Rozdział 14

1.3K 58 9
                                    

Od samego rana wraz z Natalie, która odebrała mnie z pod domu swoim ledwie jadącym autem, zatrzymaliśmy się na targu, gdzie dzisiaj odbędzie się festyn.
Już teraz parking był pełen zaparkowanych samochodów.
Jeszcze wczoraj to miejsce wyglądało jak pobojowisko, jednak już teraz na każdym kroku, stały stoiska z atrakcjami.
Minęliśmy dziewczynę prowadząca dwa piękne białe kuce z zaplecionymi starannie grzywami.
Uwielbiałam konie, nawet te karzełkowate, kiedyś nawet uczyłam się jeździć konno, jednak cena takich nauk była zbyt wysoka na nasz mały domowy budżet, dlatego z tego powodu, prędko musiałam zaprzestać uczęszczania na zajęcia i skupić się na innych rzeczach np. pracy w restauracji.
Kiedyś jednak jeszcze wrócę do jazdy konnej. Mam nadzieję...
Cały teren wyglądał niczym mniejszy park rozrywki, który wszyscy tak uwielbiali, nie było jedynie wielkich kolejek górskich, jednak zamiast tego mieliśmy parę mniejszych karuzeli i młot.
-Widziałaś? - wskazałam palcem na wysokie urządzenie. Uwielbiałam tego typu atrakcje, mały dreszczyk emocji zawsze był dobry. Dobry na wszystko.
-Taa, zapomnij, siłą mnie tam nie zaciągniesz ... - odparła z udawanym przerażeniem Natalie.
-Serio? Ale z Ciebie tchórz. - zażartowałam.
-Jaki tam tchórz, nie wejdę tam dla dobra ludzkości. Po chwili bym tam chyba zwymiotowała. - zrobiłam kwaśną minę.
-No to dla dobra ludzkości, nawet nie będę Cię namawiać, ale ja nie odpuszczę. - powiedziałam uśmiechnięta.
Przez dłuższą chwilę włóczyłyśmy się po powstałych alejkach, zapamiętując lokalizację, ciekawych dla nas atrakcji, z których później zamierzałyśmy skorzystać.
Już teraz widok tych wszystkich zadowolonych młodych twarzy, które brały udział w stworzeniu tego miejsca, napełniał mnie radością, a nawet dumą, że i ja miałam w tym udział.
Nasze stanowisko było gotowe już wczoraj, jedynie czekały nas, a raczej Natalie jako członka samorządu, sprawy organizacyjne.
Usiadła na małym drewnianym taborecie z kartką papieru i po kolej zaczęła wypisywać cały harmonogram zmian. Dałam jej chwilę spokoju i sama wzięłam się za ogarnięcie reszty śmieci, które leżały w pobliżu, później podeszłam pomóc Dziewczynie, którą wcześniej widziałam przy maszynie do szycia.
Nie pytając się czy potrzebuje pomocy, złapałam za leżący na ziemi bok grubej tkaniny i uniosłam go wysoko, aby brunetka mogła z większą łatwością przypiąć go elektrycznym takerem do płyty.
-Dzięki. - uśmiechnęła się przyjaźnie z wdzięcznością wypisaną na jej młodej twarzy.
-Drobiazg. - odpowiedziałam.

Po paru minutach słuchania niepochlebnych słów uczennicy, zostawiłam ją na chwilę samą, w myślach licząc, że nieroztrzaska starego urządzenia o ziemię. Wróciłam po chwili z aluminiową czterostopniową drabiną i wspiełam się na sam szczyt, aby przytrzymać ciężką tkaninę wyżej, co w rezultacie usprawniło pracę dziewczyny. Gdy byliśmy już przy końcu zasłaniania płyt czerwonym welurowym materiałem, na swojej pupie poczułam czyjeś ręce.
Zachwiałam się niebezpiecznie na drabinie o mało nie zrywając już przymocowanej tkaniny. Obejrzałam się za siebie na nicponia, który dotykał rękoma moich pośladków i zobaczyłam szeroki uśmiech Jacoba.

-Ja tylko trzymam Cię mocno byś nie zleciała. - odezwał się wesoło. Stałam w totalnym szoku w dalszym ciągu trzymając ręce w górze.
Co do cholery?
Jeszcze wczoraj z miłą chęcią byśmy się pozabijali, a dzisiaj stoi tu za mną i mnie obmacuje?
Czy go przez noc kosmici porwali i zrobili mu pranie mózgu czy jedynie chłopak cierpi na rozdwojenie jaźni?
-Zabieraj łapy! - wysyczałam przez zaciśnięte zęby, niechcąc robić większego widowiska. Sam fakt, że bożyszcze szkoły publicznie mnie obmacuje, było samo w sobie ogromnym przedstawieniem dla zebranych tu ludzi.
W rezultacie chłopak tylko się zaśmiał. Uniosłam nogę, chcąc go nią odepchnąć, czym jeszcze bardziej go rozbawiłam.
-Tyle w Tobie agresji. - cmoknął językiem.
-Spadaj.
-Skończyłam, możesz puścić. - usłyszałam delikatny głos uczennicy. Puściłam materiał, który opadł kaskadą w dół, tworząc ładne fałdy. Obróciłam się gwałtownie do chłopaka, który od razu zdjął ze mnie swoje łapska i patrzył na mnie rozbawiony. Nachyliłam się i pospiesznie zeszłam z drabiny.
-Czego chcesz? - warknęłam, zbiliżając się do chłopaka.
-A gdzie twoja gałązka oliwna? - zapytał stojąc na rozchylonych nogach z rękoma schowanymi w kieszeni bluzy.
-Wyrzucona do śmieci.
-Szkoda. Przemyślałem twoje wczorajsze błagania o wybaczenie i stwierdziłem, że przyjmę twoje przeprosiny.
-Ty przyjmiesz moje przeprosiny? Jejku, dzięki Panie za twą hojność.
-Tak, taki już jestem... -wzruszył ramionami. - Pełen miłosierdzia.
-Wsadź sobie te miłoś... - przerwał mi kobiecy głos.
-Cudnie to wygląda. - powiedziała Pani burmistrz, zwracając na siebie uwagę wszystkich wokół.
Po chwili zjawiła się również Natalie. - Spisaliście się wprost na medal, moi drodzy.
-Z pewnością zbierzemy dużą kwotę Pani Burmistrz. - wtrąciła przyjaciółka.
-Z pewnością. - kobieta spojrzała na Jacoba, nie ukrywając zdziwienia.
-Długo Cię nie widziałam chłopcze. - dodała uprzejmie. Chłopak w odpowiedzi mruknął coś pod nosem.
-Jak tam mama? - spytała po chwili.
-Dobrze. - powiedział krótko.
-Pozdrów ją ode mnie. - pożegnała się i odeszła w towarzystwie paru młodych ludzi.
-Świetnie to wygląda, prawda? - odezwała się Natalie. Żadno z nas nie odpowiedziało.
-Jacob jeśli masz ochotę, napewno dam radę Cię wcisnąć w nasz harmonogram. - zaproponowała.
-Ja wolę brać niż dawać. - powiedział i spojrzał na mnie wymownie. Uniósłam lekko brew, nie będąc pewna, co miały oznaczać jego słowa.
-To nic złego, z pewnością i bez tego znajdziesz jakieś ofiary losu, które będziesz mógł uszczęśliwić. - dodałam uszczypliwie. Jacob nie odpowiedział nic na moje słowa, tylko obrócił się i ruszył przed siebie pewnym, wolnym krokiem jak na księcia szkoły przystało, przelotnie zerkając i obdarowując swoim wymuszonym uśmiechem stojące nieopodal dziewczyny.
Przewróciłam oczami. Robiłam to chyba zbyt często, co rozbawiło Natalie.
-Myślałam, że w dalszym ciągu toczycie niemą wojnę, tymczasem widzę, że coś uległo zmianie. O czym zapomniałaś mi powiedzieć?
-Chłopak ma rozdwojenie jaźni...- powiedziałam, podchodząc do rozłożonej drabiny, aby ją złożyć. Złapałam przedmiot pod pachę, po czym oparłam ją o tylnią ścianę budki całusów.

Gra Pozorów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz