44

436 46 104
                                    


Świadomość podobnie jak ból przychodziły do niego falami. Kiedy cierpienie przytłumiało się, przez podawane mu leki, był w stanie wyczuć, że znajduje się w łóżku, a ktoś obok niego siedzi, najczęściej trzymając za rękę. Jednak nie był to wystarczający powód, by otworzyć oczy i dać znać, że wszystko z nim ok. Nie miał na to siły. Nie chciało mu się walczyć z ograniczeniami własnego ciała.

W takich chwilach leżał tylko bez ruchu, by nie zdradzić, że nie śpi. Rozpamiętywał to, co zachowało mu się w pamięci. Na jego nieszczęście nie było tego dużo.

Z dnia zero, jak w myślach nazywał moment unicestwienia Valentina, głównie tylko ta chwila do niego wracała. Nie był w stanie przypomnieć sobie nic więcej. Nie miał pojęcia, jak uszedł z życiem. Ostatnim, co zachowało się z jego przetrzebionych wspomnień, był wybuch, który obracał w proch siedzibę potwora.

Musiał mieć więcej szczęścia niż rozumu skoro udało mu się to przetrwać, jednak nawet ciekawość jak do tego doszło, nie dostarczała mu wystarczającej motywacji, by otworzyć oczy.

Cierpiał nie tylko fizycznie ale też psychicznie. Wciąż na nowo zagłębiał się w słowa Valentina, które nieprzerwanie rozdzierały go na strzępy. Czyż nie lepiej dla niego byłoby, gdyby myślał, że Magnus zginął od wybuchu, jak do tej pory sądził?

Obrazowy opis męczarni jakich doświadczył przed śmiercią, wyrządzał spustoszenie w jego sercu i duszy. Bez niego nie miał po co żyć, a świadomość tego, jak wyglądały jego ostatnie chwile, powodowała, że miał ochotę jak najszybciej je sobie skrócić.

Wyrzuty sumienia, choć bezpodstawne, w końcu nie miał żadnych szans na ratunek, dręczyły go, odbierając ostatnie resztki woli życia.

Chciał ze sobą skończyć. Po raz pierwszy tak naprawdę rozważał taką możliwość.

Co go tu jeszcze trzymało?

Nic!

Zrobił to, co napędzało go do działania. Zemścił się, a teraz nie było niczego, co pchałoby go do przodu. Zatrzymał się, znieruchomiał w pozbawionym sensu życiu. Jedyne, co go teraz czekało, to przygniatające jak głazy poczucie winy. Za śmierć Magnusa, ale nie tylko. Za każdym razem, gdy myślał o tym, co zrobił Valentinowi, zbierało mu się na wymioty, a jego ciało pokrywało się gęsią skórką.

Widział, że już nigdy nie spojrzy na żaden widelec w normalny sposób, zawsze będzie miał przed oczami widok wyłupionej gałki ocznej, a w uszach mlaszczący dźwięk odrywania się od ciała.

Był sadystą... inaczej tego określić nie mógł. Jego cierpienie sprawiło mu przyjemność. Chciał, by każdą komórką ciała odczuł ból, by choć częściowo poczuł się tak jak on w chwili, kiedy przedstawił mu śmierć Magika. Czuł się, jakby wyrwał mu w tamtej chwili serce i brutalnie je rozszarpał.

Szkoda tylko, że ta satysfakcja minęła w chwili, kiedy wszystko się już dokonało. Teraz czuł do siebie jedynie obrzydzenie.

Wiedział, że nie będzie w stanie spojrzeć bliskim w oczy, że każde pytanie na ten temat będzie powodowało w nim atak paniki. Nie chciał, by o tym wiedzieli. Nie chciał dostrzec na ich twarzach odrazy, strachu lub co gorsze potępienia. Wystarczyło mu to, jak sam się z tym czuł. Nie chciał oceniających czy, co gorsza, współczujących spojrzeń.

Nikt nie był na jego miejscu, nikt z nich nie miał władzy jaką on dostał w swoje ręce. Mógł zadecydować o życiu i śmierci osoby, która rozjebała mu i tak już popierdolone życie. Nikt kto nie stanął przed takim wyborem, nie miał prawa go oceniać ani odzywać się na ten temat, a był przekonany, że co najmniej kilka osób będzie tego próbowało.

Zgliszcza (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz