draco poczuje się lepiej, a on upewni się, że jego tok myślenia i sposób, w jaki próbował ich z tego wyciągnąć, były prawidłowe. Miał taką nadzieję, bo za nic nie dostrzegał w tym wszystkim innego sensu, niezależnie od perspektywy.

Zastanawiał się, czy nie powinien powiedzieć Hermionie. Ona na pewno by coś wymyśliła... ale jeszcze pewniejsze było to, że zaprzeczyłaby wszystkiemu, do czego sam doszedł. Nie wspominając już o, jakby nie patrzeć, kradzieży Czarnej Różdżki z Hogwartu, czego dziewczyna by mu nie wybaczyła. Jednak niezależnie od tego chciał jak najszybciej porozmawiać z Parkinson i Zabinim, jako najbliższymi Draconowi osobami, mimo że czuł się fatalnie, planując wszystko, żeby następnie udawać, że wpadł na to w danej chwili. Później Ron i Hermiona, ale im nie zamierzał mówić prawdy. Raz, że nie chciał dokładać dziewczynie nerwów, gdyby miała wybierać między przyjacielem a własnym poczuciem sprawiedliwości, które kazałoby wyciągnąć jej konsekwencje za zabranie z Hogwartu jednego z Insygniów. Dwa, że Granger zawsze wiedziała swoje i nie uwierzyłaby - ale przecież była ministrem, nie brakowało jej inteligencji, więc wszystko powinno pójść prościej. Dlatego też wątek urywał się Harry'emu w tym miejscu.

Po poukładaniu wszystkich myśli puste mieszkanie zaczęło dawać się we znaki. Zwłaszcza, że chwilowa nieobecność Dracona przestała być chwilowa, a zachodzące słońce przypominało o upływającym czasie. Cholernie mu go brakowało już po tych kilku godzinach i nie był pewien, czy to do końca dobrze, ale, cóż, nie miał na to zbytnio wpływu. Tęsknił za nim i już.

Powtarzając sobie, że Draco jest przecież z rodzicami, zaczął szukać sposobu na zabicie nudy i czasu. Udał się do Hogwartu, bo czuł się w obowiązku poinformować o wszystkim Snape'a i przede wszystkim mu podziękować. Odniósł nawet do hogwarckiej biblioteki wypożyczone książki, licząc, że Pincy nie zauważy niewielkiego zarysowania na okładce jednej z ksiąg, spowodowanego przez niuchacza.

Zauważyła.

Na szczęście zdążył uciec, nim dosięgłaby go zemsta bibliotekarki. Swoją drogą, że jej groźby słyszał jeszcze daleko poza jej królestwem. Podobno trochę sportu się przydaje. Szczególnie jemu, bo dopiero wskakując do pierwszego lepszego kominka w Hogwarcie, przypomniał sobie o wszystkich opuszczonych treningach quidditcha.

Okazało się, że to nie quidditch był tym, bez czego nie potrafił żyć, choć jako dziecko nigdy by się o to nie podejrzewał.

Wieczorem niewiele dzieliło go już od udania się do dworu Lucjusza. Gdyby coś się stało, on i Narcyza na pewno nie czuliby się w obowiązku go o tym powiadomić.

Co takiego może się stać? Najwyżej usłyszy, jak Draco jest wydziedziczany.

Próbował nawet się roześmiać, ale szybko zaczęło to przypominać śmiech osoby, za którą biegało stado pogrebinów (jeśli ktoś nie czytał Fantastycznych Zwierząt: pogrebiny to stworzenia, które chodzą za ludźmi, kryjąc się w ich cieniu i wywołują u nich depresję).

Zastanawiając się, czy Draco zdążył już powiedzieć rodzicom o ich relacji, dotarł przed bramę dworu Lucjusza. Nie przemyślał, jak dostanie się do środka - ta brama przepuszczała tylko Malfoyów, a on bynajmniej nim nie był. W najlepszym wypadku po prostu się nie otworzy, w najgorszym...

Przepuściła go jednak bez większego problemu, najwyraźniej zapamiętując, że wcześniej był tu z Draconem. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.

Eridanus || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz