67.

295 35 13
                                    


Klecha wpatrywał się w swoje notatki zapisane koślawymi bazgrołami. W pewnym momencie przestał zważać na czytelność pisma, chciał jak najszybciej przetłumaczyć to, co miał przed oczami. Wszystko wskazywało na to, że pozostawione przez Sama w bibliotece pliki kartek zawierają ważne dla nich dane.

Nie miał pojęcia, skąd mężczyzna je uzyskał. Z tego, co dowiedział się od Simona, młodszy Winchester miesiącami nie opuszczał bunkra, skupiając się w zupełności na pracy nad starymi woluminami. Wątpił, by to właśnie z nich dowiedział się tego, co on sam właśnie odkrył. Samuel musiał coś ukrywać przed bratem i chłopakiem, który z nimi mieszkał.


Jak to zrobił, nie ruszając się od biurka?

Nie miał pojęcia, liczyło się tylko to, że być może właśnie znalazł dla ostatnich ludzi na ziemi szansę na normalne życie. Normalne na miarę czasów, w jakich żyli.

Przypuszczał, że jego zaginiecie przed kilkoma miesiącami, było spowodowane próbą sprawdzenia, czy dane, jakie uzyskał, mają pokrycie w rzeczywistości. Niepokojem napawał go fakt, że od tamtej pory nie skontaktował się z nikim z bunkra. Być może jego próba się nie powiodła i zginął w osamotnieniu. Wolał jednak myśleć, że zwyczajnie potrzebował czasu, by skontaktować się z Deanem.

Takie rozwiązanie dawało nadzieję i chciał się go trzymać.

Wątpił, by porzucił bez słowa brata. Dzięki gadatliwości Simona wiedział, że braci Winchesterów łączyła szczególna, niepodatna na zerwanie więź. Podobno już nie raz zdarzało się, że któryś z nich zniknął na jakiś czas bez żadnych wieści, ale zawsze znajdowali sposób by do siebie wrócić.

Wiedział też, że dłużej nie może ukrywać tego, co znalazł. Poza młodym upierdliwym chłopakiem nie podzielił się tym z nikim, a i jemu niechętnie wyjawił szczegóły. Gdyby nie jego upór i cholerna nadgorliwość, z jaką starał się mu pomóc, być może nawet on nie byłby wtajemniczony.

Chwilami brakowało mu jego nieustannego zawracania głowy. Od chwili kiedy uszkodził sobie nogę, kurował się w swoim pokoju. Klecha nie chciał przyznać nawet przed sobą, że nawet odrobinę polubił jego towarzystwo. Był męczący to niezaprzeczalny fakt, ale chyba jeszcze nigdy nikomu nie zależało tak bardzo na nawiązaniu z nim nici porozumienia.

Od zawsze uchodził za gbura i wszelkie próby wniknięcia za jego postawione przed wszystkimi bariery zbywał na starcie. Większość osób odbijając się od tego muru, nie próbowała ponownie go przejść. Odpuszczali. Wszyscy poza Magikiem, który w jakiś niezrozumiały dla niego sposób dostrzegł w nim pokrewną duszę. Rozumieli się doskonale, choć najczęściej w niczym się nie zgadzali. Jak rodzeństwo, które za wszelką cenę stara się udowodnić swoją rację. A jednak od lat żyli w komitywie, dbając o siebie na swój szczególny sposób.

Westchnął, zdając sobie sprawę, że tak na dobrą sprawę od czasu cudownego powrotu zza światów nie miał okazji porozmawiać z przyjacielem. Wiedział, że chce nadrobić czas z ukochanym. Musiałby być ślepcem, by nie zauważyć miłości, jaką oboje się darzyli — lepiej późno niż wcale — a tym bardziej cierpienia, jakiego Alec doświadczył, gdy myślał, że Magnus nie żyje.

Mógł co prawda obserwować tylko Snajpera w tych trudnych dla niego chwilach i choć sam przechodził z tego powodu katusze, nadal pozostawał świetnym obserwatorem. Wiedział i doskonale potrafił wytłumaczyć destrukcyjne postępowanie chłopaka. Jak chociaż wtedy, gdy w pojedynkę poszedł walczyć z Valentinem. Wiedział, że zrobił to z rozpaczy. Była to szeroko zakrojona próba samobójcza. Raczej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ma marne szanse, a jednak podjął się tego zadania i o dziwo wyszedł z tego w całkiem niezłym stanie.

Zgliszcza (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz