Thomas:
Od wyjazdu Dylana minęły trzy dni. Czułem się nadal przybity i bez życia. Gdy zrobiłem wszystko na polu co miałem do zrobienia zaprosiłem do siebie Liama, musiałem z kimś pogadać, bo czułem że mnie to rozsadzi. Moja mama widząc moje średnie samopoczucie poradziła mi żebym się pomodlił, także wiedziałem że nie mogę liczyć na wsparcie w domu.
Koło siedemnastej przyszedł do nas Liam, mama jak zawsze nałożyła nam na talerz ciasta i zrobiła herbatę. Poszliśmy do mnie na górę i się ze wszystkim rozłożyliśmy. Liam był jedyną osobą z którą mogłem porozmawiać.
- Co się dzieje? Widzę, że jest coś na rzeczy - powiedział. Cieszyłem się, że mam kogoś takiego ja on obok siebie, nie musiałem nic mówić, a widział że jest coś nie tak.
- Przykro mi, że Dylan już pojechał. Przynamniej miałem jakieś urozmaicone życie, a tak? Szara codzienność, modlitwa, pole, spanie. Tak strasznie mi źle z tego powodu, że jesteśmy tu uwięzieni - westchnąłem.
- Tak myślałem, że o to chodzi. Powiem ci, że też strasznie zazdroszczę wszystkim ludziom, którzy żyją w wielkim świecie. Jak Dylan pokazywał nam zdjęcia... Ah... Tam wszystko tak super wygląda, jest ładne, kolorowe. Nawet ubrania. Nie to co u nas - powiedział chłopak i spojrzał na swoją szarą koszulę, no cóż, nawet ubrania musieliśmy mieć konkretne, niczym nie można było się wyróżniać.
- Gdybyśmy tak uciekli... - powiedziałem w sumie dla żartu, na co Liam zerwał się nagle i wyglądał na gotowego do działania.
- Liczyłem, że to zaproponujesz - niemalże wykrzyknął.
- Liam, ja żartowałem... To znaczy... Po prostu... Ah, to jest niewykonalne - powiedziałem gasząc tym entuzjazm mojego przyjaciela, który usiadł z powrotem. Nie myślałem, że weźmie to na poważnie.
- Szkoda. Chciałbym się stąd wyrwać - westchnął chłopak i aż mnie naszły wyrzuty sumienia, że go pozbawiłem tej radości.
- Jak ty to widzisz? W sensie... Rodzice nas nie puszczą, musielibyśmy uciec, jesteśmy po chrzcie. Wywalą nas ze wspólnoty, to decyzja na całe życie. Nie będzie powrotu - ostrzegłem chłopaka, to brzmiało jak jakiś absurd, gdzie my niby mamy uciec.
- Chciałbyś tu wracać? Co tu masz? Robotę w polu od rana do wieczora, presję założenia rodziny, znalezienia żony, posiadania gromady dzieci. Do tego chciałbyś wracać? - spytał Liam.
Prawda była oczywista, nie chciałem tu mieszkać, nie jest to miejsce za którym bym tęsknił. Z rodzicami związany jakoś bardzo też nie byłem, czułem że zrobili mi krzywdę tym, że wymusili na mnie pozostanie tutaj. Ale bałem się wielkiego świata, nic nie wiemy o innym życiu niż to tutaj.
- Gdzie mielibyśmy mieszkać, przecież my nie odnajdziemy się.
- Masz numer do Dylana - wspomniał Liam. Uśmiechnąłem się i wyjąłem kartkę z szuflady, niby nie zostawił mi tego bez powodu.
- Numer oraz adres. Myślisz, że by nam pomógł?
- Możliwe. Zresztą mówiłeś, że sam ciebie zapraszał - wypomniał chłopak. Widząc jego proszące spojrzenie wiedziałem, że będę musiał zadzwonić do Dylana, chociaż będzie to trochę dziwne i nachalne, ale nie umiałem odmówić Liamowi, wiedziałem że muszę chociaż spróbować zadzwonić.
Poczekaliśmy aż się trochę ściemni na dworze, moi rodzice siedzieli już u siebie. Po kryjomy wymknęliśmy się do budki gdzie był nasz telefon. Nigdy z niego nie korzystałem, nie wiedziałem nawet jak się do tego zabrać.
- Używałeś kiedyś tego? - spytał Liam.
- Nie. Nie używałem. Ale domyślam się, że się tu tylko wykręca numer i tyle - powiedziałem i zacząłem powoli wciskać cyfry które zapisał mi na kartce Dylan. Wspólnie z Liamem nachyliliśmy się nad słuchawką i patrzyliśmy po sobie.
CZYTASZ
Amiszowy chłopiec [DYLMAS, BRIAM]
FanfictionDylan jest beztroskim imprezowym studentem uwielbiającym ozdabiać sobie ciało tatuażami. Pod koniec wakacji zostaje wysłany do wspólnoty amiszów, na których temat ma napisać pracę dyplomową na studia. Poznaje tam Thomasa i Liama - młodych amiszów kt...