54

407 33 55
                                    

Rozmowa Aidena z Izzy wbrew temu, jakie przesłanie niosła; mianowicie sprowadzenie chłopka na ziemię i uświadomienie mu, że nic nigdy między nimi nie będzie, wbrew pozorom dała mu nadzieję.

Praktycznie po raz pierwszy, od kiedy się poznali, nie licząc dnia, gdy nawzajem ocalili się przed oszalałą Mureen, rozmawiali ze sobą spokojnie, bez zbędnych krzyków, wyrzutów i rękoczynów, które też miały wcześniej miejsce.

Zmora starała się, by nic nie wyprowadziło jej z równowagi. Nie potrzebowali teraz żadnych zgrzytów, sojusze były nad wyraz wskazane. Doskonale wiedziała, że Aidena od jakiegoś czasu często można było spotkać w towarzystwie Toma. Nie miała pojęcia dlaczego, ale skoro dla nowego przywódcy chłopak był w jakiś sposób wartościowy, to tym bardziej nie mogła pozwolić na to, by się z nim skłócić.

Pomimo tego, że funkcjonowali pod jednym dachem nadal widoczne były podziały. Liczniejsza grupa pod przywództwem Toma często sprawiała wrażenie, że zbyt dobrze się tutaj czują, jakby bunkier należał do nich. Co prawda nie zdarzały im się żadne zatargi, ale doskonale szło odczuć, że nie we wszystkie plany wtajemniczają pozostałe osoby zamieszkujące schron.

To mogło, choć nie musiało być dla nich zagrożeniem. Kto wie jaki plan mógł wpaść do ich głowy. Gdyby pojawił się jakiś konflikt, kto wie, czy nie zechcieliby pozbyć się uciążliwych lokatorów.

Na razie koegzystowali w zgodzie. Działania, jakie podjęli w czasie walki z Valentinem, a potem ze stadem zombie pokazały, że umieją współdziałać, lecz niczego nie można być pewnym. Takie czasy, że wszędzie trzeba węszyć podstęp i na wszelki wypadek mieć na wszystko oko.

Tak czy inaczej. Po tej krótkiej, choć dla Aidena orzeźwiającej rozmowie rozeszli się każdy w swoją stronę. Izzy udała się do swojego pokoju, gdzie miała w planach spędzić resztę dnia.

Po drodze jednak spotkała Znachorkę, która wyglądała na poruszoną.

— Może to jeszcze przemyślisz? — zapytała, nie wdając się w szczegóły.

Stały na korytarzu, gdzie w każdej chwili mógł się pojawić ktoś, kto nie powinien tego usłyszeć.

— Tutaj nie ma się nad czym zastanawiać — wyszeptała Zmora i choć jej oczy zaszkliły się, mina pozostała nieugięta.

— A co na to Magik? — dopytywała, gdyż była ciekawa, jak przebiegła ich rozmowa. Liczyła na to, że przyjaciel przemówi dziewczynie do rozsądku.

— Nie domyślasz się? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, a następnie nie żegnając się, ruszyła przed siebie, by uciec od współczujących spojrzeń Znachorki.

Nie potrzebowała litości. Nie chciała, by ktokolwiek się nad nią użalał.

Podjęła decyzję.

Poinformowała o tym Magika w akcie desperacji, lecz od razu, kiedy to z siebie wyrzuciła, uznała, że popełniła błąd.

O wiele lepiej dla niej by było, gdyby o jej problemach nie dowiedział się nikt z bliskich. A już na pewno nie Alec. Wiedziała, że Magik jej nie wyda, gdyż wymusiła na nim obietnicę, co nie zmieniało faktu, że teraz nie potrafiła spojrzeć mu w twarz.

Wiedziała, że Magnus pomimo tego, na jaką osobę próbował się kreować, tak naprawdę w głębi serca jest bardzo wrażliwym i wbrew pozorom konserwatywną osobą. Wystarczyło spojrzeć na niego, kiedy był w towarzystwie Snajpera. Stawał się wtedy kimś innym, lepszym...

A to, co ona chciała zrobić.... cóż nie szło nazwać tego inaczej niż zaplanowane morderstwo.

Zagubiła się w swoich myślach. Wciąż rozważała, czy nie popełnia błędu, ale kto chciałby sprowadzić na ten zdeprawowany świat nową istotę? Kto byłby tak nierozsądny, że skazałby niewinne dziecko na życie w ciągłym strachu i lęku? Jak można podjąć za kogoś odpowiedzialność, kiedy życie było tak niepewne, kiedy nie wiadomo było czy sama dożyje kolejnego dnia, nie zamieniając się uprzednio w łaknącego mózgu potwora.

Zgliszcza (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz