7|Przywileje.

530 31 13
                                    

— Musimy ustalić plan — zaczął Adrien nerwowym wzrokiem wędrując po wszystkich zebranych w gabinecie.

Chłopak nerwowo chodził tam i z powrotem nieraz zataczając koła. Był spięty co nie uszło uwadze Marinette, która wciąż trzymała na kolanach ich małą Emmę. Jej twarz była zaniepokojona. Cały czas obserwowała zachowanie swojego chłopaka. Martwiła się o niego. Wiedziała, że mocno przeżywał tą sytuację zwłaszcza, że tyle wycierpiał przez ojca, tyle przez niego stracił...

— Co masz na myśli? — zapytała Nathalie spoglądając z powagą wypisaną na twarzy.

— Nikt nie może się przecież dowiedzieć, że ten cały pogrzeb to jedna wielka ściema — kontynuował zdecydowanym tonem — Każdy w Paryżu i na świecie uważa, że Gabriel Agreste nie żyje a tymczasem ten sobie żył pod własnym domem i podglądał wszystkich, którzy dotychczas znaleźli się w tym domu! — spojrzał z nienawiścią na ojca, którego w tym momencie twarz stężała — Tak więc nikt nie może dowiedzieć się, że on to on. Ma to pozostać tajemnicą, o której wiemy tylko my. Ten człowiek — wskazał palcem na mężczyznę — nie jest Gabrielem Agrestem a jego marnym sobowtórem, który chce zdobyć firmę i pieniądze mojego ojca.

— Ale synu...

— Teraz ty mi nie przerywaj, ojcze.

Adrien w swoim monologu i w tej chwili stał się tak stanowczy jak nigdy do tej pory. Był pewny swego. Wiedział po czym stąpa. Cienki grunt, który chronił go przed upadkiem. Musiał ochronić siebie, Marinette i Emmę nawet za cenę swojego marnotrawnego ojca. Bo w życiu jest tak, że w pewnym momencie trzeba wybierać najmniejsze zło. W tym momencie nie miał problemu z wyborem. Jedynym złem był jego ojciec, który ponownie chciał zrujnować mu życie, które odbudował w tak krótkim czasie.

— Nie możesz pojawiać się w firmie pod żadnym pozorem. Z większysz tylko nasz problem do rozmiaru całej firmy a może i nawet Paryża. Ludziom musisz przedstawiać się jako sobowtór Gabriela Agreste'a. Musisz być ostrożny i za żadne skarby nie rozpowiadać, że zmartwychwstał czy coś w tym stylu.

Gabriel spojrzał na syna z dumą ale jednocześnie ze złością. Jak śmiał zwracać się tak do ojca?! Tylko to pytanie kłębiło się w jego głowie. Adrien miał jak największe prawo odegrać się na ojcu tak jak on niszczył mu życie. Czuł żądze zemsty. Chciał by ojciec cierpiał tak jak on przez te cztery lata. By stał się nieszczęśliwy jak on.

Największym pragnieniem w tamtym momencie było to by Gabriel ponownie zapadł się pod ziemię, tylko tym razem dosłownie i by nigdy nie powrócił, by pozostawił go wraz z rodziną w spokoju.

Godzinę później...

— Jak to zniosłeś? — zapytała zaniepokojona Marinette spoglądając mu prosto w zielone tęczówki.

— Gdy na niego spojrzałem... Poczułem taką złość, której nigdy dotąd aż tak nasilonej nie czułem... To była nienawiść, Marinette. Przez te cztery lata zdążyłem znienawidzić swojego na tyle, że mógłbym mu w tamtej chwili wbić nóż w serce.

Oboje stali w holu swojego mieszkania spoglądając sobie głęboko w oczy. W tej chwili tak próbowali uspokajać swoje zbyt szybkie bicia serca. Na szczęście to działało kojąco nie tylko na serca ale i na dusze. Marinette poczuła słysząc ostatnie zdanie lekkie ukłucie w okolicach serca.

— Wiem, że mój ojciec zrobi wszystko by znów zrujnować mi życie dlatego muszę się zabezpieczyć. Będzie chciał odebrać mi firmę i wolę nie wiedzieć co jeszcze.

— Co planujesz? — zapytała wciąż patrząc mu proto w oczy.

— W ostateczności — zaczął starając się stworzyć poważny ton — będę zmuszony wysłać go do zakładu psychiatrycznego. Chce się uwolnić od niego. Muszę usunąć wszelkie dowody na to, że jest on moim ojcem. Narazie będzie nieszkodliwy ale w pewnym momencie może zacząć węszyć.

Always & Forever | MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz