Rozdział 20

31 1 0
                                    

Agenci JBF uspokoili się, gdy tylko Della podała im swoje nazwisko i powtórzyła, że to ona zadzwoniła do Burnetta. No, uspokoili się wszyscy poza ich przywódcą, którego klejnoty skopała. Kiedy już był w stanie się podnieść, podszedł do niej, jakby chciał ją zaatakować.

Jedyna kobieta wśród agentów, wilkołaczyca, zagrodziła mu drogę.

– Odsuń się – warknął wkurzony agent, wciąż zaciskając pięść na przyrodzeniu. Agentka spojrzała na Dellę, jakby się nad tym zastanawiała, a potem odpowiedziała swojemu dowódcy:

– To jedna z uczennic Burnetta Jamesa, a ostatnia osoba, która obraziła jego ucznia, skończyła za biurkiem w jakimś nikomu nieznanym miasteczku w Montanie. Naprawdę chcesz to zrobić?

– Nic mnie nie obcho...

– W czym problem? – Burnett z głuchym odgłosem wylądował obok agentów.

– Zaatakowała mnie! – warknął zmiennokształtny.

Della krótko i węzłowato przedstawiła swoją wersję tego zajścia. Gdy Burnett spytał, czy to prawda, wilczyca skinęła głową. Oczy Burnetta zalśniły czerwienią z wściekłości na wszystkich agentów, którzy zareagowali wrogo, chociaż byli poinformowani o sytuacji. Niestety, zachował trochę złości także dla Delli, Mirandy i Kylie. A przynajmniej tak to wyglądało, gdy trzy minuty później posadził je w biurze na kanapie i zagroził uduszeniem, gdyby któraś próbowała choć pisnąć.

Stał z sześcioma agentami nad okrągłą paczką z kangurów i gapił się wraz z nimi zdziwiony.

– Co to za zwierzę? – zapytał jeden z agentów, wskazując na wystającą spod taśmy mordę.

Wilkołaczyca przechyliła głowę i przyjrzała się nosowi.

– Wygląda jak...

– Kangur. – Burnett spojrzał na Mirandę.

Miranda uśmiechnęła się, a potem zmarszczyła brwi, widząc jego minę.

– Jak on może się złościć?

– Dla niego złość to jak oddychanie. Odruch – odparła Kylie. Burnett zmierzył ją wzrokiem.

– Ale bez obaw, zawsze w końcu się ogarnia – dodała pewnym tonem.

– Mam nadzieję – wyszeptała Della, przyglądając się grupie agentów i myśląc o tym, że pewnego dnia też będzie to robić. No, miała nadzieję, że nie trafi na kulę z kangurów, ale będzie pracować nad sprawami. Mierzyć się z draniami. Rany, czuła się świetnie, myśląc o tym, że pomogła powstrzymać pana Anthony'ego przed zniewalaniem nowo przemienionych wampirów. Czy Burnett uzna to za zasługę? Czy też powie, że zrobiła coś głupiego? Znając Burnetta, pewnie to ostatnie.

Grupa agentów zaczęła dyskutować, czy chcą, aby przed aresztowaniem kryminaliści zostali pozamieniani z powrotem w wampiry. Najwięcej uwagi Delli przykuwała agentka.

Wydawała się łebska, ale też twarda jak skała. Żadnego makijażu, żadnej biżuterii. Nic, co by podkreślało jej kobiecość. Nawet włosy nosiła krótko obcięte.

Czy tyle kosztowało bycie kobietą pracującą w JBF? Należało zrezygnować ze wszystkiego, co kobiece, i robić wrażenie twardzielki? Czy wszyscy agenci płci męskiej byli tacy jak Burnett i kobieta agent musiała mieć się ciągle na baczności, bo mogła zostać uznana za słabą?

Burnett i czarownik podeszli do kanapy.

– Powiedz, że umiesz ich odczarować – wampir zwrócił się wprost do Mirandy.

OdrodzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz