Rozdział 20

1.1K 54 4
                                    

   Całe trzy dni przesiedziałam w domu, a dokładnie w swoim pokoju. Oglądnęłam wszystkie serialowe zaległości, wypiłam chyba dwa tuziny herbat i objadłam się tak dużo słodyczy, że gdybym miała przesiedzieć kolejne trzy dni w pokoju to pod koniec tygodnia na bawiłabym się cukrzycy.
Rano obudziłam się jeszcze przed budzikiem pełna energii i wyszykowałam się do szkoły. Spakowałam do torby dwie zapasowe paczki chusteczek higienicznych, katar niestety wciąż mi dokuczał jednak nie był już na tyle intensywny, żeby mógł zatrzymać mnie w domu. Zeszłam do kuchni i popijając kawę czekałam w ciszy na Rite.
Miałam zamiar poprosić ją o podwózkę.
Po dłuższej chwili  dźwięk tykającego zegara zastąpił odgłos zbliżających się kroków, po czym drzwi do kuchni otworzyły się, a w nich stanął Taylor.
 
   - Cześć Siostrzyczko, już na nogach? - przewróciłam oczami na wzmiankę o siostrze. On chyba nigdy nie przestanie tak mnie nazywać...

   -Hej. Już jestem zdrowa. - spojrzał na mnie z powątpieniem.

   -Chyba najszybsze ozdrowienie stulecia. - zaśmiał się. Nalał sobie kawę i usiadł obok mnie. Zerknęłam na niego, a gdy zobaczyłam malinkę na jego szyi zaśmiałam się.
  
   -Co Ci?

   -Która to szczęściara Cię oznaczyła? - chłopak podrapał się po karku.

   -Ta, która nigdy więcej nie będzie miała szczęścia, aby zrobić to ponownie.

   -Brzmi poważnie. - zakpiłam.
Idąc tokiem myślenia chłopaków, malinki znaczyły, że ktoś należy do kogoś, w sensie, że jest zajęty. Każdy chłopak typu Taylora bulwersował się takim znakiem, mimo iż sami znakowali dziewczyny dla zabawy. Czysty absurd.
Zgraja hipokrytów.

   -Może w ten sposób chciała Cię przetrzymać choćby na drugą noc.  - zażartowałam.

   -Widzę, że naprawdę dobrze się czujesz. Twój uszczypliwy język powrócił. - wzruszyłam ramionami.

   Do pomieszczenia w parowała Rita, po jej twarzy można było wnioskować, że ten poranek nie należy do najlepszych.
Spięte ramiona, gwałtowne ruchy i zabójczy wzrok.
Tykająca bomba.
Ta dziwna część mnie miała ochotę ją odpalić, zobaczyć na co ją stać...

   -Coś ty mamo taka wkurzona od rana? - zaczął Taylor. Rita spiorunowała go wzrokiem.

   -Zapytaj się swojego brata. - burknęła. Zaciekawiła mnie tą odpowiedzią.
Co takiego zrobił Jacob, żeby doprowadziło ją to do takiego stanu?
Drzwi od kuchni ponownie się otworzyły i do kuchni wszedł Jacob.

Będzie zabawnie.

Jacob spojrzał na mamę, później na mnie, następnie z powrotem na matkę.

   -Jezu, ty dalej się dąsasz? - odezwał się Jacob. Podniosłam praktycznie pusty kubek z kawą do ust, aby móc zasłonić uśmiechnięte usta i czekałam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń.

   -Nawet się do mnie nie odzywaj. - warknęła kobieta, gromiąc chłopaka wzrokiem.

   -Daj spokój, nie rób szopki mamo.

   -Daj spokój? W przeciągu trzech miesięcy, twój samochód był dwa razy u mechanika, a teraz dostałam kolejny rachunek za wymianę opon. Czyś ty na głowę upadł? - chłopak milczał.

   -To był ostatni rachunek jaki za Ciebie zapłaciłam, skoro jesteś na tyle dorosły, aby rozpieprzać auta to ruszysz swój tyłek do pracy i sam naprawisz resztę szkód. -zerknęłam na chłopaka, który wpatrywał się w matkę.

    -Dzisiaj po szkole masz wrócić do domu, zero wychodzenia. - chłopak się zaśmiał, czym jeszcze bardziej ją rozzłościł.

   -Jacob ja nie żartuję, jeśli wyjdziesz z domu, skończy Ci się dopływ pieniędzy, zablokuje twoje karty, centa nie dostaniesz. Rozumiemy się?
  
   -No.

Gra Pozorów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz