1

1.4K 64 40
                                    

Świat, który od lat nie był normalny, pogrążył się totalnym szaleństwie. Pociski latały we wszystkich kierunkach, jak owady szukające kogoś, kogo mogą pokąsać. Opancerzony wóz wjechał dostojnie na teren posesji, za nim wlał się tłum żądnych krwi potępieńców, lecz tym razem to nie były zombie, a ludzie, których oczy nie nosiły znamion człowieczeństwa. Dłonie zaciśnięte na broni wszelakiej były skostniałe z powodu mrozu, jednak nie powstrzymywał on ich od szturmu na budynek. Mieli jeden, jasno określony cel, zmieść go z powierzchni ziemi. Co bardzo intensywnie próbowali zrobić.

W tym celu mieli przygotowane granaty i zapełnione benzyną butelki. Nic to, że był to jeden z cenniejszych towarów, liczyło się tylko to, co rozkazał przywódca.

Psychopatyczny zwyrodnialec, z uwielbieniem patrzył na płonącą rezydencję. Było to dla niego niemal ekstatyczne uczucie. Wiedział, że zaraz po powrocie do siedziby będzie musiał zerżnąć jedną, czy dwie wywłoki, które trzymał tam tylko z tego powodu. Doskwierał mu uciążliwy wzwód, który nie oklapł ani na moment od chwili, gdy wysadzili bramę. To była jego zemsta, długo wyczekiwana Vendetta. Czuł się tak dobrze, jak jeszcze nigdy w całym swoim życiu. Zemsta planowana na zimno była tym, czego potrzebował.

Od początku wiedział doskonale, gdzie się zaszyli po upadku azylu. Dał im czas, by poczuli się pewnie i bezpiecznie, by wtedy w najmniej oczekiwanym momencie uderzył. Te dwa miesiące wykorzystał na przygotowanie swoich ludzi. Podsycał w nich niechęć, wtaczał w nich swoją własną nienawiść, niczym truciznę w ciało ofiary. Byli dla niego tylko pionkami na szachownicy, był gotów ich poświęcić dla swoich celów i zrobiłby to bez mrugnięcia okiem. Spodziewał się, że część z nich, jeśli nie większość zginą. Nie było to dla niego ważne. Nie patrzył na nich jak na ludzi, nie widział w nich nastolatków z bronią wciśniętą w dłoń i wypranym mózgiem, nie widział cierpiących po stracie rodziny ojców, ani tym bardziej osobników, dla których agresja była paliwem napędowym. Mieli być użyteczni, kiedy ich potrzebował i spierdalać, gdy wykonali zadanie.

Nie mógł uwierzyć, że wszystko idzie dokładnie tak, jak to zaplanował. Nie przewidywał problemów. Jak by mógł, skoro wiedział, że atakuje niemal bezbronnych ludzi. Posiadał rzetelne informacje. Wiedział o ilości osób przebywających w rezydencji, brakach w broni i amunicji i co najważniejsze dokładnym miejscu, gdzie mogło przebywać jednocześnie najwięcej osób. Dlatego to salon był głównym ich celem. Dostał dokładny rysunek, który ilustrował, za którymi oknami kryje się to pomieszczenie, nie miał więc problemu z jego namierzeniem. I to on stał się głównym punktem ostrzału. Potem dołączyły do tego granaty i benzyna wrzucone przez okno. Jego obłąkańczy śmiech niósł się echem, zagłuszany trzaskiem ognia. Wysadzenie budynku było zwieńczeniem jego dzieła. Nie mieli gdzie uciec. Rezydencja otoczona była z każdej możliwej strony. Na tę misję wziął wszystkich czynnych wojowników, a do tego kilku świeżo zwerbowanych, mających służyć jako mięso armatnie.

Z zachwytem patrzył, jak okazała budowla zapada się do środka. Jak osławiona twierdza pieprzonego Ragnora Fella obraca się nicość, zabierając za sobą znienawidzonego Bane.

To Magnus był osobą, która doprowadziła go aż tutaj. Pierwszą, bo Snajper równie mocno przysłużył się wzrostowi jego szaleństwa. Pierdolony pedał miał czelność zwiać na kilka godzin przed wprowadzeniem w życie jego cudownego planu. Wiedział, kto za tym stał. Nikt inny nie miał kontaktu z więźniem, nikt inny o niego nie wypytywał, nikt inny nie oberwał za dociekliwość i tylko jedna osoba zniknęła.

Jimmy, którego w tej chwili nienawidził chyba najbardziej. Zdrad nigdy nie wybaczał i to dla niego miał szczegółowo zaplanowaną wielogodzinną torturę. Pod warunkiem, że uda mu się go znaleźć.

- I jak? - zapytał mężczyznę, który wracał właśnie od strony gruzowiska - złapaliście kogoś? - ciekawość go zżerała. Ręce świerzbiły, by zbroczyć je w gorącej, lepkiej krwi. Nieważne kogo, ważne, by poczuć nieskończoną władzę, kiedy mógł zdecydować o cudzym życiu.

Zgliszcza (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz