33. cz. II

1.2K 119 147
                                    

- Tu... Tu jest pięknie.

Tylko tyle Harry zdołał wydusić, gdy razem z Draconem zatrzymał się u wyjścia z niewielkiego lasu. Malfoy cicho prychnął.

Och, pewnie. A kiedy on latał przez godzinę od szafy do lustra i z powrotem, to szczytem możliwości Pottera było Dobrze wyglądasz.

W każdym razie:
Harry zaczął rozglądać się oczarowany we wszystkich możliwych kierunkach, jakby zapominając, że to on zabrał na randkę Dracona, a nie odwrotnie. Dość nieostrożnie zsunął plecak z ramienia. Niby nie było wielkiej różnicy między miejscem, gdzie byli jeszcze przed chwilą - ten sam skraj tego samego lasu, ta sama rzeczka ciągnąca się z boku i znikająca za drzewami, przy której pewnie wcześniejszym etapie Harry kiedyś wyszedł z pomysłem udania się do Bathildy Bagshot, dalszy ciąg tego samego zbocza (choć tutaj może odrobinę mniej stromego i można powiedzieć, że gdyby Harry potknął się na jego skraju, istniała jakaś tam możliwość, że by się nie zabił). Ale mimo wszystko jakiegoś uroku nadawała temu miejscu widoczna ze skraju tego "wzgórza", znajdująca się wiele stop niżej spora polana, otoczona dokoła niewysokimi wzgórzami i upstrzona kilkunastoma domkami, do których mugole ze względu na otoczenie zapewne przyjeżdżali spędzać wakacje. Harry wcale im się nie dziwił.

Teraz jednak pod granatowym niebem na obszarze między domami było wiele osób - chyba coś świętowali, z mugolskiego radio płynęła muzyka, powolna i spokojna ale z urokiem, który wywołał uśmiech na twarzy Harry'ego.
Draco miał rację. Tu jest zdecydowanie lepiej.

Okularnik odwrócił się w jego stronę, żeby przyznać to na głos, ale widząc go, momentalnie zmienił zdanie. Malfoy skłonił się przed nim teatralnie, chyba w jakiejś formie zaproszenia... do tańca. Merlinie, za jakie grzechy...

Chyba zapomniał, jak się oddycha. Czy to bardzo szczeniackie?

- Zauważyłeś, że jeszcze nigdy tego nie robiliśmy? - zapytał, usilnie starając się nie patrzeć na Dracona.

Wstyd się przyznać, że zawsze bał się tej chwili. Przecież, na Merlina, wyjdzie na nieudolnego idiotę przy Malfoyu, który jako potomek czystokrwistej rodziny musiał być w tańcu co najmniej świetny.

- Tak. Wczoraj, w Dolinie Godryka - odparł spokojnie blondyn. - Myślę, że czas to naprawić.

- Ja nie umiem tańczyć, Draco - jęknął, licząc, że jakoś się z tego wywinie, ale wbrew swoim słowom po chwili i tak podał mu rękę. Przecież Malfoy posłał mu tak czarujący uśmiech, że nie mógł odmówić.

- Zdaję sobie z tego sprawę - zapewnił. - Ale chociaż spróbuj nie wyglądać, jakbyś szedł na eliksiry ze Snapem, co? - zadrwił, chociaż Harry nie był do końca pewien, czy to był najlepszy na wspominanie Severusa.

- Zamknij się już, co? - przedrzeźnił go brunet. Zdążył tylko poczuć, jak Draco uniósł lekko jego dłoń, zanim schował zdecydowanie zbyt zaczerwienioną twarz w ramieniu blondyna. Niech Malfoy sam martwi się o resztę. On nie chciał na to patrzeć.

Choć z każdą chwilą coraz bliższa była mu jednak myśl, że wcale nie było się czego bać. Chyba po prostu do tej pory nie miał odpowiedniego, i wyrozumiałego, partnera. W końcu odważył się nawet podnieść wzrok na wpatrzone w siebie oczy Dracona. Uśmiechnął się trochę zakłopotany, zwłaszcza, że za bardzo skupiając się na twarzy Malfoya, prawie potknął się o własne nogi. Blondyn jednak tylko mocniej go do siebie przytulił, jakby zupełnie nic się nie stało. Zresztą po jego klatce piersiowej rozlewało się tak przyjemne uczucie, od którego cieplejszy był już tylko wyraz twarzy Harry'ego, że sam nie potrafił zachować powagi. Nikt dookoła i tylko Harry w jego ramionach. I, na Merlina, tak było dobrze.

Eridanus || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz