23.

403 44 37
                                    

Dylan:

Siedziałem sobie w spokoju wieczorem, oglądałem mecz i oczywiście popijałem piwo, musiałem odpocząć, bo jutro miała się odbyć impreza której organizatorem oczywiście miałem być ja. Było już po dwudziestej pierwszej i akurat wrócił Brett, od razu poderwałem się z łóżka ciekawy jego spotkania z Liamem. Ale Brett nie wyglądał na zadowolonego, wyglądał na przygnębionego i wkurzonego.

- Co się stało? - spytałem.

- Za każdym razem jak ją widzę, to mi się wszystko przypomina - powiedział zdejmując buty.

- Stellę? - spytałem, w końcu dziś ta wstrętna dziewucha się kręciła koło treningu.

- Nie. Matkę - westchnął i wszedł do siebie do pokoju. Po chwilowym zebraniu myśli podążyłem za moim przyjacielem, który właśnie otwierał okno i odpalał papierosa.

- Zaczepiła cię znowu? - spytałem.

- Widziałem ją w parku. Akurat szliśmy z Liamem, a ona nas zobaczyła i zaczęła iść. Co za wstyd, poszliśmy szybko w drugą stronę. Dawno jej nie widziałem. Pewnie by zaczęła żebrać.

- Nie twoja wina Brett. Nie przejmuj się, ważne że ma zakaz wstępu do akademika - pocieszyłem go. Brett uśmiechnął się lekko i powiedział, że wolałby teraz zostać sam, uszanowałem to i go zostawiłem.

Temat rodziców Bretta był tym tematem gdy zawsze natychmiast poważniałem, bo wiedziałem jakie to trudne dla niego. Gdy miał piętnaście lat trafił do adopcji, bo jego matka piła, brała narkotyki i się nad nim znęcała. Wtedy Brett trafił do rodziny adopcyjnej, która swoją drogą go od razu pokochała i Brett w końcu odnalazł tam spokój. Mieszkał wraz z rodzicami w niewielkim mieście niedaleko Nowego Jorku, i wrócił tu na studia. I na jego nieszczęście czasem natyka się na matkę, która całkiem się stoczyła. Dowiedziała się, że Brett mieszka w akademiku i tu przychodziła i robiła awantury, finalnie dostała zakaz przychodzenia tutaj. Na uczelni też kilka razy się zjawiła i ciągle chciała od niego pieniędzy. Dlatego Brett tak na nią reaguje, bo to ogromy wstyd gdy najebana i zniszczona przez życie matka przychodzi w jakieś miejsce publiczne i żebrze o pieniądze na chlanie.

Tego wieczoru już nie widziałem Bretta, siedział u siebie i pewnie stracił cały humor.

Rano od razu zostałem zasypany wiadomościami odnośnie imprezy, uśmiechnąłem się na to, że każdy już o tym mówił i się cieszył, no i że byłem uznawany za organizatora wszystkiego.

Gdy wstałem Brett już urzędował w kuchni i robił śniadanie a po jego wczorajszym smutku nie było widać śladu. Uśmiechnąłem się widząc go w humorze. Zaczęliśmy rozmawiać o imprezie i wzajemnie ekscytować, zajrzałem na chwilę na instagrama i gdy zobaczyłem, że Thomas dodał zdjęcie prawie się oblałem herbatą.

- Co się dzieje? - spytał blondyn widząc moją reakcję. Pokazałem mu telefon z zajebistym selfie Thomasa, które mnie przyprawiło o szybsze bicie serca.

- Nauczył się dodawać zdjęcia, nieźle - skwitował.

- Ty widzisz jak on tu wygląda? Przecież taka niezła dupa - powiedziałem i od razu zaserduszkowałem mu zdjęcie i skomentowałem.

- Tak, dobrze wygląda - skomentował.

- Napaliłem się na niego - powiedziałem mając w głowie scenariusz, gdy lądujemy razem w łóżku.

- Przestań, nie mów tak nawet. Narobisz mu nadziei i się na tym skończy - zbulwersował się Brett i usiadł obok mnie popijając herbatę.

- Widzę, że nie jesteś zbyt optymistycznie nastawiony do tego, że go chcę przelecieć.

Amiszowy chłopiec [DYLMAS, BRIAM]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz