Powroty

1.3K 30 21
                                    

Życie znów wracało na znajome tory. Julka zapomniała o chorobie i z radością wróciła do szkoły. Marek po tygodniu spędzonym w domu, ponownie wrócił do wynajmowanego mieszkania, a dziadkowie przejęli opiekę nad dziećmi Dobrzańskich. Zdecydowanie więcej czasu spędzali w piątkę, ale nadal były to tygodnie wymiennej opieki nad dziećmi. Po kolejnym weekendzie ze swoimi pociechami przyjechał do firmy. Od razu chciał porozmawiać z żoną, przypomnieć jej, że obiecali dzieciom poświęcać im więcej uwagi. Nowa kolekcja znowu dawała im się we znaki, a czas spędzany w firmie, znacznie przeważał nad tym w domowym zaciszu. Wysiadł z windy i od razu zauważył ją w konferencyjnej. Siedziała nad stertą papierów, w towarzystwie Ani. Złapał kontakt wzrokowy z przyjaciółką i lekko się do niej uśmiechnął. Widział że rusza ustami, mówi coś do jego żony, która delikatnie obróciła się w jego kierunku.
Ania zauważyła zmianę w ich relacji, ale nie dopytywała, nie chciała się wtrącać, ani mówić o swoich spostrzeżeniach.
- Postaraj się do niej dodzwonić, może jakoś uda się ją ściągnąć - powiedziała do koleżanki, wychodząc z konferencyjnej.

Uśmiechnęła się do męża i lekko musnęła jego policzek.
- Cześć - gładko wydobyło się z jej ust.
- Ula - powiedział z zachwytem, gdy zlustrował ją od góry do dołu. Tak bardzo nie lubił tego ukrywania. Odkąd zaczęli wyjaśniać sprawy między sobą, na nowo chciałby się chwalić żoną, znów z dumą trzymać ją za rękę i spędzać wspólnie każdą wolną chwilę. Wiedział, że umawiali się na coś zupełnie innego, mieli dać sobie czas, ale ta sytuacja zaczynała go już męczyć. W myślach wyśmiewał sam siebie, że jeszcze nie tak dawno, mało kto znał jego żonę, połowa firmy nie miała pojęcia o jej istnieniu, a on sam, unikał z nią kontaktów firmowych jak ognia.
- Jak dzieciaki? - jej pytanie wyrwało go z zamyślenia.
- Dobrze, ale przez cały weekend przypominały mi o naszej umowie - spojrzała na niego pytająco - mieliśmy poświęcić im więcej czasu.
- Ah, tak - uśmiechnęła się - właśnie nad tym pracuję, chyba mam pomysł - już chciał zapytać o szczegóły, ale dopowiedziała - jak będę miała pewność co do jego powodzenia, od razu dam ci znać. Lekko gładził jej dłoń opuszkami palców. Znowu działali na siebie jak magnesy. Niestety była zmuszona przerwać tę czułość i wróciła do przyjaciółki. Marek ruszył do swojego gabinetu, gdzie już czekała na niego pani prezes.


- Marko, szykuje nam się wyjazd służbowy. Nasi nowi kontrahenci zapraszają nas do siebie. Taka mała prezentacja, co mogą nam zaoferować - mówiła bezemocjonalnie Paula.
- Tak pomyślałam, że dobrze by było, gdyby pojechała tam Ula. Ja nie dam rady, w tym terminie będę w Milano. To tylko kilka dni, ale nie mogę przełożyć tego wyjazdu, sprawy rodzinne - dodała. Na każdym kroku starała się sprowadzić funkcję Ulki w tym projekcie do reprezentacyjnej. Wiedziała jak reaguje na nią prezes firmy z którą zaczynali współpracę. Liczyła, że pomoże im to w podpisaniu najkorzystniejszej umowy, a dodatkowo ona jako prezeska będzie czerpać z tego profity.
Z uwagą chłoną każde jej zdanie, ale nadal się nie odezwał. Dopiero gdy skończyła swój monolog i przedstawiła wszystkie szczegóły wyjazdu, mimo dość sprzecznych informacji, zorientował się, że w Pauli zaszła jakaś niespodziewana zmiana. „Czyżby zrozumiała? Po tylu latach? Niemożliwe..."
- Kiedy dokładnie mielibyśmy jechać? - zapytał przepraszająco, nie zarejestrował daty o której mówiła.
- Następny czwartek. Marko, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - mówiła już poirytowana.
- Tak, tak, przepraszam, na chwilę się zamyśliłem. Będziemy musieli zostawić dzieci u dziadków - znowu się zamyślił - dobra, wszystko załatwimy, nie martw się i spokojnie leć do Włoch - posłał jej lekki uśmiech.


Nie wiedział czy Ula słyszała już o wyjeździe, ale mijali się przez następne kilka godzin.
W firmie dużo się działo, a dodatkowo projektanci nie ułatwiali im życia. Starali się łagodzić każdy kryzys, który wybuchał w pracowni, ale przy takich temperamentach, nie było to najłatwiejsze zadanie. Wstał od biurka i skierował się do socjalnego po kolejną dawkę kofeiny. W końcu zauważył kobiety, w tym samym pomieszczeniu, w którym zastał je rano. Radośnie o czymś dyskutowały, nawet przez szybę zauważył entuzjazm wiszący w powietrzu. Zorientował się, że nie są same. Mógłby przysiąc, że osoba siedząca do niego tyłem nie była mu obca. Drobna postać, w idealnie skrojonej marynarce, z włosami upiętymi w kok.
- Niemożliwe - półszeptem powiedział sam do siebie. Zapominając o kawie, cicho zapukał do drzwi sali konferencyjnej i wsunął do środka głowę - Nie przeszkadzam?
- Nie, właściwie dobrze że jesteś - odpowiedziała Szymczykowa.
- Marek - spojrzała na niego - przedstawiam ci nasze koło ratunkowe - Ula radośnie się zaśmiała i przepraszająco spojrzała na siedzącą naprzeciwko blondynkę, aby zaznaczyć jak najlepsze intencje ukryte w tym wyrażeniu.

- Nadia - Marek - Marek - Nadia - wskazywała naprzemian. Odwróciła się do niego z pięknym uśmiechem. Wszystkie trzy zaśmiały się delikatnie. Dobrzański stał jak wryty, nie wiedział co się dzieje.
- Nie przywitasz się nawet? - podeszła do niego - Słyszałam, że jednak nie dajecie sobie beze mnie rady.
- Jak wyście ją tu ściągnęły? - pytał nadal zdziwiony, przytulając delikatnie znajomą.
- Gdzie ty się ukrywałaś tyle czasu? - zapytał już Marczyk.
- Musiałam trochę odpocząć. Wyjechałam, nabrałam dystansu - mówiła z nadzieją, że Marek rozumie.


Przedstawiły mu plan działania, czym od teraz miałaby zajmować się specjalistka od zarządzania kryzysem. To ona miała pomóc im w ratowaniu firmy i przede wszystkim relacji z dzieciakami. Pani Ulecka-Marczyk, tak bardzo bawiło to Ulkę. Gra słów w jej nazwiskach, która mimo wszystko stworzyła sinusoidę w ich związku. Miała nadzieję, że dobrze robi ściągając ją tutaj. Po dzisiejszym dniu była pewna, że będzie to współpraca korzysta dla obu stron. Rozmyślałam o tym, pakując dokumenty do torby. Dochodziła siedemnasta, a ona obiecała dzieciom wspólny wieczór. Czekała na windę, gdy pojawił się obok niej Marek. Nic nie mówili, w ciszy czekali na otwarcie się drzwi. Przyglądał się jej z satysfakcją w oczach, zauważyła to i lekko uniosła kąciki ust. Wsiedli do windy i nie patrząc na męża, w końcu się odezwała.

- Słyszałam, że pani prezes zaplanowała nam jakąś delegację?
- Zorganizowała nam powrót do przeszłości. Tym razem to on zawadiacko się uśmiechnął i zerkając na jej niewzruszoną minę, ponownie gładził wierzch jej dłoni, gdy chociaż na chwilę splótł ze sobą ich palce.

Przypomnij, że Cię kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz