63.

286 33 22
                                    


Magnus miał złe przeczucia, dlatego gnał przed siebie, ile fabryka dała. Alec spoglądał na niego z niepokojem, ale nie dopytywał, co się dzieje.

Wiedział, że niezbyt chętnie wyjeżdżał z bunkra i pewnie chce do niego jak najszybciej wrócić. Nie chciał wprowadzać znów napiętej sytuacji między nimi tak, jak to miało miejsce, gdy wyruszali w podróż, dlatego milczał.

Magik nie potrafił sprecyzować swoich obaw. Jego instynkt podpowiadał mu, że coś jest nie tak. Że coś przeoczył. Nie miał pojęcia co ale chciał jak najszybciej to sprawdzić.

Im bliżej Lebanon się znajdowali, tym bardziej był przekonany, że wydarzyło się coś złego, ponieważ napotykali na pojedyncze zombie, które chaotycznie brnęły przed siebie. Alec wykańczał ich za pomocą strzelby, która pomogła im w wysadzeniu mostu. Magnus nawet nie zwalniał, kiedy ukochany wychylał się przez okno i unicestwiał kolejnych nieumarłych.

Jego wnętrze przepełniał irracjonalny strach. Z trudem panował nad drżeniem dłoni, które kurczowo zaciskał na kierownicy Impali. Widział zaniepokojone spojrzenia, które rzucał mu Snajper, ale uparcie milczał, zaciskając usta w wąską kreskę. Co miał mu powiedzieć? Że ma przeczucie? Że jakiś cichy głos z tyłu głowy podpowiada mu, że w bunkrze wydarzyła się tragedia?

Dziwił się, że Alec nie spostrzegł, że coś jest nie tak. Kiedy wyjeżdżali bunkra aż do chwili, gdy znaleźli się przy moście, nie spotkali ani jednego zombiaka, a teraz zabił już co najmniej dziesiątkę, a im bliżej celu byli tym ich było więcej.

— Magnus co się dzieje? — zapytał chłopak, kiedy Bane puścił serię niezwykle niecenzuralnych słów, wyłącznie dlatego, że musiał zwolnić, gdyż drogę tarasowało mu na wpół zwalone drzewo.

— Nie czujesz tego? — zapytał, spoglądając na ukochanego, który wydawał się wyjątkowo zrelaksowany — nie widzisz, że coś się tu odjebało?

W jego oczach widoczny był strach, którego nie był w stanie ukryć, nie przed Aleciem, wszak chłopak znał go najlepiej.

— Jest więcej zombie, ale to nic nadzwyczajnego. Dobrze, że nie przemieszczają się w grupie — odpowiedział mu, lekceważąc istotne sygnały.

— Nie powiedziałbym — odparł Magnus, a jego głos drżał — mi to wygląda na rozbitą grupę. Zresztą spójrz, w jakim kierunku idą. Wszystkie bez wyjątku zawsze szły w stronę Lebanon, a te z niego wracają. Nie wydaje ci się to podejrzane? — dopytywał, jednocześnie nakierowując go na swój tok myślenia.

Dopiero teraz Alec uświadomił sobie, że Magik ma cholerną rację. Do tej pory był zbyt zaaferowany udaną akcją unicestwienia stada, a potem w czasie posiłku w obozie poczuł się zbyt pewnie. Ludzie, z którymi obcowali, sprawiali wrażenie, że są pod podziwem ich sprytu i brawury. Zwłaszcza gdy wyszło na jaw, kto stoi za pozbyciem się Valentina. I choć wcześniej był przerażony tym, jak go zabił, a zwłaszcza tym, co przy tym czuł, uświadomienie sobie jak wielu ludzi dzięki temu odetchnęło z ulgą, sprawiło, że poczuł, że zrobił coś ważnego dla dobra ludzkości.

Nieco mu to namieszało w głowie i na moment oderwało od przyziemnych spraw. Któż nie chciał być podziwiany? Któż nie łaknął atencji?

— Zatrzymaj się na tamtym wzniesieniu — poprosił Alec, dodatkowo wskazując dłonią, o które mu chodzi.

Musiał coś sprawdzić, a byli już tak niedaleko, że doskonale wiedział, iż stamtąd będzie miał idealny widok na bunkier.

Magik posłusznie wykonał jego polecenie, a kiedy Snajper wyszedł z auta, przyglądał mu się z zaciekawieniem. Chłopak wspiął się na stojące na wzgórzu drzewo i zerknął przez lornetkę. Trwało to ledwo kilka sekund nie dłużej. Niemal natychmiast zeskoczył z drzewa i pognał do samochodu.

Zgliszcza (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz