Wszedł do domu, od progu krzyknął imię żony i rzucił klucze na szafkę stojącą w rogu pomieszczenia. Próbował namierzyć ją wzrokiem, sprawdzając kolejne pokoje.
Nie ma jej, cisza. Łapiąc się poręczy schodów, wskoczył na pierwszy z nich i już gnał na górę, ponownie wypowiadając jej imię. Przemierzając korytarz, zerknął na pokój ich dzieci, pusty. Łazienka? Tu również nikogo nie ma. Przyspieszył, aby znaleźć się w ich sypialni. Pewnie nacisnął klamkę od drzwi i otworzył je z impetem. Leżała na łóżku, owinięta ręcznikiem. Podszedł do niej i od razu zobaczył opuchniętą od płaczu twarz. Nie rozumiał co właściwie wydarzyło się w tym miejscu. Usiadł na brzegu łóżka i przez chwilę się jej przyglądał. Myśli, które kierowały go w to miejsce, wróciły ze zdwojoną siłą. „Czy mogłaby się tak żegnać? Czy w ogóle tego chciała, naprawdę to zakończyć, raz na zawsze?" Czy umiałaby żyć bez niego? On już przecież wiedział, że nie potrafi bez niej, nie chce. Miał nadzieję, że postarają się to jakoś naprawić, posklejać, chociaż kilka miesięcy temu, sam zadecydował, że tu już nie ma co zbierać, że ich relacja rozpadła się na zbyt wiele elementów. Wczoraj wierzył, że te odłamki nie mają znaczenia, że razem dadzą radę budować to życie na nowo, biorąc z tej tragedii, z tych doświadczeń najwięcej jak się da, wyciągnął wnioski i dalszą, wspólną przyszłość, zbudują już na solidnych fundamentach.Zszedł na dół i nastawił ekspres. Potrzebował mocnej dawki kofeiny, nie zamierzał odpuścić, nie tym razem. Będzie czekał tak długo jak trzeba, wiedział o tym od dawna, chyba od zawsze, odkąd się pokłócili, ale dopiero wczoraj zrozumiał znaczenie tego uczucia. Nie wiedział co ze sobą zrobić, więc przygarnął kuchnię i jadalnię. Było widać, że wczoraj trwał w tym domu wyścig z czasem. W końcu usiadł przy stole i czekał. Tak po prostu, jak gość we własnym domu, czekał na gospodarza, na osobę która w końcu, miał taką nadzieję, o wszystkim zadecyduje.
Powoli otworzyła oczy i przyjrzała się sobie. Nie pamiętała kiedy zasnęła, zapomniała o tym że brała prysznic i półnaga położyła się do łóżka. Ostatnie wspomnienie poranka to płacz, histeria w którą wpadła ze zwykłej bezsilności. Podniosła się z pościeli i podeszła do szafy. Wyjęła z niej zwykłe legginsy i luźną bluzę. Chciała żeby chociaż ubranie dało jej trochę luzu, w środku było jej wystarczająco niewygodnie. Musiała zejść na dół, prosto do kuchni, żołądek w końcu domagał się posiłku.
Już na schodach zauważyła go przy stole, ze spuszczonym wzrokiem, bawił się obrączką. Na moment poczuła strach, chciała uciekać, nie chciała się tłumaczyć, nie przemyślała wszystkiego, nie przygotowała żadnej mowy obronnej. Za późno. Podniósł głowę i spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem.
- Co tu robisz? - spytała trochę za ostro.
- Chciałem porozmawiać - odpowiedział pewnym, łagodnym tonem. To nie był czas na kłótnie, już wystarczająco wiele mają ich za sobą. Weszła do kuchni, włączyła ekspres i otworzyła lodówkę. Zbierała myśli, nie wiedziała jak zacząć i czy w ogóle chce zaczynać. Co miała mu powiedzieć?
Wyczuł jej niezręczność.
- Chcesz w ogóle porozmawiać czy nie mamy o czym? - pytał już z lekkim sarkazmem.
- Porozmawiamy, ale mogę najpierw coś zjeść? - spojrzała na niego i wiedział, że nie zamierza dyskutować, ma zaczekać na swoją kolej, aż będzie gotowa cokolwiek wyjaśnić.Wyjęła na talerz kromkę chleba i sięgnęła po pastę z lodówki. Próbowała przedłużać tę czynność, jakby mogła ją uratować przed tym, co za chwilę miało się wydarzyć.
- Nie myślałam, że przyjedziesz - zaczęła głupio. Spojrzał na nią, nie wiedział czy ma coś odpowiedzieć czy będzie prowadziła monolog.
- Byłam naiwna - tłumaczyła się dalej, biorąc głęboki oddech, więc nie przerywał.
- Wiem jak to wygląda i jest mi z tym bardzo źle, ale czasu nie cofniemy - spojrzała mu w oczy - Marek, przepraszam, nie wiem co ja właściwie wczoraj myślałam, to nie powinno się wydarzyć, nie taki był nasz plan.Patrzył się na nią, a w głowie miał coraz więcej pytań. „Co ona w ogóle bredzi? Jaki plan? Jak to nie powinno się wydarzyć?"
Teraz to ona błagała żeby coś powiedział, czekała na jakieś decyzje.- O którym planie mówisz? O tym sprzed dziesięciu lat, kiedy zaplanowaliśmy że będziemy szczęśliwi, razem? - dokładnie zaakcentował ostatnie słowo.
Zdziwił ją, nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, ale dalej z przerażeniem brnęła w innym kierunku rozmowy.
- Dobrze wiesz o czym mówię. Zaplanowaliśmy rozwód, Ty zaplanowałeś, przygotowaliśmy na to dzieci, przez ostatnie miesiące wymieniamy się nimi co weekend, zaangażowaliśmy w to specjalistę, poradziliśmy sobie z kryzysem Kuby, ogarnęliśmy Julkę i co niby teraz mielibyśmy zrobić? - już chciał jej wejść w słowo, ale szybciej dodała - Nie możemy im tego robić Marek, po prostu nie możemy tak ryzykować.Jeszcze przez chwilę patrzyła na męża, po czym z zażenowaniem spuściła wzrok. Wiedziała że go kocha i była pewna że on czuje to samo. Wiele się zmieniło, ta rozłąka pozwoliła im przemyśleć ostatnie miesiące i lata, ale to wszystko zaszło już za daleko.
Po tej krótkiej rozmowie, biła się z myślami. Lęk i ta przytłaczająca ciemność wracały ostatnio w przyspieszonym tempie. Nie potrafiła podjąć decyzji, unikała ich jak ognia, walczyła sama ze sobą, ale ewidentnie przegrywała tę walkę. Gdzie ta Ula, która wierzyła że jeżeli się kogoś kocha, to nie można ot tak przestać? Dlaczego już nie miała sił na walkę o te ideały? Dlaczego strach tak bardzo ją paraliżował? Ponownie zamykała się w sobie, uciekała jakby mogło jej to w czymkolwiek pomóc.Przyglądał się jej, gdy kończyła jeść śniadanie. Dopijał kawę i układał w głowie to co za chwilę miał jej powiedzieć. Przecież wierzył w ich przyszłość, w tę cholerną miłość. Pogubili się, ale przecież od wczoraj miał wrażenie, że znaleźli do siebie drogę powrotną. Czuł że z każdym wypowiadanym zdaniem, chce go od siebie odsunąć, znowu ucieka, zamyka się w sobie. Na przekór jej, wstał od stołu, podszedł do niej i przybliżając się do jej boku, złapał ją w talii. Oparł się o jej głowę, a z ust, które znajdowały się blisko jej ucha wydobył z siebie jedno pytanie.
- Czego Ty się Ulka tak boisz? - nie odpowiadała.
- Nie jestem już tak naiwny, wiem że nie zrobimy niczego na pstryknięcie palcami. Spieprzyliśmy wiele spraw, ciągnęliśmy się na dno, ale nie widzisz tego jak się od niego odbijamy, razem?Mówił to z taką pewnością, że przez chwilę mu wierzyła, już wyrywała się do niego całą sobą, gdy nagle w tej walce, dał o sobie znać rozum.
- Nie chce im dawać nadziei - chwilę nad czymś myślała - sobie też jej nie chcę dawać. To za bardzo boli - już pewna swojej decyzji, odwróciła głowę w jego kierunku i spojrzała mu w oczy. Zabolało, momentalnie widziała to na jego twarzy. Jednak oboje byli dzisiaj zdecydowani i walecznie nastawieni. Razem, ale jakby osobno. Przecież mieli ten sam cel, być szczęśliwi. Dla siebie, dla dzieci, dla nich. Tylko po drodze w odzyskiwaniu tych najważniejszych osób, obrali zupełnie inną taktykę. Za głową ruszyło jej ciało. Stała już odwrócona przodem do niego i jeszcze chwilę zastanawiała się co robić. Przylgnęła do jego klatki piersiowej, kładąc ręce na plecach i zaciskając je kurczowo.Jeszcze chwilę wcześniej czekał na jej decyzję. Teraz już wiedział, że to on ją podejmie, właściwie już podjął. Za siebie i za nią.
- Nie żegnaj się ze mną, zabraniam Ci, rozumiesz?
CZYTASZ
Przypomnij, że Cię kocham
FanficMoja „kontynuacja" BrzydUli. Próba przetworzenia tego co dostaliśmy od ekipy serialu, a później już popłynęłam ☺️