11

439 39 92
                                    


Kochani dopadła mnie jakaś niemoc. Ten rozdział pisałam tydzień! Tak wiem szok i niedowierzanie😨 Nie wiem jak długo to potrwa, mam nadzieję, że jak najkrócej, ale wolę Was uprzedzić, że rodziały będą pojawiać się rzadziej. Postaram się z tym walczyć, ale na pewno nie zostawię tak niedokończonych opowiadań . 

Miłego czytania i do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem, mam nadzieję, że już nie tak wymęczonym jak ten.



Klecha stał przy oknie i uważnie rozglądał się po najbliższej okolicy. Na zewnątrz już robiło się jasno, świt zbliżał się wielkimi krokami. Znachorka, która miała mu towarzyszyć podczas tej warty, drzemała w fotelu nieopodal. Pozwolił jej na to, bo wiedział, jak wielkie piętno odcisnęły na niej ostatnie wydarzenia. Czuła się winna tego, co stało się w obozie kanibali. Chciała nieść pomoc, a wyszło jak zwykle, obwiniała się, że z jej powodu Jo nie miała szansy na ratunek.

On z kolei zatopił się w myślach. Przez większość życia uważał, że wszystko jest w stanie wyjaśnić sobie na logikę, jednak ostatnie lata boleśnie uświadomiły go, że nic w ich obecnym życiu nie jest logiczne. Od czasu, kiedy wybuchła zaraza i został uratowany przez Magika, starał się wszystkim pomóc pogodzić się z tym, co się wydarzyło. Uważał, że odpowiednie podejście do warunków w jakich żyją, ułatwi przystosowanie się do nowych reali świata. Nie do końca poszło po jego myśli. O ile takie praktyki działały na młodych, tak na tych już trochę starszych nie bardzo. On sam należał do tej drugiej grupy.

Dopóki miał cel, jakim było utrzymanie stanu psychiki mieszkańców w ryzach, było ok. Było tak też do czasu, kiedy miał wsparcie. Magnus był jego przyjacielem i choć nie należał do łatwych zawodników, czuł, że zależy mu na jego dobru. A teraz wszystkie jego wartości poległy, a przyjaciel przestał istnieć. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Już od chwili, kiedy upadł azyl, było z nim nieciekawie, potem ten atak na Helen i wszystko, co nastąpiło po nim, doprowadziły do tego, że zwątpił w sens wszystkiego, co robił.

Teraz wydawało mu się, że to, co wyniósł ze studiów, jest totalnym bzdetem. Nie uczono go tam, jak poradzić sobie ze śmiercią bliskich, kiedy jakiś szaleniec wtarabani się w nich czołgiem. Nie było instrukcji, co powiedzieć nieletniemu dziecku, które było świadkiem tego, jak jego rodzice pożerają się nawzajem. Jak mógł proponować wyparcie złych wspomnień, kiedy wszystkie koszmary ożywały wciąż na nowo, z każdym zombie, który pojawił się w okolicy.

Jeśli chciał nadal pomagać ludziom, musiał przełożyć zdobyta wiedzę, na doświadczenia, jakie teraz są ich udziałem, ale był jeden problem, nie widział w tym sensu.

Przeszedł wolnym krokiem przez salon, by rzucić okiem na to, co się dzieje z tyłu domu, najlepszy widok był z okien w kuchni. Nie spodziewał się, że nie jest jedyną osobą, która nie śpi. Zastał siedzącego przy stole Aleca. Wyglądał jak siedem nieszczęść i pewnie podobnie też się czuł. Klecha wiedział doskonale, że chłopak cierpi. Nie mogło być inaczej, skoro stracił osobę, na której mu zależało. A co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie był zaskoczony, kiedy dowiedział się o ich związku. Nic na to nie wskazywało albo zwyczajnie przeoczył istotne fakty. Z drugiej strony Magnus wszystkiemu zaprzeczył. Teraz domyślał się, co mogło być przyczyną, chociaż nigdy nie rozmawiał o tym ze Snajperem. Jednak ich pierwsza rozmowa jeszcze w azylu upewniła go w tym, że chłopak jest bardzo skryty i najwidoczniej nie chciał wszystkim opowiadać o ich zażyłości. To, co stało się później, w czasie wesela jasno pokazało mu, że dla Magika był w stanie "wyjść z szafy" w dość spektakularny sposób. Żałował, że nie mogli dłużej cieszyć się swoją obecnością. Widział, jacy byli szczęśliwi w czasie przyjęcia i radował się razem z nimi. Oboje, jak nikt inny zasłużyli sobie na takie uczucie.

Zgliszcza (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz