6.

560 50 33
                                    

Brett: 

Dylan pojechał robić tatuaż, cud że w ogóle o tym pamiętał. Był tak nieodpowiedzialny i infantylny momentami, że lepiej nie mówić, chociaż imprezy z nim, życie ogólnie w mieszkaniu i znajomość z nim była czymś zajebistym, z nim nie można było się nudzić i nie śmiać.

Ja w tym czasie ogarnąłem nasze mieszkanie, bo na Dylana w tej kwestii średnio można było liczyć. 

- To ja! - usłyszałem znajomy głos Scotta, który wpakował nam się do mieszkania ze skrzynką piwa i się potknął o buty Dylana pałętające się jak zawsze po środku przedpokoju. W ostatniej chwili złapałem Scotta i uchroniłem przed upadkiem jego i napój Bogów.

- Czy ten O'Brien nauczy się kiedyś sprzątać? - spytał z pretensją chłopak i zaniósł skrzynkę piwa do kuchni.

- Ja już przestałem na to nawet liczyć - westchnąłem, no taka była prawda, tam gdzie był Dylan tam był burdel. 

Kilka godzin później wrócił Dylan i pojechaliśmy do sklepu po alkohol uprzednio robiąc składkę na alkohol, zazwyczaj my kupowaliśmy takie rzeczy, bo mieliśmy w tym najlepsze rozeznanie i jeździliśmy do marketu na obrzeżach miasta bo były tam największe promocje. Wzięliśmy wielki kosz na zakupy i pojechaliśmy z nim na alkohole mijając wysokie półki.

- Yyy, patrz! - podjarał się Dylan i pobiegł szybko do jakiegoś stoiska.

- Na chuj ci materac dmuchany? - spytałem, przecież my nie mamy kurwa basenu a Dylowi się aż oczy zaświeciły na ten widok. 

- No jak po co! Napompujemy materac i będziemy zjeżdżać na nim po schodach w akademiku, bierzemy - zarządził i złapał pudełko z materacem i rzucił do koszyka.

- Dylan... To jest taki pojebany pomysł... Wchodzę w to - przyznałem i przybiliśmy sobie piątkę. 

- Teraz chlanie - powiedział i poszliśmy na dział z alkoholami. 

- Ale się dzisiaj napierdolę - zachwycał się brunet wpatrując się w butelki z procentami jak w coś świętego.

- Ja też, chociaż pewnie mniej niż ty. Ktoś nas musi doprowadzić do łóżek - powiedziałem i zacząłem wrzucać do kosza duże ilości alkoholu.

- Tak, to prawda, ktoś musi - wspomniał brunet i poszliśmy do kasy łapiąc po drodze jeszcze kilka paczek chipsów.

U nas w akademiku impreza odbywała się co najmniej raz w tygodniu, oczywiście ich prowodyrem i organizatorem był Dylan. Nie dziwię się naszemu dozorcy, że go tak wkurwialiśmy a szczególnie Dylan, gdy nasze imprezy było słychać na dworze nawet, czasem starałem się panować nad sytuacją i lekko stopować Dylana by nie wkurwiać tego dozorcy, ale gdy zawsze mu mówiłem "Ścisz, bo się Rooney wkurwi", to on jeszcze zwiększał głośność. Tak było zazwyczaj. 

Wróciliśmy do akademika i weszliśmy do holu z siatkami pełnymi alkoholu, które obijały się o siebie i wydawały głośne dźwięki, dozorca popatrzył na nas nienawistnym wzrokiem i domyślił się zapewne co to oznacza.

- Dobry wieczór panie Rooney, miłego wieczoru - powiedział Dylan. Dozorca coś burknął jedynie pod nosem. Nad ranem i tak będzie zmiana, bo jest dwóch dozorców, Rooney - który nas nienawidzi i zawsze robi afery i pani Wise, która jest chyba największą ziomalką w tym akademiku. Dylan ją urobił i czasem z nami imprezowała, a czasem Dylan podrzucał jej jakiś alkohol w zamian żeby nie miała do nas pretensji o głośne zachowanie. 

Weszliśmy na nasze piętro i zaczęliśmy rozkładać u nas w mieszkaniu zakupiony alkohol. Dylan na ten widok się cieszył i robił ciągle instastory w których mówił, że dziś będziemy chlać. Często dodawał filmiki z naszych imprez na instastory, a czasem nawet je transmitował na żywo co miało dużo wyświetleń i dało mu dużo obserwatorów. Dawny Dylan wrócił, gdy go wczoraj zobaczyłem po tym wyjeździe do amiszów to myślałem, że mu się coś może w głowie poprzestawiało, bo nie przypominał osoby sprzed wyjazdu.

Amiszowy chłopiec [DYLMAS, BRIAM]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz