Porządki

929 32 31
                                    

Dochodziła północ, a Uli jeszcze nie było. Zaczął się zastanawiać czy może do niej zadzwonić. Chciał tylko usłyszeć, że wszystko jest w porządku, że jest bezpieczna i dobrze się bawi, natomiast wiedział że już nie ma do tego prawa. Siedział na kanapie, bezmyślnie przeskakując z kanału na kanał, ale nic nie było w stanie go zainteresować. Czuł zmęczenie z całego dnia. Praca, wieczór z dziećmi, porządki w domu, chciał pomóc Uli, wiedział ile jest do zrobienia przy dzieciakach. Ogarnął kuchnię, wstawił zmywarkę, zrobił pranie i razem z dziećmi posegregowali suche ubrania każdego z nich. Dobrze się przy tym bawili i miał nadzieję, że Ulka też będzie zadowolona. To że już tu nie mieszka, nie przeszkadzało mu w tym, aby wyłącznie tutaj czuć się jak w domu.


Po kolejnej godzinie na parkiecie, wszystkie zgodnie stwierdziły, że czas wracać. Zamówiły taksówki i zmęczone odjeżdżały spod klubu. Siedziały zamyślone, analizując wcześniejsze rozmowy z tego wieczoru. Ania przez chwilę przyglądała się przyjaciółce, która bawiła się swoją obrączką na palcu. W tle leciała wolna muzyka, a Dobrzańska wróciła myślami do tańca z nieznajomym, właściwie do myśli które przywołał. „Czy umiałaby podzielić się miłością? Przecież ma jej w sobie tak wiele. Czy da radę nauczyć się kochać na nowo dwie osoby jednocześnie? Czy ten kompromis jest możliwy do wypracowania? Trochę miłości dla Uli i trochę dla Marka, bez żadnych przechyleń w którąś stronę, po równi, pół na pół. „Żeby drgnęło, w środku też trzeba wcisnąć." - ktoś jej to kiedyś powiedział, w zupełnie przypadkowej, życiowej sytuacji, ale jak bardzo trafiały do niej te słowa teraz, kiedy właśnie wcisnęła coś w środku." Tygodnie wizyt u psychologa, dbanie o zdrowie fizyczne i psychiczne, dopiero zauważyła siebie i dno od którego zaczęła się odbijać. Jedno było niezmienne, bez niego wszystko traciło sens. Zachłysnęła się walką o siebie, próbowała wmówić sobie, że teraz już ze wszystkim sobie poradzi, zupełnie sama, do końca, ale przecież takie podejście też nie jest dobre. Miała nauczyć się jak prosić o pomoc, jak odpuszczać, jak dawać sobie przestrzeń i pozwalać na chwile słabości, nie trzymać wszystkiego w środku. Miała konsekwentnie czyścić swoje wnętrze, nauczyć się, jak nie demolować go na nowo.

Zapłaciła za kurs i wysiadły z samochodu.
- Tęsknisz? - bardziej stwierdziła, niż spytała Ania - Ciągle bawisz się obrączką - pospieszyła z wyjaśnieniami.
- A Ty nie tęsknisz? - sprytnie odbiła piłeczkę.
- Tęsknię, bardzo - ze smutkiem odpowiedziała przyjaciółka.
- To znasz odpowiedź.
Wiedziała, że przyjaciółka tęskni, miała prawo tęsknić najbardziej na świecie. Przecież nie kłóciła się z Maćkiem, nie rozstali się dosłownie, sytuacja życiowa zmusiła ich do tego, ale to tylko pół roku, wytrzymają. Wy niby jesteście obok siebie, ciągle możecie ze sobą przebywać, ale czy w Waszej relacji istnieje jakieś pół roku? Wasze pół roku co najwyżej może być terminem rozprawy rozwodowej, waszego końca i jednocześnie początkiem wiecznej tęsknoty.

Pożegnała się z przyjaciółką i ruszyła w kierunku domu. Dopiero gdy wysiadła z samochodu, czuła jak alkohol uderzył jej do głowy. Nic dziwnego, dawno nie wychodziła, nie piła, odzwyczaiła się od procentów. Miała nadzieję, że wszyscy domownicy już śpią, a ona najciszej jak się da, przetransportuje się do sypialni. Weszła do domu, w którym jak zwykle jedyne źródło światła dochodziło z kuchni. Przeszła do niej na palcach, chwyciła szklankę z wodą i wrzuciła do niej tabletkę musującą. Miała nadzieję, że uratuje ją przed jutrzejszym kacem. Chciała usiąść na kanapie i pozbyć się w końcu z obolałych nóg kozaków. Dopiero teraz zauważyła Marka, który przyglądał jej się z uśmiechem.
- Nie śpisz? - zadała retoryczne pytanie.
- Jakoś nie mogłem zasnąć - skłamał, przecież nawet nie próbował się położyć, czekał na nią z niecierpliwością.  Zorientowała się, za dobrze go znała. Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi i usiadła obok niego na kanapie, próbując ściągnąć buty.
- Jak było? - zapytał, aby rozluźnić atmosferę.
- Super, już dawno się tak nie bawiłam - pozbyła się pierwszego buta i od razu pomasowała obolałą stopę - wytańczyłam się chyba za ostatnie dziesięć lat - zaśmiała się, siłując się z drugim butem. Marek przyglądał się jej, z ostatnio tak dobrze mu znaną fascynacją i popijał napój ze szklanki.
- Byłyście same czy ktoś do Was dołączył? - próbował wybadać teren, sam nie wiedział właściwie po co. Najwyraźniej jego męskie ego, domagało się takich wyjaśnień.
Chwyciła szklankę z jego dłoni i upiła łyk napoju, dopiero teraz czuła cholerne pragnienie. Wiedziała o co pyta, nie wiedziała tylko co mu odpowiedzieć, co właściwie chciałby usłyszeć. „Zazdrosny?" - pomyślała - „Może dziewczyny faktycznie mają rację, może to po nas widać? Może nasze wszystko i nic nie ma żadnego terminu i wygłupiamy się z tym rozwodem." Oczy same zaczęły się jej zamykać, walczyła z nimi chwilę, chciała być tu z nim jak najdłużej. Siedzieli na tyle blisko, że oparła swoją głowę na jego ramieniu. Czasami zachowywali się tak, jakby ich przeszłość nie istniała, albo chociaż jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Poczuła tak znajomy zapach, była w domu, o tym marzyła odkąd znalazła się na parkiecie z nieznajomym brunetem.
- Te młode pokolenia chyba nie potrafią tańczyć - w końcu odpowiedziała mu na pytanie. Dała znać, że jako atrakcyjne kobiety były proszone do tańca, ale podbudowała go, musiał wiedzieć, że dla niej jest i zawsze będzie najlepszym partnerem. Uśmiechnął się triumfalnie, ukazując dołeczki i delikatnie obrócił głowę w jej kierunku. Teraz to on, czując jej zapach, w końcu czuł spokój, pozbywając się zazdrości, którą trzymał w sobie od paru godzin. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Nie chciała robić niczego na siłę, nie za szybko. Przecież ostatnio jej motto życiowe, to małymi kroczkami. Powtarzała to jak mantrę, a teraz była jak w gorącej wodzie kąpana, jakby chciała zmienić ich rzeczywistość w ciągu kilku minut. Jakby ich uczucia, zazdrość, martwienie się o siebie, jakby zmieniały cokolwiek. Nie zmieniały i musiała to sobie uświadomić. Nie byli sami, przede wszystkim mieli trójkę dzieci. Nie mogli ot tak podejmować decyzji, a za chwilę pochopnie zmieniać zdanie. Zbyt wiele się wydarzyło i za ciężko na to pracowali, aby nie robić ogromnej krzywdy dzieciom, które już oswoiły się z nową sytuacją rodzinną. Odpuściła. Tego przez ostatnie tygodnie próbowała się nauczyć, odpuszczać, przeczekać, nic na siłę. Pozwolić rzeczom dziać się własnym tempem, według ich własnego porządku.

Przypomnij, że Cię kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz